[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Umiał się bić i umiał unikać awantur.Za każdym razem starał się ich uniknąć.I przede wszystkim miał na uwadze ją i Mary, robił to przez wzgląd na nie.- Jesteś odważny - powiedziała.- Przecież to była dziecinna zabawka - zaprzeczył.- Ci ludzie umieją tylko wywoływać burdy.Nie mają pojęcia o boksie.Zupełnie jakby się sami nastawiali na ciosy.Wystarczy ich uderzyć: To przecież nie jest prawdziwa walka.- Spojrzał na knykcie palców i zrobił zmartwioną, zabawnie chłopięcą minę.- Będę nimi musiał jutro powozić - użalił się.- Zapewniam cię, że jak te pęknięcia zaschną, nie będzie to przyjemne.Rozdział piątyO godzinie ósmej orkiestra odegrała „Domu mój, miły domu” i w zapadającym zmroku czwórka przyjaciół, wraz z tłumem śpieszących do wycieczkowego pociągu, udała się na stację i zajęła w przedziale dwa podwójne miejsca naprzeciwko siebie.Gdy rozbawione tłumy wypełniły szczelnie wszystkie przejścia i platformy, pociąg ruszył w krótką drogę z przedmieścia do centrum Oakland.Cały wagon śpiewał kilkanaście piosenek naraz i Bert, przytuliwszy głowę do piersi Mary, zaintonował „Nad brzegiem Wabash”.Odśpiewał pieśń do samego końca, nie odstraszyła go nawet wrzawa dwóch solidnych bijatyk, z których jedna rozgrywała się na sąsiedniej platformie, druga zaś w głębi wagonu.Obie zostały w końcu stłumione przez policjantów przy wtórze wrzasku kobiet i brzęku rozbijanych szyb.Bill odśpiewał żałobną, długą balladę o kowboju, której refren brzmiał: „Pochowajcie mnie, pochowajcie na samotnej pre–e–rii”.- Tej pieśni na pewno nigdy nie słyszałaś.Mój ojciec często ją nucił - powiedział do Saxon, która była rada, że skończył.Odkryła w nim pierwszą skazę.Nie miał ani krztyny słuchu.Cały czas śpiewał w fałszywej tonacji.- Bardzo rzadko śpiewam - dodał.- No chyba! - wykrzyknął Bert.- Inaczej zginąłbyś marnie z rąk przyjaciół.- Wszyscy mi tym dokuczają - poskarżył się Bill Saxon.- Powiedz uczciwie, czy uważasz, że naprawdę śpiewam tak źle?- Trochę może… trochę fałszywie - przyznała Saxon z ociąganiem.- Mnie się wcale nie wydaje, że fałszywie - zaprzeczył Bill.- Po prostu nabijają się ze mnie.Głowę dam, że Bert cię na mnie napuścił.A teraz ty coś zaśpiewaj, Saxon.Zakład, że masz dobry głos.Wystarczy na ciebie popatrzeć.Zaczęła „Gdy skończą się żniwa”.Bert i Mary zawtórowali jej, ale kiedy Bill chciał się przyłączyć do chóru, Bert wyperswadował mu to kopniakiem w kostkę.Saxon śpiewała czystym sopranem, głosik miała niewielki, ale miły.Zdawała sobie sprawę z tego, że śpiewa wyłącznie dla Billa.- To się nazywa głos - oznajmił Bill, gdy umilkła.- Zaśpiewaj jeszcze raz.Proszę cię, Saxon.Wspaniale to robisz.Jego ręka zsunęła się i zamknęła jej dłoń w uścisku.Saxon czuła, jak przenika ją płynący od Billa prąd siły i ciepła.- Proszę, proszę, za rączkę się trzymają - zawołał kpiąco Bert.- Trzymają się za rączkę, jakby ich strach oblatywał.Popatrzcie na Mary i na mnie! Dalej, bierzcie z nas przykład, wy lodowe góry! Przytulcie się do siebie.Bo jak nie, zacznę coś podejrzewać.Już mam podejrzenia.Widać że coś knujecie.Jego aluzje nie pozostawiały żadnych wątpliwości i Saxon poczuła gorący rumieniec na policzkach.