[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednoznacznie dał do zrozumienia, co myśli o tych, którzy wysłali złote płaszcze przeciwko tak znamienitemu rycerzowi jak ser Barristan Śmiały.- Mamy białe cienie w lasach, żywe trupy pod naszym dachem, do tego jeszcze chłopiec zasiada na Żelaznym Tronie - powiedział skrzywiony.Kruk zaskrzeczał ochryple.- Chłopiec, chłopiec, chłopiec.Jon pamiętał, że Stary Niedźwiedź bardzo liczył na ser Barristana.Jeśli go zabraknie, czy ktoś w ogóle przeczyta list Mormonta? Zacisnął dłoń w pięść.Strumienie bólu popłynęły przez jego poparzone palce.- A moje siostry?- W liście nie było ani słowa na temat lorda Eddarda ani dziewczynek.- Może nie otrzymali mojego listu.Aemon wysłał dwa najlepsze ptaki z dwoma kopiami, ale kto wie? Bardzo prawdopodobne, że Pycelle nie raczył odpowiedzieć.Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz.Obawiam się, że w Królewskiej Przystani nikogo nie obchodzi nasz los.Mówią nam tylko tyle, ile chcą, a to niewiele.Ty mówisz mi tyle, ile chcesz mi powiedzieć, a to jest jeszcze mniej, pomyślał Jon z niechęcią.Jego brat, Robb, zebrał siły i pojechał na południe na wojnę, ale on nie otrzymał ani słowa… poza informacją od Samwella Tarly’ego, który przeczytał list do maestera Aemona i opowiedział Jonowi po cichu, przez cały czas powtarzając, że nie powinien tego robić.Pewnie wszyscy uważali, że wojna jego brata to nie jego sprawa.On jednak nie potrafił przestać o tym myśleć, chociaż wciąż powtarzał sobie, że teraz jego miejsce jest tutaj, z jego braćmi na Murze - mimo to obawy go nie opuszczały.- Ziarno - krzyczał kruk.- Ziarno, ziarno.- Och, bądźże cicho - powiedział do ptaka Stary Niedźwiedź.- Snow, czy maester powiedział, kiedy będziesz miał sprawną rękę?- Wkrótce - odparł Jon.- Dobrze.- Lord Mormont położył na stole między nimi ogromny miecz w czarnej metalowej pochwie ze srebrnymi ozdobami.- W takim razie będziesz mógł go używać.Kruk sfrunął na stół i podszedł do miecza, przekrzywiając na bok głowę.Jon zawahał się.Nie miał pojęcia, o co chodzi.- Panie?- Ogień stopił srebro z rękojeści i spalił osłonę.No, ale czego można się było spodziewać, skoro skóra i drewno są stare.Za to ostrze… och, trzeba by o wiele gorętszego ognia, żeby je zniszczyć.- Mormont popchnął pochwę przez surowe deski blatu stołu.- Kazałem odnowić.Weź.- Weź - powtórzył kruk jak echo.- Weź, weź.Jon podniósł miecz niezgrabnie lewą ręką, ponieważ prawą wciąż miał zabandażowaną.Wysunął go ostrożnie z pochwy i podniósł na wysokość oczu.Gałkę rękojeści zrobiono z jasnego kamienia i obciążono ołowiem dla zrównoważenia długiego ostrza.Wyrzeźbiono ją na podobieństwo głowy szczerzącego kły wilka z kawałkami granatów osadzonych w oczach.Samą rękojeść wykonano z nowiutkiej skóry, miękkiej i czarnej, nie poplamionej jeszcze potem ani krwią.Ostrze miecza było przynajmniej o stopę dłuższe od tych, do których przyzwyczaił się Jon, ścięte tak, by można było nim zadawać zarówno pchnięcia, jak i cięcia, z trzema głębokimi wyżłobieniami wzdłuż całej długości.Lód był prawdziwym obusiecznym mieczem, tymczasem ten był tak zwanym półtorakiem albo, jak mówili niektórzy, „bękarcim mieczem”.A jednak wilczy miecz wydawał mu się lżejszy od wszystkich, które dotąd trzymał w ręku.Kiedy Jon odwrócił nieco miecz, dostrzegł migotanie czarnej stali w miejscach, gdzie zwijano ją wielokrotnie.