[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem zamierzali telefonicznie zawezwać milicję.Teraz i od Zawady również mogli oczekiwać pomocy.Wpadli do ogrodu.Zatrzymali się przed frontowym wejściem.Andrzej wypowiedział hasło.Drzwi cicho się otworzyły.Weszli do hallu.Drzwi samoczynnie zamknęły się, ukazując mężczyznę o lisiej twarzy, który do tej pory krył się za nimi.Poznali go natychmiast, mimo czarnej maski.W ręku jego połyskiwała broń.- Marsz do pracowni! - groźnie rozkazał.Porażeni strachem, “detektywi” wykonali polecenie.W pracowni zastali resztę zamaskowanych mężczyzn.Ten, który zabrał ich na lody, znajdował się tam również.Widocznie przyjechał taksówką wcześniej od nich.Za odchylonym skrzydłem parawanu stał pusty fotel.Rob przepadł jak kamień w wodę.- Siadać pod ścianą i milczeć - warknął Lisia Twarz.- Wasza przemądrzała gospodyni siedzi związana w kuchni.Jej mąż na szychcie w kopalni, a pan profesor zamknięty w bunkrze niedaleko stąd.Uwolnicie go, gdy my się ulotnimy! Zrozumiano? Panie W.bierz się pan do roboty!Bożena ukryła twarz w chusteczce i płakała.Andrzej śmiertelnie blady otoczył ją ramieniem.Złoczyńcy przestali zwracać na nich uwagę.Tylko Lisia Twarz stał na straży w drzwiach do pracowni.Chłopcy przerażeni spoglądali na siebie.Wpadli w potrzask! Teraz znikąd nie mogli oczekiwać pomocy.Zawada przyjdzie i zapewne odejdzie, zastawszy drzwi zamknięte, lub, tak jak oni, wpadnie w pułapkę.Andrzej gorączkowo rozmyślał o Robie.Lisia Twarz powiedział, że cybernetyczny sobowtór ojca został uwięziony w bunkrze.Andrzej dobrze znał ten powojenny bunkier.Znajdował się w pobliżu domu.Betonowa budowla, na pół ukryta w ziemi, posiadała mocne, żelazne drzwi, zamykane z zewnątrz na rygiel.Rób sam nie mógł im przyjść z pomocą.Byli więc zdani na łaskę i niełaskę złoczyńców.Lisia Twarz również musiał tak mniemać.On to bowiem wyprowadził domniemanego profesora za Park Kościuszki aż na Brynów.Przedtem, myszkując przez szereg dni w pobliżu domu profesora, przypadkiem natrafił na bunkier.Toteż przypomniał sobie o nim tego popołudnia w Parku Kościuszki, gdy “naukowiec” uporczywie dążył za nimi.Wywiódł go w odludne miejsce.Pierwszy wsunął się do bunkra, porwał z ziemi kawał cegły.“Profesor” nieświadom niebezpieczeństwa otrzymał silny cios w tył głowy.Lisia Twarz błyskawicznie wyskoczył na zewnątrz, zatrzasnął żelazne drzwi, zasunął rygiel.W pobliżu domu spotkał się z kamratami.Starannie opracowany plan napadu powiódł się całkowicie.Złoczyńcy pewni bezkarności próbowali otworzyć pancerną kasę wynalazcy, a tymczasem sztuczny człowiek-sobowtór stał bez ruchu w ciemnym bunkrze.Uderzenie cegłą złagodziła masa plastyczna pokrywająca stalową czaszkę.Mimo to wstrząs wyłączył program działania.Robot znów przemienił się w nieruchomą maszynę.Po jakimś czasie stała się dziwna rzecz.Syntetyczny człowiek drgnął, ruszył przed siebie.Natrafił na betonową ścianę.Przystanął, lecz silny impuls płynący z zewnątrz pobudzał go do czynu.Cofnął się a potem rozpoczął wędrówkę wzdłuż muru.Naraz potknął się o stos gruzu.Runął na ziemię.Stalowe