[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Więc mówili znów niektórzy: Ot,żyw był i w hardości po ziemi chodził, a teraz i palcem ci nie ruszy! A tak mówiąc jednipodziwiali jego wzrost, gdyż wielką przestrzeń na pobojowisku zajmował i po śmierci wyda-wał się jeszcze ogromniejszy, drudzy zaś pawi pióropusz mieniący się cudnie na śniegu, atrzeci zbroję, którą na dobrą wieś oceniano.Lecz Czech Hlawa zbliżył się właśnie z dwomaZbyszkowymi pachołkami, by ją zdjąć z nieboszczyka, więc ciekawi otoczyli Zbyszka wy-chwalając go i wynosząc pod niebiosa, bo im się słusznie zdawało, że sława jego spadnie nacałe mazowieckie i polskie rycerstwo.Tymczasem odjęto mu tarczę i topór, by mu ulżyć, aMrokota z Mocarzewa odpiął mu i hełm, spotniałe zaś włosy przykrył czapką ze szkarłatnegosukna.Zbyszko stał jakby w osłupieniu, oddychając ciężko, z ogniem jeszcze niezgasłym woczach, z twarzą pobladłą z wysiłku i zawziętą, drżąc nieco ze wzruszenia i trudu.Ale chwy-cono go pod ręce i poprowadzono do księstwa, którzy czekali nań w ogrzanej komnacie przykominie.Tam Zbyszko klęknął przed nimi, a gdy ojciec Wyszoniek przeżegnał go i zarazemodmówił wieczny odpoczynek za dusze zmarłe, książę uścisnął za głowę młodego rycerzyka irzekł: Bóg najwyższy rozsądził między wami i prowadził rękę twoją, za co niech będzie błogo-sławione imię Jego amen!Po czym, zwróciwszy się do rycerza de Lorche i do innych, dodał: Ciebie, obcy rycerzu, i was wszystkich obecnych biorę na świadków w tym, o czym isam świadczę, jako się potykali wedle prawa i obyczaju, a jako się sądy Boże wszędy odpra-wują, tak się też i ten odprawił po rycersku i po bożemu.Okrzyknęli się na to zgodnym chórem miejscowi wojownicy, gdy zaś panu de Lorcheprzetłumaczono słowa książęce, wstał i oznajmił, że nie tylko świadczy, jako wszystko od-było się po rycersku i po bożemu, ale gdyby nawet ktokolwiek w Malborgu lub na jakim in-26nym dworze książęcym śmiał o tym wątpić on, de Lorche, pozwie go natychmiast w szrankina walkę pieszą lub konną, choćby to był nie tylko zwyczajny rycerz, ale olbrzym lub czarno-księżnik, samego Merlina magiczną siłą przewyższający.A tymczasem księżna Anna Danuta, w chwili gdy Zbyszko z kolei objął jej nogi, mówiłapochylając się ku niemu: Czemu się zaś nie radujesz? Raduj się i dziękuj Bogu, bo jeśli cię Bóg w miłosierdziuswym wyzuł z tej obieży, to cię i dalej nie opuści i do szczęśliwości doprowadzi.A Zbyszko odrzekł: Jakoże mam się radować, miłościwa pani? Dał ci mi Bóg zwycięstwo i pomstę nad onymKrzyżakiem, ale Danuśki jako nie było, tak i nie ma i nie bliżej mi do niej teraz niż przed-tem. Najzawziętsi nieprzyjaciele, Danveld, Gotfryd i Rotgier nie żyją odpowiedziała księżna a o Zygfrydzie mówią, iż sprawiedliwszy od nich, choć okrutny.Chwalże miłosierdzie bo-skie i za to.A mówił także pan de Lorche, że jeśli Krzyżak legnie, to on ciało jego odwiezie, apotem wraz do Malborga pojedzie i u samego wielkiego mistrza o Danuśkę się upomni.Jużcinie ośmielą się wielkiego mistrza nie posłuchać. Bóg daj zdrowie panu de Lorche rzekł Zbyszko i ja z nim pojadę do Malborga.A księżna przestraszyła się tych słów, jak gdyby Zbyszko rzekł, że bezbronny pójdziemiędzy wilki, które zbierały się zimą w stada w głębokich borach Mazowsza. Po co? zawołała. Na zgubę pewną? Zaraz po spotkaniu nie pomoże ci ni de Lorche,ni te listy, które Rotgier pisał przed walką.Nie zratujesz nikogo, a zgubisz siebie.Lecz on wstał, złożył w krzyż dłonie i rzekł: Tak mi dopomóż Bóg, że pojadę do Malborga i choćby za morza.Tak mi błogosław,Chryste, jako jej będę szukał do ostatniego tchu w nozdrzach i jako nie ustanę, póki nie zginę.Aacniej mi bić Niemców i potykać się we zbroi niż sierocie jęczeć w podziemiu.Oj, łacniej!łacniej!I mówił to, jak zresztą zawsze, gdy wspominał Danusię, w takim uniesieniu, w takim bólu,że aż chwilami słowa urywały mu się, tak jakby go kto chwytał za gardło.Księżna poznała,że próżno by go odwodzić, że kto by go chciał powstrzymywać, ten musiałby go chyba skuć iwtrącić do podziemia.Zbyszko nie mógł jednak wyjechać natychmiast.Wolno było ówczesnemu rycerzowi niezważać na żadne przeszkody, ale nie wolno było złamać obyczaju rycerskiego, który nakazy-wał, by zwycięzca w pojedynku spędził na miejscu walki cały dzień aż do następnej północy,a to dla okazania, że został panem pobojowiska, jak i dla okazania gotowości do nowej walki,gdyby ktokolwiek z krewnych lub przyjaciół zwyciężonego chciał go ponownie do niej wy-zywać.Obyczaj ten zachowywały nawet całe wojska tracąc nieraz korzyści, jakie by pośpiechpo zwycięstwie mógł przynieść.Zbyszko nie próbował nawet wyłamać sięspod nieubłaganego prawa i posiliwszy się nieco, a następnie przywdziawszy zbroję, tkwił ażdo północy na dziedzińcu zamkowym pod zasępionym niebem zimowym, czekając na nie-przyjaciela, który znikąd przybyć nie mógł.O północy dopiero, gdy heroldowie obwieścili ostateczne przy dzwięku trąb jego zwycię-stwo, Mikołaj z Długolasu zawezwał go na wieczerzę, a zarazem na naradę do księcia.27RozdziałszóstyKsiążę pierwszy zabrał głos na naradzie i tak mówił: To bieda, że nie mamy nijakiego pisma ani świadectwa przeciw komturom.Bo choć po-sąd nasz zdaje się słuszny i ja sam myślę, że Jurandównę oni chwycili, nie kto inny, ale co ztego? Wyprą się.A jak wielki mistrz spyta o jakowyś dowód, co mu pokażem? Ba! jeszczelist Jurandowy świadczy za nimi.Tu zwrócił się do Zbyszka: Powiadasz, że ten list grozbą na nim wymusili.Może być i pewnie tak jest, bo gdyby poich stronie była sprawiedliwość, to by ci był Bóg przeciw Rotgierowi nie pomógł.Ale skorowymusili jeden, to mogli wymusić i dwa.Może i oni mają od Juranda świadectwo, że niewinni porwania nieszczęsnej dziewki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]