[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ni mniej, ni więcej, tylko właśnie kosmiczne.- Jasne - powiedział Grubin, który przez otwarte okno swojej izdebki doskonale słyszał całą rozmowę.Zajmował się akurat robotą nudną, chociaż twórczą.Rzeźbił mianowicie w ryżowym ziarenku “Słowo o pułku Igora".- Jasne, Amerykanie wieźli kamień z Księżyca, po drodze upuścili i trafili prosto w Korneliuszową drogę.- Cynik z ciebie, Grubin - powiedział Korneliusz Udałow ze smutkiem w głosie.Wszyscy dokładnie widzieli, że język go świerzbi, żeby opowiedzieć całą historię, ale na razie nie może się zdecydować.Na jego pulchnej twarzy pojawiły się kropelki potu.- Cynik z ciebie, Grubin, ale najdziwniejsze, że prawie trafiłeś w sedno, chociaż nie potrafisz wyobrazić sobie całej ogromnej wagi takiego wydarzenia.Ja przecież dałem słowo, niemal zobowiązanie dochowania tajemnicy.- No to dochowuj - powiedział Grubin.- Toteż dochowam - powiedział Udałow.- Potrzebne nam twoje historie - powiedział Grubin, który wbrew pozorom był najlepszym przyjacielem Udałowa, o czym wszyscy wiedzieli.- No więc, co ci się na tej drodze przytrafiło? - zapytał Wala Kac.- Opowiadaj szybciej, bo żona zaraz mnie zawoła na kolację.- Nie uwierzycie - powiedział Udałow.- Nie uwierzymy - zgodził się Grubin z okna.Ale Udałow już się zdecydował opowiedzieć i nie słuchał grubińskich słów.Oczy mu zmętniały i nabrały wyrazu obcości, z jakim w dawnych czasach bajarze przystępowali do strojenia gęśli i zwracali twarz ku kniaziowi, aby snuć długą, pasjonującą opowieść, prawdopodobną dla słuchaczy i całkowicie łgarską dla ich potomków.- Dzisiaj do Griaznuchy poszedłem na piechotę - rozpoczął Udałow.- Do mleczarni autobusem, a dalej piechotą.Za miesiąc będziemy musieli zmienić dach na sanatorium.No to poszedłem zobaczyć.- A co z twoim służbowym samochodem? - zapytał Grubin.- Samochód pojechał do Poćmy po generator.Samochód mamy jeden dla wszystkich.A ja udałem się do sanatorium.Po co niby mam się spieszyć, pytam? Dokąd mam się śpieszyć, jeśli droga wiedzie przez las, miejscami nad samym brzegiem rzeki, ptaki śpiewają, dookoła żadnego ruchu i nawet urlopowiczów nie widać.- A to prawda, że sanatorium zamknęli? - zapytał Wasilij Wasiljewicz?- Tymczasowo - odparł Udałow.- Na razie borowina się skończyła.Będziemy pewnie narzan przywozić.Ale to się jeszcze zobaczy.Właśnie wtedy ich spotkałem.- Urlopowiczów?- Jakich urlopowiczów? Ludzi w “Moskwiczu".Całą rodzinę.Pewnie turyści.Na dachu mieli namiot, materace, a nawet dziecinny wózek.Dlatego się z nimi nie zabrałem, że było ich w wozie pięcioro.- Po co niby miałeś się z nimi zabierać?- Jak to po co? Żeby do sanatorium podrzucili.- Przecież oni jechali z przeciwka.- Nie, Walentin, wszystko pomyliłeś.Najpierw oni mnie wyprzedzili.I ja się z nimi nie zabrałem.Albo mi to pilno? A potem oni zawrócili.Ten, który siedział za kierownicą, był blady jak śmierć, dzieci płaczą, rwetes, krzyk.Kierowca wysunął się przez okno i macha do mnie ręką, żebym zawracał.Ale, myślę sobie, dziwak.Nie wiedziałem jeszcze, co mnie czeka za zakrętem.- Za zakrętem na Korneliusza czekał zimny trup - powiedział Grubin.- Nie przerywaj! - oburzył się Pogosjan.- Słyszysz, że człowiek opowiada, a ty mu przerywasz.- Za zakrętem czekał na mnie znak.“Uwaga - roboty drogowe!" Znacie taki znak? Trójkąt, a w jego środku człowiek z łopatą.Zdziwiłem się, co to za roboty drogowe bez mojej wiedzy? Nasze miasto jest niewielkie i nie może być takich robót.I jeszcze to mnie zdziwiło, że znak był jakiś dziwny.Źle wykonany z punktu widzenia estetyki i sztuki malarskiej.Robotnik miał trzy nogi i bardzo niechlujny wygląd.- A kto u nas znaki robi?- Znaki nam przysyłają z Wołogdy.Znaki to sprawa milicji.Ale nie o to chodzi.Nie chodzi o to czy znak dobry, czy zły, ale o to, że trzy nogi.- Chuligaństwo - powiedziała stara Łożkina, która już nakarmiła swojego męża i teraz wcisnęła się w szparę między akwarium a klatkę z kanarkiem, żeby posłuchać ciekawej historii.- Ja też tak pomyślałem - zgodził się Udałow.- A jeszcze zaniepokoili mnie ludzie z “Moskwicza".Czego się tak zlękli?- Chuligaństwo.Jasna sprawa, chuligaństwo - powtórzyła stara Łożkina
[ Pobierz całość w formacie PDF ]