[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Noys!Lewa dłoń Harlana przesunęła się ku kontaktowi.Nie śpieszyć się!Minus dwanaście sekund!Kontakt!Teraz zacznie działać urządzenie napędowe.Ruszy w momencie zerowym.A to pozostawiało Marianowi czas na ostatnią czynność.Chwyt Samsona.Prawa ręka Harlana poruszyła się.Nie patrzył na nią.Minus pięć sekund.Noys!Prawa ręka znowu po - ZERO - ruszyła się.Nie patrzył na nią.Czyżby już niebyt?Nie.Jeszcze nie.Harlan patrzył przez okno.Nie poruszał się.Czas upływał, a on nie był tego świadom.Sala była pusta.Tam, gdzie stał gigantyczny, zamknięty kocioł, nie było teraz nic.Metalowe bloki, które stanowiły jego łożysko, ziały pustką.Twissell, dziwacznie malutki i skarlały w sali, która stała się teraz poczekalnią, stanowił jedyny poruszający się element.Spacerował sztywno tam i z powrotem.Harlan towarzyszył mu wzrokiem przez chwilę.A potem bez żadnego dźwięku czy ruchu kocioł znalazł się w tym samym miejscu, które opuścił.Przekroczył nieuchwytną granicę między czasem przeszłym a obecnym nie poruszywszy nawet drobiny powietrza.Na chwilę Twissell zniknął Harlanowi z oczu za kotłem, ale potem okrążył pojazd i pokazał się znowu.Biegł.Jeden ruch ręki wystarczył, by uruchomić mechanizm otwierający drzwi sterowni.Kalkulator wpadł do środka, krzycząc z niemal histerycznym podnieceniem.- Gotowe! Koniec! Zamknęliśmy krąg! Brakło mu tchu.Harlan milczał.Twissell patrzył przez okno, przykładając dłonie do szyby.Harlan widział, jak drżą, widział na nich starcze plamy.Wydawało się, że jego mózg nie umie już odróżniać rzeczy ważnych od nieważnych, lecz selekcjonuje materiał obserwacyjny w sposób czysto przypadkowy.Zmęczony myślał: co to ma za znaczenie? Czy teraz cokolwiek ma znaczenie?Twissell powiedział (Harlan słyszał go niewyraźnie):- Powiadam ci, że bałem się bardziej niż się przyznawałem.Sennor mówił kiedyś, że cała sprawa jest niemożliwa, Twierdził, że musi się zdarzyć coś, co ją udaremni.O co chodzi?Odwrócił się na dziwne chrząknięcie Harlana.Harlan potrząsnął głową, wykrztusił:- O nic.Twissell zadowolił się tym i odwrócił znowu.Nie wiadomo było, czy mówi do Harlana, czy w powietrze.Wydawało się, że obawy tłumione przez długie lata znajdą ujście w potoku słów:- Sennor - mówił - stale wątpił.Rozmawialiśmy z nim, dyskutowaliśmy.Przedstawialiśmy dowody matematyczne i wyniki całych pokoleń badaczy, którzy nas poprzedzali w fizjoczasie Wieczności.Odrzucał to wszystko i bronił swego poglądu, cytując paradoks o człowieku spotykającym samego siebie.Słyszałeś, jak o tym mówił.To jego ulubiony temat.Sennor powiada, że znamy naszą przyszłość.Na przykład ja, Twissell, wiedziałem, że choć już będę stary, przeżyję wyjazd Coopera poniżej dolnego progu Wieczności.Znałem inne szczegóły z mojej przyszłości, wiedziałem, co zrobię.Niemożliwe - on na to.Rzeczywistość musi się zmieniać, by korygować twoją wiedzę, nawet jeśli to oznacza, że krąg nigdy się nie zamknie i nigdy nie powstanie Wieczność.Dlaczego tak się upierał, nie wiem.Możliwe, że szczerze w to wierzył, możliwe, że była to dla niego intelektualna gra, a może tylko chciał nas wszystkich szokować niepopularnym poglądem.Tak czy inaczej, przygotowania postępowały naprzód, a niektóre dane pamiętnika zaczęły się sprawdzać.Na przykład, umiejscowiliśmy Coopera w tym Stuleciu i tej Rzeczywistości, które podane były w pamiętniku.Już samo to obalało pogląd Sennora, ale on wcale się tym nie martwił.Tymczasem zainteresował się innym problemem.A jednak.- Twissell zaśmiał się cicho z odcieniem zakłopotania, papieros wypalił mu się niemal do samych palców - w głębi duszy nigdy nie byłem spokojny.Coś mogło się zdarzyć.Rzeczywistość, w której Wieczność została ustanowiona, mogła się zmienić w jakiś sposób i umożliwić to, co Sennor nazywał paradoksem.Mogła się zmienić na taką, w której Wieczność by nie istniała.Czasami, leżąc bezsennie, byłem niemal pewny, że to prawda.a teraz już jest po wszystkim i śmieję się z samego siebie.Stetryczały głupiec.Harlan powiedział zniżając głos:- Kalkulator Sennor miał rację.Twissel odwrócił się gwałtownie.- Co?- Akcja się nie udała.- Umysł Harlana wydobywał się z mroku (dlaczego i w jakim celu, nie był pewny).- Krąg nie jest zamknięty.- O czym ty mówisz? - Starcze dłonie Twissella opadły na barki Harlana ze zdumiewającą siłą.- Jesteś chory, chłopcze.Nerwowo wyczerpany.- Nie jestem chory.Po prostu wszystko mi obmierzło.Pan.Ja sam.To nie moja choroba, to skala.Niech pan spojrzy.- Skala? - Kreska wskaźnika stała na 27 Stuleciu, na prawym końcu skali.- Co się stało? - Radość zniknęła z twarzy Twissella.Zastąpiła ją groza.Harlan mówił obojętnie:- Stopiłem mechanizm blokujący, zwolniłem sterowanie mocy.- Jak mogłeś to.- Miałem bicz neuronowy.Rozłamałem go i jego mikroogniwo zużyłem w jednym pojedynczym wyładowaniu w charakterze palnika.Oto, co z tego zostało.- Kopnął w róg małą kupkę odłamków metalu.Twissell nie zwrócił na to uwagi.- W 27 Stuleciu? Mówisz, że Cooper jest w 27?- Nie wiem, gdzie on jest - odparł Harlan głucho.- Dźwignię mocy przesunąłem w przeszłość dalej niż w 24 Stulecie.Nie wiem, do jakiego wieku.Nie patrzyłem.Potem cofnąłem jaz powrotem, też nie patrząc.Twissell wytrzeszczał na niego oczy, był blady na twarzy niezdrową, żółtawą bladością, ręce mu drżały.- Nie wiem, gdzie on jest teraz - powtórzył Harlan.- Zginął w Prymitywie.Krąg jest przerwany.Myślałem, że wszystko się skończy, gdy przesunąłem dźwignię do chwili zerowej.To głupie.Będziemy musieli czekać.Nastąpi taki moment w fizjoczasie, w którym Cooper zorientuje się, że jest w niewłaściwym Stuleciu, i zrobi coś niezgodnego z pamiętnikiem, kiedy.- Urwał, a potem wybuchnął wymuszonym, chrapliwym śmiechem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]