[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odrzut uderzył go w bark, ale uczucie było przyjemne.Wreszcie miał coś do roboty.Opuścił kolbę, wyłowił ładunek z torby iodgryzł jego koniec, wyczuwając sól w prochu strzelniczym.Przybił,wystrzelił jeszcze raz i załadował ponownie.Przelatujący mu koło uchapocisk wydał dziwny trzepoczący odgłos, a potem następny świsnął nadgłową.Sharpe poczekał na salwę przetaczającą się wzdłuż frontu batalionui wystrzelił razem z pozostałymi ludzmi z pierwszego plutonu kompanii.Opuścić kolbę, nowy ładunek, odgryzć, nasypać, nabić, stempel z powrotemw uchwyt, broń do góry, kolba przy posiniaczonym ramieniu i odciągnąćkurek.Sharpe robił to równie sprawnie, jak wszyscy pozostali, ale do tegozostał wyszkolony. To była właśnie różnica - pomyślał ponuro.Byłwyszkolony, a oficerów nikt nie uczył.Mieli guzik do roboty, więc po co ichtrenować.Podporucznik Venables miał rację, jedynym obowiązkiemmłodszego oficera było pozostawanie przy życiu, ale Sharpe nie mógł sięoprzeć pokusie walki.Poza tym lepiej czuł się, stojąc w szeregu i strzelającw dym przeciwnika, niż za kompanią, nic nie robiąc.Arabowie walczyli dobrze.Cholernie dobrze.Sharpe nie przypominałsobie żadnego innego przeciwnika, który byłby w stanie utrzymać się iprzyjąć tyle skoncentrowanego ognia, oddawanego plutonowymi salwami.Co więcej, ludzie w długich szatach próbowali posuwać się do przodu, alepowstrzymywał ich poszarpany stos ciał, w który zmieniły się ich przednieszeregi.Ile mieli tych cholernych szeregów? Z tuzin? Obserwował opa-dającą zieloną chorągiew, potem sztandar został podniesiony i machniętonim w powietrzu.Wielkie bębny wciąż biły, wydając z siebie złowrogidzwięk idący w zawody z zawodzeniem dud czerwonych kurtek.Arabskiemuszkiety miały nienaturalnie długie lufy, które wypluwały z siebie brudnydym i języki płomienia.Kolejny pocisk świsnął na tyle blisko Sharpe a, żeowiał mu twarz ciepłym powietrzem.Strzelił jeszcze raz, a potem ktośchwycił go za kołnierz i pociągnął gwałtownie do tyłu.- Twoje miejsce, podporuczniku Sharpe - powiedział gwałtownie kapitanUrquhart - jest tu! Za linią!Kapitan był konno, a gdy chwycił Sharpe a za kołnierz, jego wierzchowieczrobił krok do tyłu, stąd pociągnięcie był silniejsze, niż zamierzał.- Nie jesteś już szeregowcem - rzekł, przytrzymując Sharpe a, którzyprawie stracił równowagę.- Oczywiście, sir - odparł Sharpe, ale nie spojrzał Urquhartowi w oczy.Patrzył ponuro przed siebie.Zarumienił się, ponieważ udzielono mureprymendy na oczach ludzi. Do diabła z tym - pomyślał.- Przygotować się do ataku! - zawołał major Swinton.- Przygotować się do ataku - powtórzył kapitan Urquhart, odjeżdżając odSharpe a.Szkoci wyciągnęli bagnety i nakręcili je na uchwyty na lufach muszkietów.- Opróżnić broń! - zawołał Swinton i ci ludzie, którzy mieli jeszczezaładowane muszkiety, podnieśli je i wystrzelili ostatnią salwę.- Siedemdziesiąty czwarty! - krzyknął Swinton.- Naprzód! Chcę słyszećdudy! Zagrajcie na dudach!- - Dalej, Swinton, dalej! - krzyknął Wallace.Nie było potrzeby zachęcaćbatalionu do marszu, ponieważ ruszył chętnie, ale pułkownik byłpodniecony.Wyciągnął claymore a i skierował konia w tylny szeregkompanii numer siedem.- Na nich, chłopcy! Na nich! - Czerwone kurtkimaszerowały naprzód, depcząc resztki małych płomieni rozpalonych przezprzybitki z muszkietów.Arabowie zdawali się zdumieni tym, że Brytyjczycy ruszyli.Niektórzywyciągnęli własne bagnety, natomiast inni długie, wygięte szable.- Nie ustoją - krzyknął Wellesley.- Nie ustoją.- Oj, ustoją, ustoją - mruknął któryś z ludzi.- Dalej - zawołał Swinton.- Dalej!I 74., wysłany, by zabijać, przebiegł ostatnie kilka metrów i skoczył wstosy umarłych, uderzając wroga bagnetami.Dalej po prawej 78.równieżzakończył atak.Brytyjskie armaty wystrzeliły ostatnią salwę kartaczy izamilkły, gdy Szkoci zasłonili kanonierom cel.Niektórzy Arabowie chcieli walczyć, inni wycofywać się, ale atakzaskoczył wszystkich, więc tylne szeregi nie były jeszcze świadomeniebezpieczeństwa.Napierały, wpychając wycofujące się przednie szeregina brytyjskie bagnety.Szkoci wrzeszczeli i zabijali.Sharpe wciąż trzymałniezaładowany muszkiet, kiedy zbliżył się do tylnego szeregu.Nie miałbagnetu i zastanawiał się, czy powinien wyciągnąć szablę, kiedy wysokiArab nagle ściął szablą człowieka w pierwszym rzędzie, potem przepchnąłsię do przodu i zamierzył się zakrwawionym ostrzem na drugiegomężczyznę w kolumnie.Sharpe odwrócił muszkiet i trzymając go za lufę,zamachnął się.Uderzył Araba ciężką kolbą w głowę.Ten osunął się naziemię, a w kręgosłup trafił go bagnet, tak że zwinął się jak węgorz nadzianyna oścień.Sharpe jeszcze raz uderzył go w głowę, poprawił kopniakiem iodepchnął.Ludzie krzyczeli, wrzeszczeli, dzgali, nabijali, a tuż przedkompanią numer sześć grupka ludzi w długich szatach cięła szablami, jakbysami mogli pokonać cały 74.Urquhart przepchnął konia przez tylny rząd iwystrzelił z pistoletu.Jeden z Arabów poleciał w tył, a reszta wreszcieodstąpiła.Wszyscy poza pewnym niskim człowiekiem, który wrzeszczał wfurii i siekł długim, zakrzywionym ostrzem.Pierwszy rząd rozstąpił się,pozwalając szabli przeciąć powietrze pomiędzy dwoma kolumnami, a po-tem drugi także się rozsunął, przepuszczając wrzeszczącego mężczyznę.Ten znalazł się tuż przed Sharpe em.- To tylko dzieciak! - zawołał ostrzegawczo któryś ze Szkotów, kiedy szykznów się zamykał.Tak, nie był to niski mężczyzna, lecz chłopiec.Odbijając jego szablę lufąmuszkietu, Sharpe zgadywał, że miał jakieś dwanaście albo trzynaście lat.Chłopiec myślał, że może własnoręcznie wygrać bitwę.Skoczył na Sharpe a,który sparował cios i cofnął się, pokazując, że nie chce walczyć.- Odłóż to, chłopcze - powiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]