[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Krok we właździwą stronę - uznał właściciel siwego afro.Johnny’ego nagle olśniło.- To duch telewizora?- Sprytny młodzian - pochwalił Solomon Einstein.Johnny ostrożnie zajrzał do obudowy: oprócz zardzewiałych elementów i trawy było tam jeszcze sporo mokrych liści.Nad tym wszystkim jednak unosił się perłowy zarys kompletnego telewizora, a raczej jego wnętrza, radośnie pomrukujący i działający bez prądu.To znaczy na pierwszy rzut oka bez prądu, bo właściwie kto normalny wie, gdzie się podziewa prąd, gdy zgasi się światło.Wstał, będąc pod wrażeniem osiągnięć duetu teoretyk-praktyk, i wskazał na zielonkawą powierzchnię kanału, o konsystencji zdecydowanie gęstszej niż woda.- Gdzieś tam leży stary ford capri.Wobbler twierdzi, że widział, jak go tam wrzucano.- Należałoby się tym zająć - ucieszył się pan Fletcher.- Silnik spalinowy od dawna wymaga sporych usprawnień.- Zaraz.przecież maszyny nie są żywe - zastanowił się Johnny.- To jak mogą istnieć ich duchy?- Może i nie są żywe, ale izdnieją - stwierdził Einstein.- Od momentu do momentu są.Należy wiedz znaleźdź właździwy moment, tak?- Coś mi to trąci okultyzmem.- bąknął Johnny.- Jakim okultyzmem?! To fizyka! A raczej metafizyka, od greckiego meta, czyli „poza”, i physike, czyli.uhm.- Fizyka - podpowiedział pan Vicenti.- Właśnie!- Nic się nigdy nie kończy.Nic tak naprawdę nigdy nie przestaje istnieć - powiedział Johnny i najbardziej to stwierdzenie zaskoczyło jego samego.- Idealnie! - ucieszył się Solomon.- Jezdeś fizykiem?- Ja?! - zdumiał się Johnny.- Pojęcia nie mam o naukach ścisłych.- Cudownie! Masz doskonałe kwalifikacje.- Przepraszam, że jak?- Ignorancja to podztawowa zaleta.Bez niej nie ma mowy o tym, by któż mógł zię czegóż nauczydź!Pan Fletcher zajął się dostrojeniem odbiornika, wybierając kanały duchem przełącznika.- Chyba dobrze - ocenił, przyglądając się czemuś, co wyglądało jak hiszpański program.- Prosimy tutaj, panie i panowie!- O, interesujące! - Pani Liberty przebrała się w mgnieniu oka, co za życia nigdy jej się nie udało.- Miniaturowy kinematograf?* * *Kiedy Johnny po mniej więcej pięciu minutach zrobił w tył zwrot, wszyscy byli przed telewizorem, spierając się zawzięcie, który kanał oglądać.Naturalnie wszyscy poza panem Grimmem, który stał z boku ze starannie złożonymi rękoma i obserwował ich z pełnym potępienia wyrazem twarzy.- Będą przez to kłopoty - zawyrokował.- To jawne nieposłuszeństwo.To kontakty ze światem fizycznym!Przy normalnym oświetleniu Johnny dostrzegł, że pan Grimm ma niewielki wąsik i okulary, o soczewkach przypominających denka od butelek.Dotąd widywał go o zmroku, toteż te szczegóły umknęły jego uwagi.- Będą kłopoty - powtórzył pan Grimm.- I to będzie twoja wina, Johnie Maxwell, bo to ty doprowadziłeś ich do tego stanu.Czy tak powinien się zachowywać uczciwy zmarły?- Panie Grimm.- odezwał się niespodziewanie Johnny.- Kim pan jest?- Nie twój interes.- Może i nie, ale jestem ciekaw.Wszyscy o sobie mówią, a.- Tak się składa, że wierzę w skromność.Wierzę też, że życie powinno się traktować poważnie i zachowywać właściwie.I z pewnością nie zamierzam poddawać się tak nieodpowiedzialnym zachowaniom, jakie widać na brzegu.- Nie o to mi.- zaczął Johnny i umilkł, bowiem pan Grimm odwrócił się sztywno i wrócił do swego grobu wśród drzew.Siadł na nagrobku i spojrzał z naganą na Johnny’ego.- Z tego nic dobrego nie wyniknie! - zapowiedział.* * *Johnny oświadczył, że miał wizytę u specjalisty.Zazwyczaj to nauczycielom wystarczało.Jeśli ktoś nie miał tych wizyt zbyt często, nie zadawali więcej pytań.Johnny miewał je rzadko.Na przerwie Wobbler ogłosił nowiny:- Moja mamuśka twierdzi, że wieczorem w ratuszu ma być duże spotkanie w sprawie cmentarza.Ma być telewizja i wszystko.- To nic nie da - skrzywił się Yo-less.- Takich spotkań było już ileś, i co? I nic.A teraz to już jest za późno, żeby cokolwiek zmienić.- Się pytałem o budowanie różnych rzeczy na cmentarzach - Wobbler jeszcze nie skończył.- Mama twierdzi, że najpierw musi przyjść ksiądz i przeświecić teren.To musi być ciekawe.- Przeświecić to ja cię zaraz mogę, ofiaro! - jęknął Yo-less.- Odświęcić! Dobrze, że ci się nie pomyliło ze „zbezczeszczeniem”, wtedy też robią mszę, tylko czarną, z kozłem, ofiarą i diabłem.- A może.- Wobbler nie tracił nadziei - może mi się faktycznie pomyliło.- Z tym ostatnim na pewno nie!- Pójdę tam - zdecydował Johnny.- Wy też powinniście.- To i tak nic nie da - ostrzegł Yo-less.- Da - uparł się Johnny.- Słuchaj, uparciuchu: cmentarz jest sprzedany.I tego nic nie zmieni, obojętnie ile by było gadania.- Mimo to trzeba tam być - Johnny nie miał pojęcia dlaczego, ale miał pewność, że tak jest: to było ważne.- A ten.będą jakieś.wiatry błądzące? - spytał ostrożnie Bigmac.- Skąd mam wiedzieć? - zdumiał się Johnny.- Chociaż wątpię: oni oglądają telewizję.Pozostali wymienili znaczące spojrzenia.- Zmarli oglądają telewizję? - upewnił się Wobbler.- Właśnie tak, nie wysilajcie się na komentarz.Nie ja to wymyśliłem.Uruchomili stary telewizor, siedzą i oglądają.- Znam gorsze sposoby marnowania czasu - przyznał Wobbler.- Choć niedużo.- Wątpię, żeby dla nich czas był tym samym co dla nas.- mruknął Johnny.- A propos czasu.- Yo-less przestał podpierać ścianę.- Wątpię, żeby jutro był najlepszy czas na pałętanie się po cmentarzach.- Dlaczego? - spytał Bigmac.- A wiesz, co jest jutro?- Środa - odparł zgodnie z prawdą Bigmac.- Halloween! - poprawił go Wobbler.- I wszyscy jesteście zaproszeni! Do mnie, pamiętajcie!- Aha! - ucieszył się Bigmac.* * *- Podstawa jest niesamowicie wręcz prosta - wyjaśnił pan Fletcher
[ Pobierz całość w formacie PDF ]