[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie umiem opisać, jakąmi to przykrość zrobiło; mnie samej łzy napłynęły do oczu; ledwie zdążyłam się odwrócić,aby ich nie pokazać.Szczęściem, miałam tyle rozwagi, iż nie spytałam o nic, a ona też nieśmiała powiedzieć więcej, ale nie ma wątpienia, że ta nieszczęśliwa miłość tak ją dręczy.Co począć, jeśli to będzie trwało? Mamż unieszczęśliwiać własną córkę? Mam przeciwniej obracać najcenniejsze przymioty duszy, jakimi są tkliwość i stałość? Czyż na to jestemmatką? A gdybym nawet zdusiła owo naturalne uczucie, które nam każe pragnąć szczęściadzieci; gdybym uważała za naganną słabość to, co mam, przeciwnie, za najpierwszy, naj-świętszy obowiązek; jeśli pogwałcę jej wybór, czy nie przyjdzie mi odpowiadać za następ-stwa, jakie stąd mogą wyniknąć? Godziż się używać matczynej powagi na to, aby stawiaćcórkę między nieszczęściem i zbrodnią?Pojmujesz, droga przyjaciółko, że nie chciałabym popaść w to, co potępiałam tak często.Zapewne, mogłam się kusić o pokierowanie jej wyborem; przychodziłam jej w tym jedynie wpomoc swoim doświadczeniem: nie korzystałam z praw, ale dopełniałam obowiązku.Postą-piłabym natomiast wbrew obowiązkom, gdybym chciała niewolić ją przemocą, depcąc skłon-ność, której obudzeniu się nie umiałam zapobiec, a z której głębi i trwałości ani ona, ani ja niemożemy zdać sprawy dzisiaj.Nie, nie dopuszczę, aby córka miała wstąpić w dom męża ko-chając innego; wolę raczej narazić na szwank swoją powagę aniżeli jej cnotę.Sądzę tedy, że najrozsądniejszą rzeczą będzie po prostu cofnąć słowo dane panu de Gerco-urt.Odsłoniłam ci swoje pobudki; wydają mi się ważniejsze niż to zobowiązanie.Powiemwięcej: w obecnym stanie rzeczy dopełnić zobowiązań znaczyłoby je pogwałcić.Przypuściw-szy bowiem, iż winna jestem córce, aby nie zdradzać jej tajemnic panu de Gercourt, to winnajestem znów jemu co najmniej tyle, by nie nadużywać jego nieświadomości i uczynić zańwszystko, co mniemam że sam bym uczynił, gdyby znał okoliczności.Czy mam, prze-ciwnie, zdradzić jego zaufanie, kiedy on zdaje się na mą dobrą wiarę? Te skrupuły i refleksje,którym nie mogę się opędzić, niepokoją mnie bardziej, niż umiem wyrazić.121Z tymi nieszczęściami, których obrazu nie mogę się pozbyć, zestawiam szczęście córkiprzy boku męża, którego serce jej wybrało; w pożyciu, którego obowiązki stałyby się dla niejjedynie słodyczą, w którym każde z nich szukałoby własnego szczęścia jedynie w szczęściudrugiego, mnożąc radość kochającej matki! Czyż godzi się dla czczych względów poświęcaćnadzieję tak jasnej przyszłości? I jakież względy mogą tu grać rolę? Jedynie materialne.Jakążkorzyść miałaby moja córka stąd, że się urodziła bogatą, gdyby mimo to miała zostać niewol-nicą majątku!Przyznaję, że pan de Gercourt jest dla mej córki partią nadspodziewanie świetną; przyznajęnawet, iż wybór, jakim ją zaszczycił, pochlebił mi niezmiernie.Ale wszak Danceny jest zrodziny równie dobrej, nie ustępuje mu pod względem wartości osobistej, a posiada tę prze-wagę, że kocha i jest kochany.Niebogaty to prawda, ale czyż Cesia nie ma dosyć na dwoje?Ach, czemuż jej wydzierać tę radość, iż będzie mogła otoczyć dostatkiem tego, którego ko-cha!Te związki, które oblicza się zamiast je dobierać, te tak zwane małżeństwa z rozsądku,gdzie, istotnie, jest wszystko, czego rozsądek wymaga, z wyjątkiem zgodności uczuć i cha-rakterów, czyż nie one są najobfitszym zródłem zgorszenia, które staje się co dzień częstsze?Wolę raczej rzecz odłożyć; obrócę ten czas na głębsze poznanie córki, czego może dotąd nie-co zaniedbałam.Czuję odwagę narażenia jej na chwilową przykrość, jeśli w zamian maotrzymać pewniejsze i trwalsze szczęście, ale rzucać ją na pastwę wieczystej może rozpaczy,nie, nie mam serca!Oto, droga przyjaciółko, myśli, które mnie dręczą i co do których proszę cię o radę.Powa-ga tego przedmiotu odbija od twej miłej pustoty i na pozór nie licuje z twoim wiekiem, alerozum o tyle wyprzedził twoje lata! Zresztą przyjazń dla mnie przyjdzie z pomocą twej roz-tropności; wiem, że nie odmówisz pomocy strapionej matce, która się zwraca do ciebie z ca-łym zaufaniem.Do widzenia, urocza przyjaciółko; nie wątp o szczerości mych uczuć.Z zamku***, 2 pazdziernika 17**LIST XCIXWicehrabia de Valmont do markizy de MerteuilZnowu same drobiazgi, moja piękna przyjaciółko; uzbrój się tedy w cierpliwość, nawet wwiele cierpliwości: gdy bowiem piękna prezydentowa postępuje ledwo krok za krokiem,twoja pupilka cofa się, a to jeszcze gorzej.Mimo to bawię się doskonale tymi głupstewkami;pogodziłem się zupełnie z pobytem tutaj i mogę rzec, że w tym smutnym zamczysku nie-śmiertelnej ciotki nie zaznałem dotąd ani chwili nudów.W istocie, czyż nie przeżywam tuuciech, zawodów, nadziei, niepewności? Cóż więcej mieć można na wielkiej arenie? Wi-dzów? Ba, pozwól mi tylko działać, a i tych nie zabraknie.Jeśli nie oglądają mnie przy robo-cie, pokażę im skończone dzieło; pozostanie im jedynie podziwiać i oklaskiwać.Tak, okla-skiwać; dziś bowiem mogę już przepowiedzieć z całą pewnością chwilę upadku surowejświętoszki.Dziś wieczór patrzyłem na agonię jej cnoty.Resztki jej ustąpią niebawem miejscasłodkiemu poddaniu.Mniemam, iż moment ów nastąpi za najbliższym spotkaniem; ale stądsłyszę już, markizo, jak karcisz mą zarozumiałość.Zapowiadać zwycięstwo, chełpić się zgóry! No, no, proszę, uspokój się! Aby ci udowodnić mą skromność zacznę od skreśleniadziejów mej porażki.Doprawdy, twoja pupilka to pocieszna istota! Istne dziecko, z którym trzeba by postępo-wać jak z dzieckiem, stawiając je po prostu w razie nieposłuszeństwa na pokucie! Czy uwie-122rzyłabyś, że po tym, co zaszło przedwczoraj, i po najbardziej serdecznym rozstaniu, dziś wie-czór, kiedy chciałem znów zajść do niej, jak było umówione, zastałem drzwi zamknięte? Cóżty na to? Trafiają się takie dzieciństwa w przeddzień; ale nazajutrz! To już zbyt śmieszne!Mimo to nie śmiałem się w tej chwili; nigdy nie czułem tak jak wówczas, do jakiego stop-nia charakter mój nie znosi żadnej zapory.Szedłem na schadzkę bez wielkiej ochoty, jedynieprzez uprzejmość.Własne łóżko było mi w tej chwili o wiele pożądańsze niż czyjekolwiekinne i oddaliłem się od niego niemal z żalem.Ale kiedy spotkałem przeszkodę, byłbym niewiem co zrobił, aby ją pokonać; upokarzało mnie zwłaszcza, aby takie dziecko ośmieliło sięigrać ze mną.Wróciłem bardzo podrażniony.W intencji nie zajmowania się więcej głupimbębnem ani jego głupimi sprawami, skreśliłem na poczekaniu bilecik, który miałem zamiardoręczyć jej dzisiaj, a w którym obszedłem się z nią tak, jak zasługuje.Ale, jak to mówią, nocprzynosi dobrą radę; otóż rozmyśliłem się dziś rano, doszedłszy do przekonania, iż wobecszczupłego wyboru rozrywek, jakimi tu rozporządzam, nie trzeba wyrzekać się tej, którą mampod ręką; zniszczyłem tedy ów zbyt surowy bilecik.Zastanowiwszy się głębiej, nie mogę po-jąć, jak mogłem, doprawdy, chcieć skończyć tę przygodę, nim będę miał w ręku wszystko,czego trzeba, aby zgubić jej bohaterkę.Na jakie bezdroża może zawieść pierwsze uniesienie!Szczęśliw, piękna przyjaciółko, kto, jak ty, nauczył się nigdy mu nie ulegać! Słowem, odwlo-kłem zemstę; uczyniłem to poświęcenie ze względu na twoje zamiary co do Gercourta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]