[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym razem naprawdę wrzasnąłem.I wrzeszczałemdługo.A potem, gdy łapałem oddech, okazało się, że wdycham oparychili, unoszące się z kadzielnicy przytrzymywanej przy moich ustach.Wydawało mi się - nie, wierzyłem - że wywrócono mi ciało na nicei zanurzono w kwasie siarkowym.A potem nagle uświadomiłem sobie, że nie czuję już bólu.Cu-downa, aromatyczna bryza pieściła mi twarz.Leżałem na brzuchu, zpoliczkiem na kamiennej posadzce.Otworzyłem zdrowsze oko i uj-rzałem coś dziwnego: długi, porośnięty szorstką rzadką sierścią pyskwielkiego szczura, spoglądającego na mnie czarnymi paciorkowaty-mi ślepiami.Tak naprawdę był to jeden z pancerników.Lizał mi oko.Szarpnąłem się w praludzkim odruchu wstrętu, lecz nie zdołałem cof-nąć - gwardziści nadal mnie trzymali.Mogłem jedynie drżeć.- Hun tzunumtub tz-ik-een yaj - zaintonował oprawca.Wielki ból sprawia, że czas się rozciąga.Nie wiedziałem, ile razy 2Inkrustowana Czaszka powtórzył, żebym zabrał mojego uay - możedziesięć, a może sto.W końcu ochrypł, a wtedy pałeczkę przejął drę-czyciel, który zaczął mi krzyczeć w ucho rozkazy, używając językaodrzucenia.Dopiero wtedy zrozumiałem, że nie torturowano mnie zgniewu, lecz próbowano wyegzorcyzmować Jeda z Szakala.Dośćlogiczne założenie, że jeżeli odejdę, może zabiorę też swojego bliz-niaczego uay od 2 Inkrustowanej Czaszki.Co parę rund dręczycielsmarował mi oczy maścią do wtóru pieśni Ukumil can.I za każdymrazem wybuchała we mnie na nowo nadzieja i pragnienie, żeby ból sięskończył - jakby się było w restauracji i zjadło habanero, a już pod-chodził kelner z wielką szklanką mlecznego koktajlu z mango.i wtedy dręczyciel cofał się, nie dając mi nic.Nie chodziło już takbardzo o ból, chodziło o pragnienie, by dostać maść, choć wiedziałem,że zaraz potem dostanę chili.Trzy miliardy lat pózniej prawie nic zemnie nie zostało, tylko wielki kłębek zwierzęcego przerażenia.Aleteż odnosiłem wrażenie, że moi oprawcy już się poddali.Irzeczywiście, odezwał się 21c:-Ch'an.- Wystarczy.-Xa' nanbal-een ek chak'an - dodał 3 Niebieski Zlimak.Zajmie-my się nim w trakcie.Może to była tylko iluzja pomieszanych zmysłów, ale w jego gło-sie usłyszałem wyrazny pośpiech i niepokój, napięcie, jakby cały czasoglądał się za siebie.Dziwne.Gwardziści podnieśli mnie i wyprowadzili na dziedziniec, w ro-ślinną wilgoć nocy.Nie trzeba mi było zasłaniać oczu, rzecz jasna, alei tak wiedziałem, że nadchodzi świt.Powiedli mnie w dół po czter-dziestu nierówno ciosanych stopniach do dużego okrągłego szałasu,gdzie przywiązali mnie do drewnianej ramy.W szałasie było gorącood dwóch migoczących pochodni.Próbowałem rozluznić mięśnie,by przygotować się na kolejne tortury.Na nogach, ramionach i torsiepoczułem zimne łaskotanie.Nie było przypadkowe.Co za gówno? - zastanawiałem się nie po raz pierwszy tej nocy.Gwardziści zaczęli mi wiązać cienkie, sięgające kostek sandały dobiegania, wąską przepaskę na biodrach, a potem poczułem ucisk naskroniach.Jak się okazało, przy pomocy gumy i włókien z jelit mo-cowano mi na głowie skórzaną czapkę z drewnianym stelażem - jakostrze włóczni na trzonku.Próbowałem sobie wmówić, że to tylkodoktor Lisuarte przykleja mi elektrody do czoła i żadne tortury nigdysię nie zdarzyły, ale wtedy na szyi poczułem znowu zimne łaskotanie.Mimowolnie zachichotałem, szarpnąłem się w uniku i otworzyłemzdrowe oko.Ujrzałem pędzel o długim włosiu, podobny do tego, ja-kiego w Chinach używa się do kaligrafii.Malowano mi białe kropkiglifów na skórze.Zerknąłem na zygzak wytatuowany na ramieniutrzymającym pędzel i od razu wiedziałem, z kim mam do czynienia,tak samo, jak po koszulce w czarno-białe pasy rozpoznaje się sędziegow futbolu.To był ajjo'omsaj - ktoś, kto przygotowuje, jak garderobia-ny lub lokaj.Chyba najlepszym określeniem jest preparator.A z tego,że zygzaki tatuażu były brązowe, a nie białe, domyśliłem się, że toemsa'ajjo'omsa, czyli preparator niższej klasy, nietykalny, który jakojedyny może poradzić sobie z niebezpiecznie nieczystymi rzeczami.Próbowałem odwrócić głowę, by przyjrzeć się, co robią inni, ale niemogłem - nie pozwalało mi wielkie nakrycie głowy z dużymi gałę-ziami po bokach.może to rogi.Nie, nie rogi - poroże.Przebieranomnie za jelenia.[2Z]Poczułem napięcie, a powietrze stało się duszne i gorące.Próbowa-łemwyciągnąć dłoń do twarzy, ale ramiona miałem przywiąza-ne mocnodo boków.Kołysałem się w plecionym kocu.Niesie mnie dwóchludzi, uświadomiłem sobie.I zdaje się, że idziemy w górę.Nadstawiłemuszu.Tragarze się zatrzymali.Położyli mnie na twardej darni.Udałomi się wychwycić kilka słów - 21c mówił, że zaprosił tych wszystkichludzi w ramach swojej pokuty, po czym zaoferował jelenia najszyb-szemu spośród nich i dodał kwieciste przeprosiny wraz z obietnicąbardziej wyszukanej rozrywki w najbliższej przyszłości.Jak głupiecpoczułem wstyd za 21c i cały ród Orła, choć przecież zamierzali mniezabić.Czterokrotnie przetoczyłem się po ziemi, gdy rozwinięto wię-żącą mnie tkaninę.Powietrze.Było jak łyk zimnego alkoholu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]