[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Demetrios podał jej rękę, lecz Rita nie przyjęła tego gestu i poszła przodem, a jej chód i postawa wyrażały najwyższe zdecydowanie.- Nasza maszyna stoi po prawej - pouczył Oresias.Osłonił oczy i spojrzał w kierunku niskich budynków pośród piaszczystych wzgórz po drugiej stronie lotniska.- Czy ktoś ma nas powitać? - zapytał.Rita podążyła wzrokiem za jego palcem.Z odległości pół parasangu zbliżała się kolumna samochodów.- Nie - powiedział Atta w napięciu.- Mamy tę część lotniska dla siebie.- Więc lepiej się pospieszmy.Demetrios szedł zaraz za nią, jak osobisty strażnik.Gwardia pałacowa i Kelt przyłączyli się do nich przed wejściem do śmigłowca.Atta co chwila przeklinał pod nosem, spoglądając na przemian na ludzi, na stosy ekwipunku, który trzeba było jeszcze zapakować i na zbliżające się samochody.Oresias zapukał w plastykową kabinę i kybernetes otworzył małe okienko.- Niech ta maszyna wystartuje pierwsza, jeśli będzie trzeba uciekać.Przede wszystkim ona musi być bezpieczna, jeśli mają nas zatrzymać- Ktoś wzywa nas przez radio - powiedział kybernetes.- Kontakt radiowy nie był przewidziany - odpowiedział ostro Oresias.- A więc chyba nie spodziewają się odpowiedzi - zauważył spokojnie kybernetes.- Wszyscy muszą wsiąść na dwie minuty przed startem.Muszę mieć czas na rozpędzenie śmigieł.- Zniknął za zatrzaśniętym oknem.Rita zajęła miejsce wewnątrz wąskiego kadłub u.Była to mała ławeczka wyściełana poduszką, oparta na dwóch metalowych drążkach.Demetrios podał jej pudło z tabliczką i pomógł umieścić obojczyk na siatce przymocowanej do ściany nad głową.Ryk silnika nad nimi był nie do wytrzymania.Ktoś z załogi wręczył im ochronne słuchawki i polecił zapiąć pasy.Na zewnątrz kończono w pośpiechu pakowanie sprzętu do drugiego śmigłowca.Kierowcy ambulansów wrócili do pojazdów i kierowali się w stronę wojskowej autostrady.Rita zastanawiała się, co by się stało, gdyby ich złapano.Dlaczego sprawy znów się skomplikowały? I czy rzeczywiście się skomplikowały?Położyła dłonie na słuchawkach i zamknęła oczy.Nigdy przedtem nie leciała samolotem.Gdy Oresias dotknął jej ramienia, uniosła powieki.“Lecimy”, powiedział samymi ruchami warg.Spojrzała w kwadratowe okienko pomiędzy nimi i zobaczyła oddalające się kadłuby samolotów na płycie lotniska.Huk i wibracje były tak wielkie, że ciało jej drżało jak galareta.Bardzo potrzebowała iść do toalety.Zacisnęła zęby.Dwa śmigłowce leciały wolno nad betonowymi pasami w kierunku północy nabierając wysokości i prędkości.Nie widziała, co robili żołnierze z samochodów, które pewnie już dojechały do miejsca startu.Miała nadzieję, że nie strzelali.Demetrios siedzący obok Kelta uśmiechnął się, choć twarz miał szarą i napiętą.Rita zamknęła ponownie oczy.Wiedziała, że nigdy już nie zobaczy Rodos ani Rhamon, ani sanktuarium Athene Lindia.Była tego pewna.Po raz pierwszy dostrzegła podobieństwo między podróżą babki a jej własną.Była również młoda, tylko kilka lat starsza od Rity.Nie odleciała po prostu z domu, lecz rakiety uniosły ją w przestrzeń, daleko od Gai - od Ziemi.Kto był odpowiedzialny? Co mogła zrobić, by uniknąć nieszczęścia? Rita modliła się, przypominając sobie spokój, z jakim siadywała w cieniu sanktuarium Athene, i na chwilę powróciła tam znowu, do posągu Athene, który wznosił się nad nią w drewnianym baraku.Nagle śmigłowiec przechylił się gwałtownie i Rita zobaczyła przez okno lśniącą taflę oceanu - wprost pod nią, kilkaset a może kilka tysięcy stóp w dole.- Zakręcamy na wschód - Oresias krzyknął jej do ucha.- Udało nam się uciec nikt nas nie śledzi.- Do czego będziemy wracać? - krzyknął Atta.Nawet mimo hałasu dało się usłyszeć w jego głosie głębokie niezadowolenie i obawę.Machał ręką i potarł skronie czubkami palców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]