cielsko nieporadnie drgało przewalając się z boku na brzuch.Powoli, z wielkim trudem robot próbował powstać.Przybierał dziwaczne pozycje, zmieniając w ten sposób środek ciężkości ciała; chciał ułatwić sobie podnoszenie nóg, które przy powstawaniu nie mogły być obciążone siłą własnego ciężaru.W końcu stanął na nogi.Poszedł przed siebie.Tym razem natrafił na żelazne drzwi.Silny impuls radiowych fal pobudzał go wciąż do działania, włączał odpowiednie programy.Rob cofnął się o pół kroku od zapory, uniósł lewą rękę.Z wskazującego palca wysunął się maleńki stalowy trzpień.Ręka zakreśliła duże półkole dotykając zapory ultradźwiękowym trzpieniem.Część drzwi, w których znajdował się rygiel, została wycięta.Teraz ramię wolno opadło w dół.Napór stalowego cielska otworzył ciężkie drzwi.Rob był wolny.Miarowym krokiem podążył za impulsem niesionym przez fale radiowe, wysyłane z willi profesora Rawy.Zemsta robotaWąsik nałożył gumowe rękawiczki.Podszedł do wmurowanej w ścianę pancernej kasy.Przez jakiś czas przyglądał się jej okiem znawcy.Potem końcami palców delikatnie dotykał stalowych drzwi, poruszył małym kołem podobnym do kierownicy samochodowej, to znów manipulował tarczą opatrzoną liczbami, wkładał rozmaite wytrychy w otwór zamka.Słychać było suche trzaski w mechanizmie, lecz drzwi kasy pozostawały zamknięte.Wąsik coraz bardziej chmurzył czoło.W końcu zrzucił marynarkę.Znów przystąpił do pracy.Chłopcy z wolna ochłonęli z panicznego strachu, jaki ich ogarnął, po nieopatrznym wpadnięciu w pułapkę.Nawet Bożena przestała płakać.Włamywacze nie zwracali uwagi na dzieci.Niecierpliwym wzrokiem śledzili Wąsika.Mimo doświadczenia jakoś długo nie mógł sobie poradzić z elektronicznym zamkiem.Marek spojrzał na wahadłowy zegar; wymienił z przyjaciółmi porozumiewawcze spojrzenie.Właśnie mijało pół godziny od powrotu do domu.Przybycia Zawady można było spodziewać się lada chwila.Nieśmiała nadzieja zaczynała kiełkować w ich sercach.Drzwi pancernej kasy wciąż były zamknięte.Oby tylko Zawada nie wpadł w sidła, jak oni.Jakże teraz żałowali, że od razu nie wyznali mu prawdy!Wtem Lisia Twarz psyknął ostrzegawczo.Dwaj kompani natychmiast bezgłośnie przybiegli do niego.Teraz dopiero chłopcy zauważyli, że włamywacze nosili trzewiki na gumowych podeszwach.Lisia Twarz przyłożył palec do ust.Tęgi mężczyzna, który był z dziećmi w Alodzie, wydobył z kieszeni pistolet.Lisia Twarz szybko zamknął wejście do pracowni.Zapadła ciemność.W hallu głucho trzasnęły drzwi.Po chwili w pracowni zajaśniało światło.W progu stał robot-sobowtór.Spod przymrużonych powiek spokojnie spoglądał na wymierzony w jego pierś pistolet.Oniemiałe dzieci nie mogły wydobyć z siebie ani jednego słowa.Zdumienie oraz bezgraniczny strach odebrały im zdolność ruchu.Szeroko otwartymi oczyma patrzyły na genialnego robota-sobowtóra, który na przekór ludzkiemu rozsądkowi myślał i działał samodzielnie.Sobowtór tymczasem rozglądał się po pracowni.Naraz spostrzegł pod ścianą grupkę przerażonych dzieci.Wyraz ogromnej ulgi przewinął się po jego twarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]