- To valyriańska stal, panie - powiedział z podziwem.Ojciec często pozwalał mu trzymać swój Lód, dlatego dobrze pamiętał jego wygląd.- Tak - odparł stary Niedźwiedź.- Należał do mojego ojca i do jego ojca.Mormontowie nosili go od pięciu stuleci.Swego czasu ja go nosiłem, a odchodząc na Mur, przekazałem synowi.Daje mi miecz swojego syna.Jon nie wierzył własnym uszom.Miecz wydawał się doskonale wyważony.Jego ostrza migotały delikatnie, kiedy dotykały wargami światła.- Twój syn… - Mój syn zhańbił Ród Mormontów, jednakże miał na tyle przyzwoitości, żeby go zostawić, zanim uciekł.Oddała mi go moja siostra, lecz sam jego widok przypominał mi o postępku mojego syna, i dlatego schowałem go głęboko i długo nie dotykałem, aż do chwili gdy znalazłem go w popiołach w mojej sypialni.Oryginalna kula, ze srebra, miała kształt niedźwiedziej głowy, lecz starła się do gładkości, i uznałem, że dla ciebie lepszy będzie biały wilk.Jeden z naszych budowniczych potrafi rzeźbić w kamieniu.Będąc w wieku Brana, Jon, podobnie jak większość chłopców, marzył o wielkich czynach.Za każdym razem szczegóły były inne, ale często wyobrażał sobie, że ratuje życie ojcu.Potem słyszał, jak lord Eddard ogłasza, że Jon okazał się godny prawdziwego Starka i dotyka Lodem jego ramienia.Nawet wtedy wiedział, że były to tylko dziecięce mrzonki, ponieważ żaden bękart nie może dzierżyć ojcowskiego miecza.Czuł wstyd na samo wspomnienie podobnych marzeń.Czy godzi się odbierać własnemu bratu prawo pierworództwa? Nie mam takiego prawa, pomyślał, nie dla mnie Lód.Poruszył poparzonymi palcami i poczuł przepływającą przez nie falę bólu.- Panie, czuję się zaszczycony, ale…- Oszczędź mi swoich ale, chłopcze - przerwał mu lord Mormont.- Nie siedziałbym tutaj teraz, gdyby nie ty i twoja bestia.Dzielnie walczyłeś i… co ważniejsze, jeszcze szybciej myślałeś.Ogień! A niech to.Powinniśmy byli wiedzieć.Powinniśmy byli pamiętać.Przecież Długa Noc była już wcześniej.Och, pewnie że osiem tysięcy lat to kawał czasu, ale jeśli Nocna Straż nie pamięta, to kto?- Kto - powtórzył rozmowny kruk.- Kto.Tamtej nocy bogowie naprawdę wysłuchali modlitwy Jona; ogień szybko objął ubranie martwej istoty, trawiąc ją całą, jakby ciało miała z wosku, a kości z suchych patyków.Wystarczyło, żeby Jon zamknął oczy, a natychmiast widział znowu postać, która zataczała się, opędzając przed płomieniami.Wspomnienie tamtej twarzy nie dawało mu spokoju: cała w ogniu, włosy płonące jak słoma, martwe ciało topiące się jak wosk, spod którego ukazywały się białe kości czaszki.Płomienie wypędziły demoniczną siłę - cokolwiek to było - która weszła w posiadanie ciała Othora.To, co znaleźli w popiele, było tylko kupką usmażonego mięsa i wypalonych kości.Jon wciąż jednak spotykał tę postać w koszmarach, tyle tylko, że teraz płonący trup przypominał lorda Eddarda.Skóra jego ojca pękała i czerniała, oczy topiły się i płynęły po policzkach ojca niczym galaretowate łzy.Jon nie rozumiał, dlaczego tak się dzieje ani co to może znaczyć, ale czuł ogromny strach.- Miecz to niewielka zapłata za czyjeś życie - powiedział Mormont.- Weź go i nie mówmy już o tym, zrozumiano?- Tak, panie.- Miękka skóra uginała się lekko pod palcami Jona, jakby miecz dopasowywał się do jego dłoni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]