[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale przyzwyczajenie jest matką nieopatrzności: jakożwczoraj niepojęte roztargnienie stało się powodem przykrego wypadku.Spoczywaliśmy oboje, nie śpiąc, ale pogrążeni w owym bezwładzie, który następuje pochwilach rozkoszy, gdy naraz usłyszeliśmy, jak drzwi sypialni otwierają się.chwytam szpadęi postępuję w ich kierunku, ale nie widzę nikogo: mimo to drzwi były w istocie otwarte.Wziąwszy światło wysunąłem się na zwiady; nie znalazłem żywej duszy.Wówczas przypo-mniałem sobie, że zaniedbaliśmy tego dnia zwykłych ostrożności: niewątpliwie drzwi, przy-mknięte tylko, otwarły się same z siebie.Spieszę z powrotem, aby uspokoić towarzyszkę, ale nie znajduję jej w łóżku; upadła alboteż schroniła się między łóżko a ścianę; dość, że leżała bez zmysłów, wstrząsana konwulsja-mi.Możesz sobie wyobrazić moje położenie! Udało mi się przenieść ją do łóżka, a nawet do-prowadzić do przytomności, ale okazało się, iż uderzyła się padając, i niebawem zaczęła od-czuwać tego skutki.Bóle w krzyżach, gwałtowne kurcze, inne jeszcze mniej dwuznaczne objawy oświeciłymnie wkrótce co do jej stanu: ale aby o nim pouczyć młoda pacjętkę, trzeba było wytłuma-czyć jej stan, w jakim znajdowała się poprzednio, bo nie miała o nim pojęcia.Chyba nikt niezachował tyle niewinności czyniąc z takim zapałem wszystko, co trzeba, aby się jej pozbawić!Och, ta nie traci czasu na zastanawianie się!Gdy mała oddawała się daremnym rozpaczom, czułam, że trzeba coś postanowić.Umówi-łem się z nią tedy, że udałem się natychmiast do lekarza i do chirurga i że uprzedzając ich, iżbędą wezwani za chwilę, wyznam wszystko, zapewniwszy sobie tajemnicę; ona ze swej stro-ny zadzwoni na pannę służącą, przyzna się lub nie przyzna do wszystkiego, jak zechce, alepośle ją, aby szukała pomocy, przede wszystkim zaś zabroni bezwarunkowo budzić pani deVolanges: pełen delikatności wzgląd, naturalny u córki, która lęka się niepokoić matkę.Załatwiłem dwie wizyty najspieszniej, jak mogłem, po czym wróciłem do domu, gdziedotąd siedzę kamieniem.Chirurg, którego znałem skądinąd, przyszedł w południe zdać misprawę ze stanu chorej.Nie omyliłem się w diagnozie, ale on ma nadzieję, że jeżeli nie zaj-dzie jaki wypadek, nikt w domu się nie spostrzeże.Panna służąca jest w tajemnicy, lekarzzmyślił naprędce jakąś chorobę i sprawa ułoży się jak tysiąc podobnych, chyba że w przy-szłości mielibyśmy ochotę dać jej rozgłos.Ale czy istnieje jeszcze coś wspólnego miedzy mną a tobą? Twoje milczenie każe mi wąt-pić; nie wierzyłbym w to wcale, gdybym był tak bardzo nie pragnął zachować jakiejś w tejmierze nadziei.Do widzenia, piękna przyjaciółko; ściskam cię mimo całej urazy.Paryż, 21 listopada 17**176LIST CXLIMarkiza de Merteuil do wicehrabiego de ValmontMój Boże, wicehrabio, jak ty mnie męczysz swoim uporem! Czemu wymawiasz mi mil-czenie! Czy sądzisz, że jeżeli milczę, to z braku argumentów? Ach, dałby Bóg, aby tak było!Ale nie, to tylko dlatego, że ciężko mi wytaczać je przeciw tobie.Mów otwarcie: czy ty łudzisz sam siebie, czy pragniesz mnie oszukać? Sprzeczność mię-dzy twymi słowami a uczynkami pozwala mi przypuszczać albo jedno, albo drugie: cóż jestprawdą? Cóż chcesz, abym ci powiedziała, skoro sama nie wiem, co myśleć?Widzę, że poczytujesz sobie za wielką zasługę ostatnią scenę z prezydentową; ale w czym-że przemawia ona na rzecz twych perswazji, a zbija moje zarzuty? Toż ja nie twierdziłamnigdy, że ty kochasz tę kobietę na tyle, aby jej nie oszukiwać, aby nie chwytać każdej spo-sobności, która ci się wyda łatwą lub przyjemna: nie dziwi mnie też, że przez rozpustę ducha,której próżno by ci ktoś odmawiał, zrobiłeś raz z rozmysłu to, co zrobiłbyś tysiąc razy ot taksobie.Wszak to u was najpospolitszy bieg rzeczy.Mówiłam natomiast, myślałam, myślę jeszcze, że ty mimo to kochasz prezydentową; nieżadną miłością zbyt czystą ani zbyt tkliwą, ale, bądz co bądz, miłością wystarczającą, aby wdanej kobiecie znajdować powaby i przymioty, których nie posiada; miłością, która daje jejodrębne miejsce, wszystkie zaś inne stawia w drugim rzędzie.Jeszcze w ostatnim liście jeżeli nie mówisz wyłącznie o tej kobiecie, to dlatego że niechcesz mi mówić o s w o i c h w i e l k i c h s p r a w a c h; wydają ci się tak ważne, żemilczenie uważasz za karę dla mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]