[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ilekroć LuLing kończyła rysunek, Ruth chwaliła ją, zabierała gotowy obrazek i proponowała nowe zwierzę.- Hipopotam? - LuLing zastanawiała się nad usłysza­nym słowem.- Jak to po chińsku?- Nieważne - mówiła Ruth.- Może słonia? Zrób słonia, wiesz, takiego z długą trąbą i wielkimi uszami.LuLing jednak nadal marszczyła brwi.- Czemu dajesz spokój? Coś trudnego może warte wię­cej niż łatwe.Hipopotam, jak wygląda? Ma róg tutaj? - Stuknęła się w czubek głowy.- To nosorożec.Też dobry.W takim razie zrób nosorożca.- Nie hipopotama?- Nie przejmuj się hipopotamem.- Ja nie przejmuję! Ty przejmujesz! Widzę.Zobacz swoją twarz.Nie umiesz ukryć, wiem.Jestem twoją mat­ką! Dobrze, dobrze, nie przejmuj hipopotama, ja się przej­muję.Potem przypomnę sobie, powiem ci, będziesz zado­wolona.Dobrze już? Już nie krzycz.Matka umiała być cicho, kiedy Ruth pracowała.“Ucz się" - mówiła szeptem.Ale gdy Ruth oglądała telewizję, LuLing jak zawsze uważała, że nie robi nic ważnego.Mat­ka zaczynała trajkotać o GaoLing, wracając do dawnych przykrości, jakich doznała od siostry w ciągu wielu lat.- Chciała, żebym statkiem płynęła w rejs na Hawaje.Pytam, skąd takie pieniądze? Moje ubezpieczenie spo­łeczne tylko siedemset pięćdziesiąt dolarów.Mówi, skąpa jesteś.Mówię, nie skąpa, tylko biedna.Ja niebogata wdo­wa.Hnh! Zapomina, sama chciała się żenić z moim mężem.Jak umarł, mówi mi, na szczęście wybrałam drugiego brata.Czasem Ruth słuchała z zaciekawieniem, starając się ustalić, czy za każdym razem LuLing zmienia jakąś część opowieści, ale z ulgą stwierdzała, że kolejne wersje nie różnią się od siebie.Bywały chwile, że Ruth irytowała ko­nieczność wysłuchiwania matki, i ta irytacja dawała jej dziwne poczucie zadowolenia - wszystko było tak jak przedtem, w porządku.- Ta dziewczyna na dole prawie codziennie je popcorn! Dymi, włącza alarm pożarowy.Nie wie, że czuję! Śmierdzi! Tylko popcorn, nic więcej! Dlatego taka chuda.Potem mó­wi, to nie tak, tamto nie tak.Ciągle narzeka, grozi mi “pro­ces za szkody", “naruszenie przepisów".Leżąc nocą w swym starym łóżku, Ruth miała wrażenie, jak gdyby wróciła do okresu dojrzewania w przebraniu do­rosłej osoby.Była tą samą osobą, a jednocześnie inną.A mo­że była dwiema wersjami samej siebie, Ruth '69 i Ruth !99 - jedna była niewinna, druga bardziej spostrzegawcza, jed­na potrzebująca wsparcia, druga bardziej niezależna, lecz obydwie były pełne obaw.Była dzieckiem swojej matki, a jednocześnie matką dziecka, jakim stała się matka.Tyle kombinacji tych samych na pozór prostych elementów, któ­re łączyły się na różne sposoby, jak w chińskich nazwach i znakach.To było łóżko z jej dzieciństwa i wciąż przeżywa­ła w nim podobne chwile, co w młodości tuż przed zaśnię­ciem, kiedy cierpiała w samotności, zastanawiając się: co się stanie.I tak jak w dzieciństwie, słuchała własnego odde­chu, bojąc się myśli, że oddech matki może pewnego dnia ustać.Kiedy to sobie uświadamiała, każdy wdech był dla niej wielkim wysiłkiem.Wydech był łatwiejszy, wystarczyło się rozluźnić.Ruth bała się stracić nad tym kontrolę.Kilka razy w tygodniu LuLing i Ruth rozmawiały z du­chami.Ruth zdejmowała starą tacę z piaskiem, która wciąż stała na lodówce i proponowała, że napisze do Dro­giej Cioci.Matka reagowała uprzejmie, jak ktoś poczęsto­wany czekoladkami: “Och.nie wiem, może trochę".LuLing chciała wiedzieć, czy książka dla dzieci przyniesie Ruth sławę.Ruth kazała powiedzieć Drogiej Cioci, że to LuLing przyczyni się do tego.LuLing pytała także o aktualne tendencje giełdowe.- Dow Jones w górę czy w dół? - spytała któregoś dnia.Ruth narysowała strzałkę w górę.- Sprzedać Intel, kupić Intel?Ruth wiedziała, że śledzenie notowań jest dla matki głównie rozrywką.Nie znalazła u niej żadnej poczty, na­wet przesyłek reklamowych od firm maklerskich.Kupić taniej, napisała w końcu.LuLing skinęła głową.- Och, zaczekać, aż pójdzie w dół.Droga Ciocia bardzo mądra.Pewnego wieczoru, gdy Ruth trzymała w pogotowiu pa­łeczkę, by udzielać odpowiedzi z tamtego świata, LuLing zapytała nagle:- Czemu kłócicie z Artiem?- Nie kłócimy się.- To czemu nie mieszkacie razem? Przeze mnie? Moja wina?- Oczywiście, że nie.- Ruth powiedziała to odrobinę za głośno.- Ja myślę, chyba tak.- Spojrzała na Ruth, jak gdyby nic nie można było przed nią ukryć.- Dawno temu, jak po­znałaś go, mówię, czemu najpierw razem mieszkać? Zro­bisz to, on nigdy nie ożeni się z tobą.Pamiętasz? Teraz my­ślisz, ach, matka miała rację.Mieszkać razem, teraz jak ostatni śmieć, łatwo wyrzucić.Nie wstydź się.Bądź szczera.Ruth przypomniała sobie z rozgoryczeniem, że matka rzeczywiście tak mówiła.Chcąc zająć czymś ręce, zaczęła strzepywać ziarenka piasku z brzegów tacy.Była zaskoczo­na, że LuLing pamięta takie rzeczy, i wzruszona jej troską.To, co matka mówiła o Arcie, nie było do końca prawdą, ale dotknęła sedna - Ruth rzeczywiście czuła się niepo­trzebna, jakby stała ostatnia w kolejce, czekając na por­cję tego, co akurat podawano.Coś w jej związku z Artem było nie tak.Czuła to dotkli­wiej podczas próbnej separacji - czy chodziło właśnie o to, o czym mówiła matka? Zdała sobie sprawę ze swego nasta­wienia emocjonalnego, z tego, że próbowała przystosować się do niego, nawet gdy tego nie wymagał.Myślała kiedyś, że wszystkie pary, małżeńskie czy nie, dostosowują się dosiebie, z własnej woli lub niechętnie, z konieczności.Czy jednak Art także przystosował się do niej? Nawet jeśli tak, niczego nie zauważyła.Teraz, gdy byli z dala od sie­bie, czuła się wolna od pęt i ciężarów.Tak kiedyś wyobra­żała sobie swoje prawdopodobne odczucia po stracie mat­ki.Teraz pragnęła kurczowo trzymać się matki, jak gdyby ta była jej kołem ratunkowym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl