[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zasłaniam paskudną ranę, układam kwiatywokół jej twarzy.Zdobię barwnymi płatkami włosy.Będą musieli to pokazać.Nawet jeśli teraz skierowali kamery na cośinnego, będą musieli pokazać Rue podczas zabierania zwłok.Wówczas wszyscy ją zobaczą i zorientują się, że to zrobiłam.Cofamsię o krok i po raz ostatni na nią patrzę.Gdy tak leży, wygląda, jakbyzasnęła na łące. %7łegnaj, Rue szepczę.Przyciskam do ust trzy środkowe palcelewej dłoni i wyciągam rękę.Odchodzę, nie odwracając się za siebie.Ptaki umilkły.Jeden z kosogłosów gwiżdże ostrzegawczo,zapowiadając przylot poduszkowca.Nie mam pojęcia, skąd o tymwie, najwyrazniej słyszy dzwięki nieuchwytne dla człowieka.Przystaję, zapatrzona przed siebie.Nie spoglądam wstecz.Wkrótceponownie rozbrzmiewa ptasi świergot i wiem, że Rue już nie ma.Inny kosogłos, na oko młody, ląduje na gałęzi przede mną i śpiewamelodię Rue.Moja piosenka i hałas poduszkowca brzmiały zbyt obco,żeby nowicjusz zdołał je zapamiętać i umiał rozpoznać, ale opanowałtych kilka nut.Które oznaczają, że jest bezpieczna. Jest jej dobrze i nic jej nie grozi mówię, gdy przechodzę podgałęzią ptaka. Już nie musimy się o nią martwić.Jest jej dobrze i nic jej nie grozi.Nie wiem, dokąd się udać.Przez jedną jedyną noc z Rue cieszyłam sięprzelotnym poczuciem, że jestem w domu.Te-raz znikło.Dozmierzchu snuję się to tu, to tam, gdzie mnie nogi poniosą.Nie bojęsię i nie zachowuję należytej ostrożności.To oczywiste, że jestem274łatwym celem, ale bez wahania zabiję każdego, kto mi się nawinie.Zrobię to z zimną krwią, nawet nie zadrży mi ręka.Nienawiść doKapitolu w najmniejszym stopniu nie osłabiła mojej nienawiści dorywali, zwłaszcza do zawodowców.Przynajmniej oni mogą zapłacićza śmierć Rue.Nikogo nie napotykam.Została nas tylko garstka, arena jestwielka.Należy się spodziewać, że organizatorzy wkrótce zastosująnową metodę, żeby napuścić nas na siebie.Dzisiaj jednak niebrakowało krwi, więc może nawet uda się spokojnie zasnąć.Przymierzam się do wciągnięcia bagaży na drzewo, aby przygotowaćsię do snu, kiedy z nieba sfruwa srebrny spadochron i ląduje u moichstóp.Podarunek od sponsorów.Tylko dlaczego dostaję go teraz? Niebrakuje mi zapasów.Może Haymitch zauważył, że jestemprzygnębiona i postanowił mnie pocieszyć.A może dostałam coś, cowyleczy mi ucho?Rozwijam przesyłkę i widzę niewielki bochenek chleba, który wniczym nie przypomina białego, kapitolińskiego pieczywa.Przygotowano go z ciemnego, racjonowanego zboża i uformowano wkształcie rogala, na wierzchu posypany jest ziarnem.Przypominamsobie lekcję, której w Ośrodku Szkoleniowym udzielił mi Peeta.Odniego wiem, jak wyglądają charakterystyczne odmiany regionalnegopieczywa.Ten chleb pochodzi z Jedenastego Dystryktu.Ostrożniepodnoszę jeszcze ciepły bochenek.Ile musiał kosztować tychbiedaków, których nie stać na żywność dla siebie? Wyskrobaniemonety na zbiórkę musiało wiązać się ze sporymi wyrzeczeniami275wielu osób.Chleb z pewnością był przeznaczony dla Rue.Zamiastwycofać podarunek po jej śmierci, mieszkańcy Jedenastki uprawniliHaymitcha do przekazania go mnie.Czy w ten sposób pragną mipodziękować? A może, podobnie jak ja, nie lubią zostawać zzaciągniętym długiem? Bez względu na powód, z niczym takim siędotąd nie spotkałam.Prezent od mieszkańców dystryktu dla obcegotrybuta.Unoszę głowę i staję w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Pragnę podziękować mieszkańcom Jedenastego Dystryktu mówię.Chcę, aby wiedzieli, że mam świadomość, skąd pochodziprezent.I że w pełni doceniam jego wartość.Wdrapuję się niebezpiecznie wysoko na drzewo, nie żeby się schronić,ale jak najdalej uciec od tego, co dzisiaj przeżyłam.W plecaku Rueznajduję starannie zwinięty śpiwór.Jutro uporządkuję ekwipunek.Jutro opracuję nowy plan działania.Teraz udaje mi się tylko przypiąćpasem do gałęzi i zjeść kilka drobnych kęsów chleba.Jest dobry,kojarzy się z domem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]