[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tak jest odparł Timothy. No to jeśli jeszcze raz ktoś nazwie mnie fuksiarzem oznajmił Fred podbijęmu oko stalową kulką. A dobrodziej ciągnął Timothy to też nowe słowo.Pochodzi od paczekzrzucanych ze statków i samolotów w rejonach ogarniętych klęską.Nazywano je pacz-kami dobra , bo przysyłali je ludzie, którzy chcieli naszego dobra.344 Wiem o tym odparł Fred. Wcale cię o to nie pytałem. Mimo to ci powiedziałem skwitował Timothy.Obaj chłopcy wrócili do obdzierania zwierzęcia ze skóry. Słyszałeś o lalce zwanej Towarzyska Connie? zapytała męża Jean Regan. Popatrzyła ukradkiem na siedzących przy długim stole obecnych, chcąc upewnić się,że żadna z pozostałych rodzin nie podsłuchiwała.Sam powiedziała słyszałam tood Helen Morrison; ona od Toda, a Tod chyba od Billa Fernera.Zatem to pewnie praw-da. Co? zapytał Sam. To, że w fuksjamie w Oakland nie mają Swawolnej Pat, tylko Connie.i przyszłomi do głowy, że może to, wiesz, uczucie pustki i ogarniająca nas czasem nuda wynikająpo części.może gdybyśmy zobaczyli Connie Towarzyską i jej dom, może moglibyśmyurozmaicić naszą makietę. Zastanowiła się. Uzupełnić ją. Nie podoba mi się nazwa odparł Sam. Towarzyska Connie brzmi tandetnie. Zgarnął łyżką z talerza zbożową papkę, którą ostatnio obficie raczyli ich dobrodzie-je.Napełniwszy usta, pomyślał: załóż się, że Towarzyska Connie nie je takiego świństwa;dam głowę, że je suto garnirowane cheeseburgery kupowane w jakimś ekstralokalu bezwysiadania z samochodu. Może byśmy się tam wybrali? zaproponowała Jean. Do fuksjamy w Oakland? Sam wytrzeszczył na nią oczy. To piętnaście mil,trzeba iść aż na drugą stronę fuksjamy w Berkeley! Ale to ważne stwierdziła uparcie Jean. Poza tym Bili mówi, /.c tamten fuk-siarz z Oakland przebył tę odległość w poszukiwaniu jakichś części elektronicznych.skoro on dał radę, nam też się uda.Mamy kombinezony przeciwpyłowe.Jestem pewna,że to nic trudnego.Podsłuchał ją siedzący obok rodziców mały Timothy Schein. Pani Regan powiedział. Fred Chamberlain i ja poszlibyśmy tak daleko,gdyby nam pani zapłaciła.Co ty na to? Szturchnął Freda łokciem. Mam rację?Powiedzmy, za pięć dolarów.Spoważniały na twarzy Fred zwrócił się do pani Regan i powiedział: Przynieślibyśmy pani lalkę Connie.Za pięć dolarów na łebka. Boże miłosierny zawołała zgorszona Jean Regan.I zmieniła temat.Lecz pózniej, po kolacji, gdy ona i Sam znalezli się sami w kwaterze, wróciła do roz-mowy. Sam, muszę ją zobaczyć wybuchła.Sam brał cotygodniową kąpiel w galwani-zowanej wannie, więc, chcąc nie chcąc, musiał jej wysłuchać. Teraz, gdy wiemy, że345istnieje, musimy zagrać z kimś z fuksjamy w Oakland; przynajmniej to możemy zro-bić.Prawda? Proszę cię. Spacerowała w kółko po niewielkim pomieszczeniu, ze zde-nerwowaniem załamując dłonie. Lalka Connie może mieć stację Standardu, lotniskoz pasem startowym, kolorowy telewizor i restaurację francuską, gdzie podają ślimaki,tak jak w tej, do której chodziliśmy zaraz po ślubie.Muszę zobaczyć tę makietę. Sam nie wiem odparł z wahaniem Sam. Coś w Towarzyskiej Connie budzimój.niepokój. Co znowu? Nie mam pojęcia. Chodzi o to, że wiesz, że jej makieta jest o niebo lepsza od naszej, a Swawolna Patnie dorasta jej pięt. Może i tak mruknął Sam. Jeśli nie pójdziesz, jeśli nie spróbujesz nawiązać kontaktu z fuksjamą w Oakland,uprzedzi cię ktoś inny.ktoś bardziej ambitny.Na przykład Norman Schein.On nie jesttaki strachliwy jak ty.Sam w milczeniu kąpał się dalej, ale ręce mu zadrżały.Dobrodziej zrzucił ostatnio skomplikowane kawałki maszynerii, stanowiące naj-wyrazniej rodzaj mechanicznego komputera.Przez kilka tygodni komputery gdyżw istocie były to właśnie one tkwiły bezużytecznie w kartonach.Wreszcie jednakNorm Schein znalazł zastosowanie dla jednego z nich.Z zapałem dostosowywał jegonajmniejszy mechanizm do budowy zsypu na śmieci do kuchni Swawolnej Pat.Używał przy tym maleńkich narzędzi precyzyjnych ze swojego warsztatu zapro-jektowanych i stworzonych przez mieszkańców fuksjamy koniecznych do tworzeniaprzyborów lalki.Przejęty swoim zadaniem uświadomił sobie w pewnej chwili, że stoją-ca za nim Fran zerka mu przez ramie. Denerwuję się, kiedy ktoś patrzy powiedział Norm, przytrzymując szczypcamiminiaturowy mechanizm. Słuchaj odrzekła Fran. Wpadłam na pewien pomysł.Czy to podsuwa ci ja-kąś myśl? Postawiła przed nim jeden z tranzystorowych odbiorników radiowychzrzuconych poprzedniego dnia. Podsuwa mi jedynie myśl o automatycznym otwieraniu garażu, o którym pamię-tam odparł z rozdrażnieniem Norm.Kontynuował swoje zajęcie, sprawnie mocującczęści w otworze odpływowym zlewu w kuchni Pat; równie koronkowa robota wyma-gała maksymalnej koncentracji. A co z myślą o nadajnikach radiowych? zapytała Fran. Muszą być gdzieś naZiemi; w przeciwnym razie dobrodzieje by tego nie zrzucali. I co? odparł obojętnie Norm.346 Może nasz mer ma jeden podsunęła Fran
[ Pobierz całość w formacie PDF ]