[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ba’tra się uśmiechnął.- Będziemy, kiedy pojawi się „Błędny Rycerz” - obiecał.Lando nie zdążył zejść z awaryjnej drabinki, kiedy kadłubem gwiezdnego promu targnęła tak potężna siła, że nie musiał pokonywać ostatnich szczebli.Wypuścił poręcz i zeskoczył na najniższy pokład „Byrta”.Przykucnął i zaczął się wsłuchiwać w odgłosy toczącej się za rogiem korytarza zażartej bitwy.- Eksplozja termicznego detonatora, panie generale - zameldował 1-1 A, zrywając się na nogi.- Zniszczeniu uległ yuuzhański mackostatek.- Dzięki, że mnie ostrzegłeś - mruknął Lando.Wstał, ale kiedy usłyszał znajome brzęczenie, znów kucnął, dzięki czemu zabłąkany brzytwożuk tylko przeleciał obok jego gardła.Wojenny android l -1A posłał niosącą niewielką energię blasterową błyskawicę tuż koło jego ucha i zestrzelił żuka, zanim owad miał czas zawrócić.Ciemnoskóry mężczyzna uśmiechnął się z przymusem.Usiłował nie pokazać po sobie przerażenia, ale miał świadomość, że wojenny android i tak wykrył zwiększoną częstotliwość uderzeń jego serca, podobnie jak niewielki skok temperatury naskórka.Wyciągnął blaster i ostrożnie wyjrzał za róg korytarza.Viqi Shesh w otoczeniu dwudziestu kilku yuuzhańskich wojowników wycofywała się w kierunku czternastej ratunkowej kapsuły.Rozsypywali za sobą na płytach pokładu czarne nasiona czy łupiny.Lando nigdy nie widział takiej broni, ale miał przeczucie, że łuski kryją niemiłą niespodziankę.- Analiza? - zwrócił się do wojennego androida.- Kotewki o nieznanym działaniu - odparł l -1 A.- Duże prawdopodobieństwo ataku za pomocą biotoksyn.- Dzięki przynajmniej za to - burknął Calrissian.Kiedy do życia obudziły się jednostki napędu podświetlnego, „Byrt” szarpnął i przechylił się na burtę.Lando zrozumiał, że pilot gwiezdnego promu obrał kurs na spotkanie z „Rycerzem”.Odpiął od pasa maskę do oddychania.- Jesteś pewien, że tym razem to właściwe dziecko? - zapytał.- Nie szukamy przypadkiem jakiegoś Squiba uwięzionego w szafce na ubrania?- Sygnatura dźwięku się zgadzała - stwierdził wymijająco wojenny android - a poziom ufności jest bardzo wysoki.ZYV-Jeden-Dwadzie-ścia pięć-A otrzymał cyfrowy sygnał od protokolarnego androida typu 3PO, który potwierdził, że opiekuje się właśnie tym niemowlęciem.- To oni.- Lando nasunął na twarz maskę do oddychania.- Jeden-Jeden-A, przyślij do mnie tego androida.Zaledwie skończył l-25A pospieszył, żeby wykonać rozkaz.Z początku umiejętnie przeskakiwał między łupinami, po trzecim kroku łuski zaczęły się toczyć w jego stronę.Wojenny android zrobił jeszcze dwa kroki, ale w końcu na jakąś nastąpił.Nic się nie stało.Kiedy uniósł metalową stopę, w powietrze za jego plecami poderwał się obłoczek w kształcie serca.Android znieruchomiał, ale i tak został wessany w głąb obłoczka.- Grawitacyjne miny.- Lando ściągnął maskę do oddychania.- Coś paskudnego.- Z analizy wynika, że przejście niemożliwe - zameldował usłużnie l-1 A.- Wszystkie techniki ominięcia albo rozbrojenia okażą się zawodne.Rozczarowany Lando pokręcił głową.- Przypomnij mi, żebym pogadał z kierownikiem ekipy programistów twojego mózgu w sprawie zwiększenia pomysłowości -powiedział.Wyciągnął komunikator i nawiązał łączność z mostkiem.- Tu Calrissian.Proszę o wyłączenie na dwie sekundy sztucznego ciążenia i inercyjnych kompensatorów.-Zrozumiałem.Lando złapał mocno najbliższą przegrodę i nakazał wojennym androidom, aby włączyły elektromagnesy i przyssały się do płyt pokładu.Kiedy poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła, grawitacyjne minyuniosły się w powietrze i poszybowały w kierunku rufy.Ocierając się o ściany, wypełniły korytarz dziwacznym grzechotem i wyrwały w durastalowych płytach dwumetrowej średnicy dziury.Kiedy ciążenie wróciło, pozostałe łupiny opadły na płyty pokładu i poważnie uszkodziły pięciometrowy odcinek korytarza.Dopiero wtedy Lando puścił przegrodę i omijając ziejące wyrwy, pobiegł w kierunku czternastej kapsuły ratunkowej.Zamierzał stanąć na czele ataku, ale wyprzedziły go androidy.Pierwsze dotarły na miejsce i zaczęły razić otwór włazu błyskawicami blasterowych strzałów.- Ostrożnie! - przypomniał Lando.- Uważajcie na dziecko.I Threepia!Wyjrzał za róg.Ostatni yuuzhański wojownik usiłował wcisnąć się do kapsuły.Pozostali osłaniali go, rzucając ogłuszające chrabąszcze.Nigdzie nie było widać Viqi Shesh, ale z kapsuły dobiegał stłumiony płacz przerażonego niemowlęcia.- Biegiem! - krzyknął Lando.- Nie pozwólcie im wystartować! ZYV 1-1A już pokonywał odległość dzielącą go od kapsuły.Kiedy rój ogłuszających chrząszczy się przerzedził, z kapsuły wypadł, potykając się, C-3PO.- Nie strzelajcie! - zawołał i z wysiłkiem uniósł ręce nad głowę.-Jestem jednym z was!Biegnąc w kierunku kapsuły, wojenne androidy nie przestawały posyłać obok jego głowy błyskawic blasterowych strzałów.Nagle klapa włazu zaczęła się zamykać.ZYV l -1A długim susem rzucił się ku malejącej szczelinie.Dotarł do niej milisekundę za późno i kapsuła zaczęła się uszczelniać.C-3PO przycisnął złocistą dłonią guzik automatycznego startu.- See-Threepio! - zawołał przerażony Lando.Podbiegł do panelu kontrolnego z zamiarem unieważnienia rozkazu startu.Rozległ się jednak cichy brzęk.i pancerną płytę osmaliły płomienie wylotowych gazów z dysz kapsuły.- Co za ulga.- C-3PO odwrócił się i skierował do wyjścia.- Myślałem, że i mnie zabiorą ze sobą.Lando poszedł za nim.- See-Threepio, co to za dziecko płakało w kapsule? - zapytał.- Och, to byłem ja, generale Calrissian - odparł android tonem małego dziecka.Przystanął obok szafki z maskami do oddychania i wyciągnął torbę z pakietem medycznym, a z niej wyjął ostrożnie smacznie śpiące niemowlę.- Jestem absolutnie pewien, że w ciągu najbliższych kilku godzin panicz Ben nawet się nie rozpłacze.ROZDZIAŁ54Oba zawory odległej śluzy były otwarte, a przez otwór wpadało jaskrawe światło wyłaniającego się zza wschodzącej tarczy Myrkra błękitnego słońca.Jego blask zalewał upiorną bladobłękitną poświatą porośnięte milionami wężowych kolumn uprawne pole.Idąc powoli jeden za drugim, niczym procesja ciemnych widm, mistrz przemian i eskortujący go wojownicy podążali w kierunku świetlistego otworu.Królowej voxynów nie było widać, ale Jacen wiedział, że samicę prowadzi dwóch idących na czele pomocników mistrza.- Tu się coś nie zgadza - wychrypiał cicho Tesar.- Tamta śluza nie może być otwarta.- Lepiej poszukać wyjaśnienia niż przeczyć czemuś, co widać jasno jak na dłoni - odparła Tenel Ka.- Po drugiej stronie tamtej śluzy musi istnieć atmosfera, a nie próżnia.- Tak, ale co jeszcze? - zapytała Vergere.- Powinniście znać odpowiedź i na to pytanie, nie sądzicie?- A może ty na nie odpowiesz? - odezwał się Ganner.Vergere rozłożyła ręce i wzruszyła upierzonymi ramionami, a Jacen znów spojrzał na procesję Yuuzhan Vongów.Wypełnił umysł podejrzliwością i przerażeniem, a potem uwolnił myśli i wysłał do królowej voxynów ósmy raz, odkąd opuścili opustoszałą kolonię owadów.Bestia zareagowała jeszcze szybciej niż poprzednio.Odwróciła się jak ukłuta i rzuciła na idących za nią wojowników
[ Pobierz całość w formacie PDF ]