[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drży.StwardniaÅ‚ od pożądania.Wciąż jeszcze trochÄ™ Å‚ka, po twarzy z rzadka już pÅ‚ynÄ… gorÄ…ce Å‚zy.PrzyglÄ…da siÄ™, jak niebo bÅ‚Ä™kitnieje i znów bierze w rÄ™kÄ™ swojÄ… mÄ™skość; przygryza wargÄ™, przyÂwoÅ‚ujÄ…c w pamiÄ™ci tamtÄ… fantazjÄ™ o plaży na Capri: wino, chÅ‚oÂpiec z kozioÅ‚kiem i pocaÅ‚unki, on i Micaela o Å›wicie, oboje nadzy.Dyszy, kiedy przychodzi wytrysk.UżyźniÅ‚ nagÄ… ziemiÄ™.W tym lepkim bajorku jest teraz dwieÅ›cie milionów nienaroÂdzonych dzieci.Znów idzie siÄ™ wykÄ…pać.Później podejmuje wÄ™ÂdrówkÄ™, wpierw niosÄ…c rzeczy przewieszone przez ramiÄ™, by po jakiejÅ› godzinie wÅ‚ożyć je na powrót, w obawie, że wschodzÄ…ce sÅ‚oÅ„ce wyciÅ›nie swój palÄ…cy pocaÅ‚unek na jego wrażliwej, choÂwanej za murami skórze.Do poÅ‚udnia place, sadzawki i publiczne ogrody zostaÅ‚y daÂleko w tyle i Michael wkroczyÅ‚ na obrzeża którejÅ› z osad rolniÂczych.RozlegÅ‚y teren jest caÅ‚kiem pÅ‚aski; daleko na horyzoncie lÅ›niÄ… brÄ…zowe szpikulce miastowców, malejÄ…ce ku zachodowi i wschodowi.Nie ma drzew ani żadnej innej dzikiej, rosnÄ…cej samopas roÅ›linnoÅ›ci; ani Å›ladu bezÅ‚adnych wykwitów zieleni, które tak urzekaÅ‚y go podczas tamtej wÄ™drówki po Capri.MiÂchael widzi dÅ‚ugie rzÄ™dy niewysokich roÅ›lin, oddzielonych paÂsami goÅ‚ej i czarnej ziemi; gdzieniegdzie napotyka ogromny zaÂgon, caÅ‚kiem pusty, jak gdyby czekaÅ‚ na zasiew.Zgaduje, że to pola warzywne.OglÄ…da roÅ›liny: tysiÄ…ce kulistych, zakrÄ™conych pÄ™dów, mocno do siebie przyciÅ›niÄ™tych; tysiÄ…ce innych - poÂdÅ‚użnych i trawiastych, z dyndajÄ…cymi kitkami; tysiÄ…ce jeszcze i jeszcze innych.Gdy tak idzie przed siebie, rodzaj uprawy uleÂga zmianie.Kukurydza? Fasola? Marchew? Pszenica? Dynia? W żaden sposób nie potrafi rozpoznać gatunku.Szkolne lekcje biologii prawie zupeÅ‚nie wywietrzaÅ‚y mu z gÅ‚owy; teraz może tylko zgadywać - i to prawie na pewno bÅ‚Ä™dnie.Odrywa po liÂÅ›ciu z tej i owej Å‚odygi.Smakuje pÄ™dy i strÄ…ki.Z sandaÅ‚ami w rÄ™ce maszeruje na bosaka przez lubieżnie przerzucone skiby gruntu.Przypuszcza, że idzie na wschód.W stronÄ™, w której wzeÂszÅ‚o sÅ‚oÅ„ce.Ale teraz sÅ‚oÅ„ce jest już wysoko nad gÅ‚owÄ… i nieÅ‚aÂtwo ustalić kierunek.Z kurczÄ…cego siÄ™ szeregu miastowców też nie ma w tym wzglÄ™dzie żadnego pożytku.Jak daleko jeszcze do morza? Na wspomnienie plaży jego oczy znowu wilgotniejÄ….Wzburzone grzbiety przybrzeżnych fal.Smak soli.TysiÄ…c kiloÂmetrów? Jaka to odlegÅ‚ość? Próbuje posÅ‚użyć siÄ™ przykÅ‚adem.Przewracamy monadÄ™ i przytykamy do jej koÅ„ca drugÄ…, potem nastÄ™pnÄ… i jeszcze jednÄ….JeÅ›li rzeczywiÅ›cie morze jest tysiÄ…c kilometrów stÄ…d, to ma do niego trzysta trzydzieÅ›ci trzy uÅ‚ożoÂne jeden za drugim miastowce.Zamiera w nim serce.W ogóle nie ma poczucia odlegÅ‚oÅ›ci.Równie dobrze może to być dzieÂsięć tysiÄ™cy kilometrów.Wyobraża sobie, czym byÅ‚oby przejść siÄ™ trzysta trzydzieÅ›ci trzy razy z Reykjaviku do Louisville, tylÂko horyzontalnie.Ale da radÄ™ - jeÅ›li tylko starczy mu uporu.Gdyby tylko trafiÅ‚ na coÅ› do jedzenia.Te liÅ›cie, badyle i strÄ…ki nie przypadÅ‚y mu do smaku.WÅ‚aÅ›ciwie które części roÅ›liny sÄ… jadalne? Czy powinien je upiec? Jak? WyglÄ…da na to, że ta wyÂprawa bÄ™dzie trudniejsza niż siÄ™ spodziewaÅ‚.Ale jedynÄ… alterÂnatywÄ… jest powrót do miastowca, a tego nie zamierza zrobić.To byÅ‚oby jak umrzeć, nim w ogóle zaczęło siÄ™ żyć.Idzie dalej.ZmÄ™czenie.Jego wÄ™drówka trwa już dobre sześć czy sieÂdem godzin i Michael jest trochÄ™ rozkojarzony z gÅ‚odu.Do tego dochodzi oczywiÅ›cie wysiÅ‚ek fizyczny.Horyzontalne chodzenie z pewnoÅ›ciÄ… angażuje caÅ‚kiem inne mięśnie.Wspinanie siÄ™ i schodzenie po schodach to pestka, nie mówiÄ…c już o jeździe szybociÄ…giem, a krótkie poziome spacery po korytarzach zupeÅ‚Ânie nie przygotowaÅ‚y go na taki trud.BolÄ… go tylne partie ud; ma zastaÅ‚e stawy w kostkach: przykre uczucie jakby kość tarÅ‚a o kość.Mięśniom ramion coraz trudniej przychodzi utrzymać gÅ‚owÄ™ w górze.Gramolenie siÄ™ po nierównym terenie jeszcze zwiÄ™ksza problem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]