[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie wyprzęgajcie wołów! -zawołała do wozniców.Ci, nie wiedząc, co czynić, zawahali się.Odciąłem kolejną uprząż i Argantazaczęła tłuc mnie piąstkami, wyklinając od złodziei i wrogów.Odepchnąłem ją łagodnie, lecz ani myślała ustąpić, a ja nie śmiałem użyć siły.Dostała szału, przeklinała mnie i okładała gradem uderzeń.Znów próbowałem jąodepchnąć, ale zaraz mnie opluła, uderzyła kolejny raz i krzykiem przywołała napomoc Tarczowników Czarnych.Tych dwunastu mężów wahało się, lecz byli wojami jej ojca i złożyliprzysięgę, iż będą strzec księżniczki, tak więc zbliżyli się, zniżywszy włócznie.Moiżołnierze niezwłocznie przybieżeli mi z pomocą.Mieliśmy miażdżącą przewagę, leczTarczownicy Czarni nie cofnęli się, a druid skakał przed nimi, potrząsając brodą zwplecionymi kawałkami lisiego futra i włosami z przywiązanymi kośćmi;wykrzykiwał, że są błogosławieni, a ich dusze będą stokrotnie wynagrodzone.- Zabijcie go! - krzyczała do swojej straży Arganta i wskazywała na mnie.-Zabijcie go zaraz!- Dosyć tego! - zawołała ostro Ginewra.Weszła na środek drogi i zmierzyławładczym spojrzeniem Tarczowników Czarnych.- Nie róbcie z siebie durniów,odłóżcie włócznie.Jak macie chęć zginąć, zabierzcie ze sobą Sasów, nieDumnończyków.- Odwróciła się do Arganty.- Chodz tu, dziecię - rzekła,przyciągnęła do się dziewczynę i rogiem szaroburej opończy otarła jej łzy.-Postąpiłaś całkiem słusznie, próbując uratować skarb, ale słuszność jest i po stronieDerfla.Jak się nie pośpieszymy, Sasi nas dopadną.- Odwróciła się ku mnie.- Czy niema żadnej sposobności, byśmy zabrali złoto?- %7ładnej - odparłem krótko, zgodnie z prawdą.Mógłbym nawet zaprzącwłóczników do wozów, a i tak poruszalibyśmy się zbyt wolno.- To złoto jest moje! - protestowała Arganta.- Teraz należy do Sasów - rzekłem i nakazałem Issie zepchnąć wozy z drogi iodciąć woły.Arganta zaprotestowała krzykiem po raz ostatni, lecz Ginewra złapała ją iprzytuliła do piersi.- Księżniczki nie okazują publicznie złości.Bądz nieodgadniona, moja droga,i niech mężczyzni nigdy nie wiedzą, co myślisz.Twoja moc leży w cieniach,albowiem w blasku słońca mężczyzni zawsze będą w stanie cię pokonać.Arganta nie miała zielonego pojęcia, kim jest ta wysoka piękna niewiasta, leczustąpiła Ginewrze, podczas gdy Issa i jego ludzie ściągnęli wozy na trawiastepobocze.Pozwoliłem kobietom zabrać te szaty i okrycia wierzchnie, jakie przypadłyim do gustu, lecz porzuciliśmy kotły, trójnogi i świeczniki.Issa znalazł jeden zesztandarów wojennych Artura, czarnego niedzwiedzia wyszytego wełną na białympłótnie.Musieliśmy zapobiec, by ten znak wpadł w łapy Sasów, lecz nie mogliśmyzabrać złota.Zanieśliśmy jedynie kufry do pobliskiego, zalanego wodą rowu iwysypaliśmy monety do cuchnącej wody, w nadziei, że Sasi nigdy ich nie znajdą.Arganta łkała, przyglądając się, jak złoty deszcz pluszcze w czarnej wodzie.- To złoto jest moje! - zaprotestowała po raz ostatni.- A kiedyś było moje, dziecko - rzekła z niezwykłym spokojem Ginewra.-Przeżyłam jego stratę, tak jak ty teraz ją przeżyłaś.Arganta nagle odsunęła się gwałtownie i podniosła wzrok ku śmigłejniewieście.- Twoje? - zapytała.- Czyżbym nie wyjawiła swego imienia, dziecko? - spytała z delikatną drwinąGinewra.- Jestem księżniczka Ginewra.Arganta krzyknęła i uciekła do Tarczowników Czarnych.Jęknąłem,schowałem miecz do pochwy i odczekałem, aż ukryto resztki złota.Ginewra znalazłaswój dawny płaszcz, niedzwiedzie futro przeplecioną złotą nicią, i pozbyła się staregoprzyodziewku noszonego w więzieniu Morgan.- Jej złoto, jeszcze czego! - powiedziała do mnie z gniewem.- Wygląda na to, że przybył mi kolejny wróg - rzekłem, przyglądając sięArgancie, pogrążonej w rozmowie z druidem, którego niewątpliwie nakłaniała dorzucenia na mnie klątwy.- Jeśli mamy wspólnego wroga, Derflu, to dzięki temu jesteśmy wreszciesprzymierzeńcami - stwierdziła z uśmiechem Ginewra.- To mi się podoba.- Dzięki, pani - powiedziałem i pomyślałem, że nie tylko moje córki i moiwłócznicy zostali urzeczeni.Ostatki złota zatonęły w rowie i żołnierze wrócili na drogę, zebrawszy zpowrotem włócznie i tarcze.Słońce płonęło nad zatoką Severn, napełniając zachódszkarłatnym blaskiem, podczas kiedy my wreszcie ruszyliśmy ku północy, na wojnę.Przeszliśmy zaledwie kilka mil, zanim mrok spędził nas z drogi wposzukiwaniu schronienia, lecz wreszcie dotarliśmy do wzgórz na północ od YnysWydryn.Zatrzymaliśmy się na tę noc w porzuconym dworze, zadowoliwszy sięmarnym posiłkiem z czerstwego chleba i suszonej ryby.Arganta siadła z dala od nas,pod ochroną swojego druida i strażników, a chociaż Ginewra usiłowała wciągnąć ją wrozmowę, nie dała się namówić, tak więc pozostawiliśmy ją jej nadąsaniu.Posiliwszy się, udałem się z Ceinwyn i Ginewra w kierunku małego wzgórkaza dworem.Były tam dwa groby.Poprosiłem zmarłych o wybaczenie i wspiąłem sięna szczyt wzgórza.Obie kobiety dołączyły do mnie.Spoglądaliśmy na południe.Pobliska dolina wyglądała ślicznie, pokryta bielejącym kwieciem jabłoni, tonąca wblasku miesiąca, lecz cały horyzont zasnuwały ponure łuny pożarów.- Sasi szybko zdobywają teren - powiedziałem z goryczą.Ginewra szczelniej owinęła się opończą.- Gdzie Merlin? - zapytała.- Znikł - odparłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]