- Radzę ci zająć się sobą, Bert - skarcił go Bill.- Przestań gadać! - dodała Mary z oburzeniem.- Straszny z ciebie ordynus, Bert, i nie chcę mieć z tobą więcej do czynienia.Wypuściła go z objęć i odepchnęła po to tylko, żeby mu w kilkanaście sekund później przebaczyć i wziąć go znów w ramiona.- Słuchajcie, wy wszyscy - ciągnął niepoprawny Bert.- Noc jest jeszcze młoda.Chodźmy się zabawić… najpierw do Pabsta, a potem do jakiejś innej dziury.Jak myślisz, Bill? Co ty na to, Saxon? Mary się zgodzi, świetny z niej kompan.Saxon czekała, ogarnął ją nagle lęk przed odpowiedzią tego mężczyzny u jej boku, którego tak krótko znała.- Ni–ie - odpowiedział Bill spokojnie.- Wstaję wcześnie i czeka mnie dzień ciężkiej pracy, a dziewczęta też nie próżnują.Saxon przebaczyła mu brak słuchu.Zawsze wiedziała, że istnieją na świecie tacy mężczyźni.Na takiego mężczyznę czekała.Miała dwadzieścia cztery lata, a pierwszy raz oświadczono jej się, kiedy miała szesnaście.Po raz ostatni - przed miesiącem.Poprosił ją o rękę kierownik pralni, mężczyzna dobry i delikatny, ale już niemłody.Za to ten siedzący obok na ławce… ten był silny i dobry, i delikatny - i młody.Sama była tak młoda, że musiała pociągać ją młodość.Małżeństwo z kierownikiem uwolniłoby ją od pracy w prasowalni, ale nie dałoby jej ciepła.Z tym mężczyzną obok… Powstrzymała się w ostatniej chwili, aby nie uścisnąć mu ręki, w której spoczywała jej dłoń.- Nie, Bert, nie naprzykrzaj się - mówiła Mary.- Bill ma rację.Musimy się wyspać.Jutro jest prasowanie i cały dzień będziemy na nogach.Nagle Saxon poczuła w sercu chłód na myśl, że jest chyba starsza od Billa.Rzucała ukradkowe spojrzenia na jego gładką twarz, a dominująca w nim młodość, która tak ją przedtem pociągała, przestraszyła ją teraz.Ożeni się naturalnie z dziewczyną dużo od siebie młodszą, dużo młodszą od niej, Saxon.Ile on może mieć lat? Czy naprawdę jest dla niej za młody? A im bardziej nieosiągalny jej się wydawał, tym bardziej ją pociągał.Był taki silny, taki łagodny.Jeszcze raz przeżywała w myślach zdarzenia dnia.Nic mu nie mogła zarzucić.Okazywał Mary i jej tyle względów.I podarł jej karnecik, a potem tańczył tylko z nią.Musiała mu się podobać, bo inaczej by tego nie zrobił.Leciutko poruszyła ręką zamkniętą w jego dłoni i poczuła szorstkość skóry zgrubiałej od lejców.Było to wrażenie rozkoszne.On także poruszył ręką, aby dostosować się do zmienionej pozycji jej dłoni.Saxon czekała z lękiem w sercu.Nie chciała, aby się okazał podobny do innych mężczyzn; znienawidziłaby go chyba, gdyby wykorzystując lekkie poruszenie jej palców objął ją ramieniem.Ale nie zrobił tego i serce Saxon wyszło ku niemu.Miał w sobie tyle delikatności.Nie był ani płochy jak Bert, ani brutalny jak inni mężczyźni, których znała.Saxon zebrała już bowiem sporo doświadczeń, nie zawsze miłych, i często cierpiała z powodu braku owej cechy określanej mianem rycerskości - choć jej z kolei brakowało tego słowa na oznaczenie przedmiotu własnych przeczuć i pragnień
[ Pobierz całość w formacie PDF ]