[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.We wtorek spędziłem okropną noc - komisariat West Central to nie hotel.A potem ta jazda pociągiem.- A jednak pojechał pan prosto do Lowestoft i nie zadał pan sobie trudu, aby to sprawdzić? - zapytał Reckless.- Ależ sprawdziłem! Kiedy wyjechałem na drogę, przyszło mi do głowy, żeby zobaczyć, czy łódka naprawdę zniknęła.Wjechałem więc w Tanner’s Lane tak daleko, jak się dało i poszedłem na plażę.Łódki nie było.To mi wystarczyło.Pewnie sądzi pan, że powinienem był oddzwonić na posterunek, ale nawet mi do głowy nie przyszło, że wiadomość może być fałszywa.Pomyślałem o tym dopiero, kiedy wyruszyłem i wtedy już najłatwiej było sprawdzić łódkę.Wie pan.- Słucham - spokojnie zachęcił go Reckless.- Ten, kto dzwonił, musiał wiedzieć, że jestem w domu.I to nie mogła być Liz Marley, bo kiedy zadzwonił telefon, właśnie odjeżdżała.Ale jak ktoś inny mógł o tym wiedzieć?- Mógł widzieć, jak pan przyjeżdżał - podsunął Reckless.-1 pewnie po wejściu zapalił pan światła.Widać je z daleka.- No pewnie, że zapaliłem, wszystkie naraz.Ten cholerny dom przyprawia mnie o dreszcze.To dziwne, mimo wszystko.To istotnie dziwne, pomyślał Dalgliesh.Prawdopodobnie jednak inspektor miał rację; jaskrawe światła domu Setona widać było na całym cyplu Monksmere, a kiedy zgasły, znaczyło to, że Digby Seton wyruszył w drogę.Ale po co w ogóle ktoś zadał sobie trud, aby go wywabić? Czy sprawca musiał coś zrobić w Seton House? Coś odszukać, zniszczyć jakieś dowody? Może w Seton House ukryto ciało? Ale jakże było to możliwe, jeśli Digby mówił prawdę o zaginionej łódce?Znienacka Digby zapytał:- Co ja mam zrobić w sprawie przekazania ciała do celów naukowych? Maurice nigdy nie mówił nic, co by wskazywało, że mu zależy na postępie medycyny.No, ale jeśli tego chciał.Spoglądał pytająco to na Recklessa.to na Dalgliesha.- Nie martwiłbym się tym teraz - powiedział inspektor.-Pański brat zostawił konieczne instrukcje i formularze w swoich papierach.Ale trzeba z tym poczekać.- No tak, chyba tak - odparł Seton.- Ale nie chciałbym.To znaczy, jeśli sobie życzył.Podniecenie już go opuściło i teraz wyglądał na bardzo zmęczonego.Dalgliesh i Reckless spojrzeli po sobie, wiedzeni wspólną myślą, że niewiele dalszych korzyści przysporzy medycynie ciało, które wyjdzie spod noża Waltera Sydenhama; owego wybitnego i starannego doktora Sydenhama, którego podręcznik patologii sądowej nie pozostawiał żadnych wątpliwości.iż jego autor jest zwolennikiem pierwszego cięcia od krtani po krocze.Może później kończyny Setona dostaną do wprawek niedoświadczeni studenci medycyny, Dalgliesh wątpił wszakże, by o to mu chodziło.Jego korpus wniósł już swój wkład w naukę.Reckless zbierał się do wyjścia.Wyjaśniwszy Setonowi, że powinen być obecny na rozprawie za pięć dni - zaproszenia nie przyjęto z entuzjazmem - składał papiery z zadowoloną miną agenta ubezpieczeniowego pod koniec pracowicie spędzonego poranka.Digby spoglądał nań z obawą i zakłopotaniem niczym mały chłopiec, którego męczy towarzystwo dorosłych, ale nie jest zupełnie pewien, czy chciałby, żeby sobie poszli.Zapinając teczkę, Reckless niedbale rzucił ostatnie pytanie, tak jakby wcale nie zależało mu na odpowiedzi.- Czy nie sądzi pan, że to dziwne, że brat przyrodni uczynił pana spadkobiercą? Nie można powiedzieć, żebyście się przyjaźnili.