[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oprócz innych uzdolnień miała prawdziwy talent do koni i ujeździła większość nowych karliańskich wierzchowców.Była urodzoną amazonką, jeździła w siodle, ale znakomicie dawała sobie radę i bez niego.Gdy konie stawały dęba albo wyginały się w pałąk, obejmowała je za szyję lub przylegała płasko do grzbietu, tak że w żaden sposób nie mogły zrzucić jej z siodła.A złośliwa bestia, która usiłowała przetoczyć się wraz z nią po ziemi, stwierdziła, że dziewczyna zniknęła, by ponownie znaleźć się w siodle, gdy tylko koń stanął na nogi.Najmłodsza z czwórki dzieci, które już dawno opuściły rodziców i założyły własne rodziny, Szalane miała okrągłą twarz matki i jej pełne usta, odsłaniające wydatne przednie zęby, oraz jasne włosy Mossa i ciemniejszą od nich skórę przez większą część roku.Córka Mossa nie kryła w sobie cieni: stała śmiało w pełnym blasku słońca, promieniując życiem i Arin wiedział, że mężczyzna, który nie potrafiłby jej kochać, musiałby być albo martwy albo umierający.Kiedy wróci do Czarzenu, Szalane musi być z nim.Szybko znalazł kwatery dla swoich ludzi - nie brakowało ofert - i przez milę lub dwie szedł z Mossem i Szalane przez faliste, wyskubane przez owce łąki, obok dobrze utrzymanych pól Mossa, gdzie stała ustawiona na zimę w kopy kukurydza do długiego, niskiego domu, w którego drzwiach czekała na nich Mejza.Nie był to wielki jak pieczara dwór w Czarzenie, lecz w; niewytłumaczalny sposób cieplejszy, wyposażony w zaskakującą ilość mrikańskich luksusów - pokryte glazurą gliniane talerze, metalowe lampy, cienkie, lecz wyblakłe obicia ścienne i duży żelazny piec w kuchni.Mejza była bardziej wdzięczna mężowi niż dumna z pieca, który Moss w intuicyjnym porywie wspaniałomyślności kupił jej w Towzenie.Piec umożliwiał przygotowanie posiłków w równej temperaturze i zaoszczędzał Mejzie wielu godzin pracy.Większość tych rzeczy została zakupiona na początku ich małżeństwa, kiedy Moss porzucił łowy, oczyścił ziemię i zbudował dom.- Byliśmy bogaci - wspominała z lubością Mejza.- mieliśmy dwadzieścia pięć kredytek.Więcej pieniędzy niż wszyscy Karliowie kiedykolwiek oglądają za jednym razem, Moss zarobił je pewnej wiosny.Moss nic nie powiedział.- W Liszynie? - podsunął Arin.- Tak.Był potem chory.Był.z dala od nas.- Moss rzucił jej spojrzenie.Mejza wzruszyła ramionami, nie chcąc poruszać przykrego tematu.- Nie rozmawiamy o tym.Zasiedli do posiłku w dużej kuchni, ogrzewanej przez wielki piec.Szalane i Arin nakładali sobie najmniejsze porcje pili tylko wodę, chociaż uprzejmość kazała zastawiać obficie stół, żeby władcy mogli ćwiczyć wewnętrzną dyscyplinę, dokonując wyboru w błahych sprawach.Rozmowa była równie ciepła jak jedzenie.- Uśmialiśmy się z was, kiedy spotkaliście się pierwszy raz.- Mejza nałożyła więcej jarzyn na talerz Mossa.- Lane utknęła we dworze władców, a ty o mało nie wyskoczyłeś ze skóry.- O mało nie musiałem ich związać - zachichotał Moss.Spojrzał na młodzieńca z tym nieuchwytnym niuansem w wyrazie twarzy, który, nie wiadomo dlaczego, przypominał Arinowi Singera.- Czas to dobra rzecz.- Ejże, a cóż to ma znaczyć? - zapytała Mejza.- Och, po prostu są już starsi, a Arin.pamiętasz, jaki był wtedy? Za leniwy, żeby obetrzeć sobie usta.Szalane splotła palce z palcami Arina.On jest również zmęczony.Dobre jedzenie, kontakt z Szalane i ciepła atmosfera jej domu w zdradziecki sposób podziałały na młodego władcę.Oczy mu się już same zamykały.- Jestem zmęczony, Moss.Ale niebawem będę musiał z tobą porozmawiać.- O każdej porze.Najlepiej rano.Lubię przyglądać się, jak wschodzi słońce.Mejza postawiła napełnioną na nowo miskę na stole i objęła Mossa ramionami od tyłu.- Pewnie.Przyjdź o wschodzie słońca.Stary Moss wstaje z ptakami.- Uśmiechnęła się przez ramię do młodych ludzi i westchnęła, zadowolona, że żyje.- Moss, upiję cię dziś wieczorem, nie całkiem, ale do połowy.Powiedziałam, że do połowy.Moss schował twarz w jej włosach.- I?Ugryzła go w ucho.- A potem rozerwę cię na kawałki.Lane, zabierz Arina na górę, zanim zaśnie przy stole i wpadnie do talerza.Arin pamiętał, że zanim Szalane została władczynią, jej pokój był znacznie lepiej wyposażony.Teraz zaś był niemal pusty, ze zwyczajowym kręgiem na podłodze, otwartym w stronę północy.Zamykała go kredą, gdy wchodziła, by pracować w samotności lub przywoływać moc.Arin zastanawiał się, co Szalane pomyślałaby o jego własnym pokoju z tradycyjnymi instrumentami ich sztuki, ukrytymi pod kałamarzami spisami z trudem wyuczonych słów i manuskryptami, które sporządził dla niego Garik.Tu na zwykłym stole stała jej czara, tammaj i poświęcona misa wraz z kilkoma dzbanami ziół.A jej łóżko było zbyt małe, by pomieścić ich oboje.- Nie martw się.- Szalane uścisnęła go mocno.- Będę spać przytulona.Arin osunął się na łóżko, żeby zdjąć buty.Wypchany igłami sosnowymi materac zachrzęścił kusząco, kiedy przyglądał się dziewczynie.Płomienie świec zadrżały od powiewu wywołanej jej szybkimi ruchami.Szalane ściągnęła przez głowę biały płaszcz, za którym poszła koszula i skórzane spodnie.Staneła przed Arinem naga i dumna, jak ulubiony źrebak oczekujący na pieszczotę.Ponieważ od Sindżinu aż po Milemas chodziła prawie bez ubrania, słońce opaliło jej jasną skórę na matowo złoty kolor, z wyjątkiem wąskiego bladego paska wokół szczupłych bioder.Pomogła Arinowi ściągnąć resztę odzieży, po czym weszła do łóżka, oplatając chłopaka ramionami i nogami.Spójrz na nas, Arinie.Jesteśmy jak poranek.- Naprawdę jesteś tutaj.- Przesunęła rękę w dół jego brzucha i zatrzymała między nogami, nie łapczywie, lecz delektując się tą wędrówką cal po calu.Ale brzemię zmęczenia było zbyt wielkie, nie mógł odpowiedzieć na jej pieszczotę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]