[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widać też byłogrupę chat otoczonych drewnianą palisadą oraz ogień.Wyglądało to dokładnie tak, jak opisywał chłopiec: jeden zbudynków płonął już cały, a ogień obejmował właśnie strzechęchaty stojącej tuż obok.Nieco dalej ogień pożerał równieżniewielką stodołę oraz dwa położone wyżej i niżej magazyny.Pomiędzy stodołą i palisadą rozciągały się szerokie ogrody,obecnie już w połowie strawione przez wściekły żywioł,poszukujący czegokolwiek, co jeszcze nie zostało zniszczone.Ludzie zgromadzeni na murach odsunęli się nieco, aby móclepiej widzieć, jak Yarrun zamierza poradzić sobie z tymwszystkim.Mag odwrócił głowę w kierunku Nika, a w jego wielkichoczach odbijały się szalejące w oddali płomienie.- Obyczaj naszej sztuki wymaga, abym w pierwszej kolej-ności tobie zaproponował przeprowadzenie próby zduszeniatego ognia,Daja zmarszczyła brwi.W głosie Yarruna słychać było do-cinek, co bardzo jej się nie podobało.- Nie potrafię - odparł cicho Niko.- Och, naprawdę? Jesteś tak sławny, że można by pomyśleć,iż ugaszenie zwykłego pożaru w małej wiosce nie powinno byćdla ciebie problemem.Czy jesteś pewien.? - zapytał Yarrun,unosząc brew.- Jestem wystarczająco pewien.- Głos Nika był lodowaty.Ognisty mag otworzył skórzaną torbę i zaczął w niejgrzebać.- Zatem, jeśli pozwolisz.- odparł, wyciągając coś w za-ciśniętej pięści.Następnie podszedł do krawędzi prześwitublanek i cisnął w powietrze garść jakiegoś proszku.Chmurapyłu wzleciała powoli poza mury zamku.Yarrun zaczął zakreślać palcami w powietrzu jakieś znaki iprzemawiać w języku, którego żadne z czwórki młodychmagów nie znało.Rozrzucony przez niego proszek zamigotał ipomknął w kierunku leżącej poniżej wsi.Głos maga wzmógłsię, aż w końcu ostatnie trzy słowa mężczyzna wykrzyczał takgłośno, że Skowronek musiała zatkać sobie uszy.Pożoga szalejąca w wiosce i pochłaniająca domy, stodołęoraz ogrody nagle zgasła.Nie było widać ani jednego tlącegosię płomyka.Yarrun osunął się na mur.Nikt z obserwatorównie palił się do powiedzenia czegokolwiek, lecz z dołu słychaćbyło wiwaty i dziękczynne okrzyki.W końcu ognisty mag zdołał się wyprostować i roztrzęsionąręką przetarł mokrą od potu twarz.Widząc go, Daja pomyślałasobie, że brązowe oczy tego mężczyzny stały się jeszczewiększe i bardziej wilgotne niż wcześniej.Uśmiech, którymYarrun obdarzył wszystkich wokół, sprawiał wrażenieobłąkańczego.- Okazałeś się nic niewart, Niklarenie Złotooki! - odezwał sięchrapliwym głosem, przypominającym skrzeczenie wrony.-Ty, członek uniwersyteckiej rady senackiej i mag sławny wewszystkich krainach basenu Morza Kamienistego! Lecz ja tegodokonałem.Ogień był posłuszny tylko mnie.Niko ze spokojem wytrzymał spojrzenie swojego rozmówcy.- Należą ci się słowa pochwały.Yarrun westchnął.- Ja jedynie służę pani sprawującej rządy w Złotej Grani.-Przetarł oczy.- Będę musiał pozostać tu jeszcze przez jakiśczas, aby upewnić się, że pod strzechą żadnej innej chaty nie tlisię już żar.Takie rzeczy najłatwiej można zauważyć za dnia,kiedy widać dym.- Nie rozumiem - odezwał się Briar.- Przecież ogień lepiejwidać nocą.Usta Yarruna wykrzywiły się w nieszczerym uśmiechu.- W momencie gdy widzimy płomienie, budynek najczęściejjest już stracony.Dym stanowi pierwszy sygnał, że gdzieś tamtli się ogień.Proszę jednak, nie stójcie tu przez wzgląd na mnie- stwierdził, pocierając dłonie.- Noc będzie chłodna.Słowa te były w istocie poleceniem rozejścia się i wszyscydoskonale zdawali sobie z tego sprawę.Briar, urażony zacho-waniem Yarruna, wycedził coś przez zęby.Sandry odciągnęłaprzyjaciela i wspólnie udali się do wieży w ślad za swoimi na-uczycielami.- Ciebie jakoś nie zapytał, czy nie mógłbyś tego ugasić-mruknęła Skowronek do Szronoświerka, gdy zaczęli schodzićpo schodach.- I tak bym nie potrafił na taką odległość - odparłSzronoświerk.- My, kowale, lubimy mieć ogień tuż obok nas.Obejrzał się i puścił oko w kierunku Daji, a dziewczynaodpowiedziała szerokim uśmiechem.- Niko, o co mu właściwie chodziło? - zapytała Skowronek.-Nie był dla ciebie zbyt miły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]