[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Co za ka? spytał gniewnie Eddie. Nigdy o tym nie słyszałem.Jedyniejako wymówione dwukrotnie i oznaczające kupę niemowlaka. Nie wiem, jak było w twoim świecie oświadczył rewolwerowiec.Tutaj oznacza obowiązek lub przeznaczenie albo w Wulgacie miejsce, doktórego musisz iść.Eddie miał stropioną, zniesmaczoną, a jednocześnie rozbawioną minę. Zatem powiedz je dwukrotnie, Rolandzie, gdyż te słowa znaczą dla mnietyle samo, co gówno.Rewolwerowiec wzruszył ramionami. Ja nie toczę filozoficznych dysput.Nie studiuję historii.Wiem tylko, żeprzeszłość jest przeszłością, a co będzie, to będzie.To drugie jest ka i samo trosz-czy się o siebie. Taak? Eddie spojrzał na północ. No, cóż, a ja widzę, że to będzietylko jakieś dziewięć miliardów tej samej pieprzonej plaży.Jeśli jedynie to nasczeka, ka, kaka to jedno i to samo.Może mamy jeszcze dość dobrych naboi, żeby135załatwić pięć czy sześć tych homarów, ale potem będziemy rzucać w nie kamie-niami.Więc dokąd zmierzamy?Roland przez chwilę się zastanawiał, czy Eddie kiedykolwiek zadał to pytanieswemu bratu, lecz gdyby powiedział to głośno, sprowokowałby długą i bezsen-sowną sprzeczkę.Dlatego wskazał kciukiem na północ i rzekł: Tam.Na początek.Eddie spojrzał i nie zobaczył niczego oprócz tej samej szarej równiny, usłanejgłazami i żwirem.Znów zerknął na Rolanda, gotowy go ofuknąć, ujrzał malującąsię na jego twarzy pewność siebie i popatrzył jeszcze raz.Zmrużył oczy.Prawądłonią osłonił je przed blaskiem chylącego się ku zachodowi słońca.Rozpaczliwiechciał coś dostrzec, cokolwiek, cholera, wystarczyłby nawet miraż, ale nie widziałniczego. Możesz robić ze mnie wała powiedział powoli uważam jednak, że tocholernie nieładnie.Nadstawiałem dla ciebie karku u Balazara. Wiem, że tak. Rewolwerowiec się uśmiechnął.rzadki u niego grymas,który rozpromienił jego twarz niczym błysk słonecznego światła w ponury jesien-ny dzień. To dlatego gram z tobą uczciwie, Eddie.To tam jest.Zauważyłemgodzinę temu.W pierwszej chwili pomyślałem, że to tylko miraż albo pobożneżyczenie, ale to tam jest.i już.Eddie znowu spojrzał w tym kierunku i wpatrywał się, aż łzy pociekły muz kącików oczu.W końcu rzekł: Ja nie widzę tam nic oprócz tej przeklętej plaży.A mam wzrok dwadzieściana dwadzieścia. Nie wiem, co to oznacza. To oznacza, że gdyby coś tam było, na pewno bym to zobaczył!Mimo to Eddie miał wątpliwości.Zastanawiał się, czy rewolwerowiec swyminiebieskimi oczami nie widzi dalej niż on.Może trochę.Może znacznie więcej. Zobaczysz to rzekł rewolwerowiec. Co zobaczę? Nie dotrzemy tam dzisiaj, ale jeśli wzrok masz tak dobry jak twierdzisz,to zauważysz to, zanim słońce dotknie wody.No, chyba że będziesz tutaj stałi nadymał się. Ka powiedział w zadumie Eddie.Roland skinął głową. Ka. Kaka rzekł Eddie i parsknął śmiechem. Daj spokój, Rolandzie.Ru-szajmy.A jeśli nie zobaczę niczego, kiedy słońce dotknie wody, będziesz mi wi-nien kurczaka z frytkami.Albo big maca.Albo cokolwiek, byle nie homara. Chodzmy.136Znowu ruszyli i pozostała jeszcze co najmniej godzina do chwili, gdy słoń-ce dotknie dolną krawędzią horyzontu, a Eddie ujrzał w oddali jakiś kształt dziwny, migoczący, nieokreślony, ale wyraznie dostrzegalny.Coś nowego. W porządku rzekł. Widzę to.Musisz mieć oczy jak Superman. Kto? Nieważne.To typowy przypadek niewiarygodnie głębokiej różnicy kultu-ralnej, wiesz? Co?Eddie się zaśmiał. Nieważne.Co to takiego? Zobaczysz.Rewolwerowiec znów ruszył przed siebie, zanim Eddie zdążył zadać mu ko-lejne pytanie.Dwadzieścia minut pózniej Eddie uznał, że już widzi.Po dalszych piętnastubył tego pewien.Ten obiekt znajdował się jeszcze dwie, a może trzy mile dalej,ale Eddie już wiedział, co to takiego.Oczywiście drzwi.Następne drzwi.%7ładen z nich nie spał dobrze tej nocy.Wstali i wyruszyli w drogę na godzi-nę przed tym, nim słońce wyjrzało zza zerodowanych górskich grani.Dotarli dodrzwi w chwili, gdy oświetliły ich pierwsze promienie słońca.wysublimowanei nieruchome.Te promienie niczym lampy rozjaśniały porośnięte szczeciniastymzarostem policzki.Znów czyniły rewolwerowca czterdziestolatkiem, a Eddiegonie starszym niż Roland był wtedy, kiedy podjął walkę z Cortem.jako jedynąbroń mając swojego sokoła Davida.Drzwi wyglądały dokładnie tak samo jak tamte pierwsze, różniły się tylkonapisem:WAADCZYNI MROKU A więc to tak powiedział cicho Eddie, patrząc na drzwi, które po prostustały tu na zawiasach tkwiących w jakiejś niewidocznej futrynie między jednymświatem a drugim, tym wszechświatem a innym.Stały z wygrawerowanym nanich napisem, realne jak skała i dziwne jak światło gwiazd. A więc to tak przytaknął rewolwerowiec. Ka. Ka. Tutaj powołasz drugą z trzech? Na to wygląda.Rewolwerowiec wiedział, o czym Eddie myśli, zanim on sam zdał sobie z te-go sprawę.Wiedział, co Eddie zrobi, nim ten wykonał jakikolwiek ruch.Mógł137wykręcić mu rękę i złamać ją w dwóch miejscach, ale nie próbował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]