[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Księżniczka zasiadła przy stole, zastawionym pod jego nieobecność chlebem, owocami, serem i innym prostym, lecz wyśmienitym jadłem.Conan dołączył do Yasmeli zajmując drugie onyksowe krzesło; oboje jedli przez pewien czas w milczeniu, sycąc się swoim widokiem i zetknięciem ud.- Moglibyśmy spotykać się tak częściej, Yasmelo - powiedział wreszcie Conan.Sięgnął po granat do stojącej po jej stronie stołu tacy i zaczął obierać skórzasty owoc.- Domyślasz się pewnie, że moi najemnicy potrzebują bezpiecznego obozowiska w dogodnej do uderzenia na Tantuzjum odległości.Po zdradzieckim ataku Ivora brak nam też zapasów.- Przyłożył do warg oderwany kawałek owocu, wysysając krople wspaniałego soku.- Powinnaś wraz z bratem wyposażyć nasze wojsko, nawet wysłać własne oddziały na parę potyczek.Moglibyśmy do woli nękać zatraconego księcia, a ja wracałbym tu co jakiś czas.dla nabrania sił.Yasmela odwróciła głowę.- Nadal odmawiasz zastanowienia się nad moją wczorajszą ofertą? Nie pojedziesz ze mną do stolicy?- Nie, dziewczyno, intrygi są nie w moim stylu.- Conan potrząsnął czarną grzywą.- Mam porachunki z Ivorem.- Podsunął księżniczce na dłoni kawałek karmazynowo nakrapianego wnętrza granatu.- To może przynieść o wiele większe korzyści.- W takim razie walcz o te większe korzyści, ale beze mnie.- Kobieta odepchnęła dłoń barbarzyńcy z owocem.- Nie mogę dopuścić, by twoje oddziały toczyły boje z sąsiadującymi królestwami chroniąc się w Khoraji.Nie mogę też poradzić bratu, by na to przystał.- Rzuciła mu ulotne spojrzenie i ponownie odwróciła głowę.- Gdybyśmy stali się zbyt wielkim utrapieniem dla Koth, Strabonus wysłałby przeciwko nam legiony.Tak czy inaczej, Khoraja nic by na tym nie zyskała.- Strabonus jest zaprzątnięty niedopuszczeniem do rozsypania się jego własnego cesarstwa.- Conan pogładził Yasmelę po ramieniu i nachylił ku niej, bezskutecznie próbując zajrzeć jej w oczy.- Wątpliwe, czy chciałby walczyć na szerszym froncie.Poza tym, nasze połączone siły z łatwością odparłyby jego napaść.Yasmela zabrała ramię spod dłoni Cymmerianina.- Czy masz rację, czy nie, utrudniłoby to tylko realizację moich planów na dworze.- Wyraz jej twarzy twardy i chłodny, nie pasował do dziewczęcych grymasów.- Dla odmiany, niezwykle łatwo byłoby uznać najemne oddziały za łupieżcze bandy.Wkrótce przyszłoby wam walczyć z całą khorajańską jazdą! - Zajrzała Cymmerianinowi w oczy, przybierając spokojną, zdecydowaną minę.- Nic innego nie mogę ci obiecać, Conanie, jeżeli do jutra twoja armia nie opuści naszych granic.Barbarzyńca pochylił głowę, wbijając wzrok w skórkę granatu.Po chwili uderzył w stół nasadą dłoni.- Niech cię diabły porwą, kobieto! Nie widzisz, że przydałoby ci się takie przymierze? Nie zdajesz sobie sprawy, jak groźnym sąsiadem stanie się Ivor, jeżeli uda mu się umocnić swą władzę?Yasmela zacisnęła dłonie na krawędzi stołu i wyprostowała się.- Możecie uniknąć pościgu Kotyjczyków, kierując się na wschód, przez przełęcz Eribuk.Legiony Strabonusa nie śmieją jeszcze gwałcić naszych granic.- Wiedziałaś od samego początku, że tak mi odpowiesz? - Conan zaklął ponownie, zacisnął kciuk oraz palec wskazujący na podbródku Yasmeli jak kleszcze i zwrócił ku sobie jej twarz.- Naprawdę łudzisz się, że moja obecność na dworze pomogłaby ci w pałacowych intrygach?Na widok łzy, która stoczyła się z kącika ciemnobursztynowego oka regentki, Cymmerianin wypuścił jej podbródek z dłoni i wstał.Boso ruszył po swoje rzeczy, złożone i pozostawione przez służbę na stoliku z boku komnaty.Ubrał się bez słowa, urywanymi, gwałtownymi ruchami, obserwowany spod oka przez siedzącą ze spuszczoną głową Yasmelę.Po przypasaniu miecza Conan podszedł raz jeszcze do księżniczki.Sięgnął pod jej podbródek, ponownie zwrócił jej twarz ku sobie, po czym złożył pocałunek na jej czole.- Myślę, że dobrze sobie poradzisz w rozgrywkach ze szlachtą, Yasmelo.Niech nadal nie braknie ci ostrożności i zdecydowania.Wypuścił jej twarz z dłoni, wyszedł z komnaty i przemierzył pusty przedsionek.Główne wejście do pałacu stało otworem, nie pilnowane przez straże.Chociaż dziedziniec również był pusty, osiodłany koń Conana stał u podnóża schodów.Cymmerianin wskoczył na siodło i skierował wierzchowca w stronę bramy.Otworzył mu ją stary, gruby odźwierny.Malowniczość drogi do obozu pogłębiła jedynie melancholię Conana.Blask porannego słońca padał na przeciwległą stronę górskiej doliny; za każdym zakrętem otwierał się widok na kolejne szczyty i szumiące między sosnami wodospady.Błękitne niebo nad głową upstrzone było rzadkimi, kłębiastymi obłokami; zdawało się kpić z posępnej myśli Cymmerianina, że już nigdy tu nie wróci.W pewnej chwili uszu barbarzyńcy dobiegło człapanie kopyt gdzieś w przodzie.Conan zboczył ze szlaku i skierował konia między drzewami w stronę źródła dźwięku.Wkrótce stwierdził, jest to kolumna co najmniej czterdziestu mułów.Wystarczyła mu jeszcze tylko chwila, by stwierdzić, że zwierzęta eskortuje jedynie pięciu khorajańskich żołnierzy.Cymmerianin spiął konia ostrogą, wrócił na trakt i zjechał po coraz łagodniejszym stoku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]