- Przecież mówiłem panu! - jęknął Seton.- Nie miał nikogo innego.A poza tym, jednak byliśmy przyjaciółmi.To znaczy, robiłem co mogłem.Nie był trudny we współżyciu, jeśli chwaliło się te jego cholerne książki i dokładało trochę starań.Lubię mieć z ludźmi dobre stosunki, jeśli to tylko możliwe.Nie bawią mnie kłótnie i niesnaski.Pewnie na dłużej nie zniósłbym jego towarzystwa, ale bywałem tu rzadko; mówiłem już, że nie widziałem go od sierpnia.Oprócz tego, pewnie był samotny.Nie miał żadnej innej rodziny i lubił mieć świadomość, że jednak istnieje ktoś bliski.- A więc starał się pan żyć z nim dobrze z powodu pieniędzy - powiedział Reckless.- A on żył z panem dobrze, bo bal się, że zostanie zupełnie sam?- No, tak to już bywa - odparł Seton nie speszony.- Takie jest życie.Wszyscy chcemy czegoś od siebie nawzajem.Czy istnieje ktoś, inspektorze, kto kocha pana dla niego samego?Reckless wstał i wyszedł przez otwarte drzwi na taras, a po chwili przyłączył się do niego Dalgliesh.Stali razem w milczeniu; wiatr się wzmógł, ale słońce nadal grzało, złociste i wielkie.Na niebieskozielonym morzu dwa białe żagielki lawirowały kapryśnie jak miotane wiatrem kawałki papieru.W końcu Reckless usiadł na stopniach wiodących z tarasu na wąski pas murawy, dzielący dom od brzegu klifu.Dalgliesh, czując irracjonalnie, że jeśli będzie nadal stał, postawi inspektora w niekorzystnym położeniu, również usiadł; kamień pod udami i dłońmi wydał mu się wyjątkowo zimny, jak przypomnienie, iż jesienne słońce utraciło już i swą moc.- Tędy nie można zejść na plażę - powiedział Reckless.– Można by pomyśleć, że Seton chciał mieć swoje własne zejście.Stąd do Tanner’s Lane jest niezły kawałek drogi.- Skały są tutaj wyjątkowo wysokie i zarazem kruche.Schody mogłyby być niebezpieczne - zauważył Dalgliesh.- Może i tak.To musiał być dziwny gość.Pedantyczny.Dokładny.Na przykład ta kartoteka.Pomysły do powieści czerpał z gazet, czasopism i od ludzi albo też sam je wymyślał.I wszystkie starannie skatalogowane, dopóki nie będą potrzebne.- A pomysł panny Calthrop?- Nie ma.Co oczywiście o niczym nie świadczy.Sylvia Kedge mówiła mi, że kiedy Seton tutaj mieszkał, dom zwykle bywał otwarty.Wygląda na to, że nikt tu nic nie zamyka, Każdy mógł wejść i zabrać odpowiednią fiszkę.Każdy mógł ją przeczytać, jeśli już o to chodzi.Po prostu wchodzą nawzajem do swoich domów jak im się podoba.To pewnie ta saotność.To przy założeniu, że Seton taką fiszkę wypełnił.-Jak również, że panna Calthrop w ogóle powiedziała mu o tym pomyśle - dodał Dalgliesh.- A, to pana też uderzyło? - spojrzał na niego Reckless.– A co pan sądzi o Digbym Setonie?-To samo, co zawsze.Trzeba natężyć wyobraźnię, aby zrozumieć człowieka, który pała namiętną ambicją posiadania klubu nocnego.Ale pewnie jemu też trudno zrozumieć, dlaczego my chcemy być policjantami.Nie sądzę, by Digby miał dość odwagi i inteligencji, żeby popełnić to konkretne morderstwo.W zasadzie nie jest zbyt mądry.- Przez prawie cały wtorkowy wieczór siedział na dołku w komisariacie; dzwoniłem do West Central i oni to potwierdzają.Co więcej, był pijany.I bynajmniej nie udawał.- Bardzo wygodne.- Zawsze jest wygodnie mieć alibi, panie Dalgliesh
[ Pobierz całość w formacie PDF ]