[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Oj, Rzędzian, zawsześ jednaki! Ze wszystkiego musisz mieć korzyść. %7łe mnie Bóg pobłogosławił, to cóż złego? Ja przecie nie kradnę, a że mnie jegomość dałtrzosik na drogę do Rozłogów, to oto jest! Moje prawo oddać, bom też do Rozłogów nie doje-chał.244Tak mówiąc pacholik odpiął pas, wyjął trzosik i położył go przed rycerzem, a pan Skrzetu-ski uśmiechnął sięi rzekł: Kiedy ci tak dobrze szło, toś pewnie ode mnie bogatszy, ale już trzymaj i ten trzosik. Dziękuję pokornie jegomości.Zebrało się trochę boża łaska! Będą się rodziciele cie-szyli i dziaduś, co ma dziewięćdziesiąt lat.A już Jaworskich to chyba do ostatniego groszasprocesują i z torbami ich puszczą.Jegomość też skorzysta, bo już tego pasa kropiastego, comi jegomość w Kudaku obiecał, nie będę przypominał, choć mi się bardzo udał. Boś już przypomniał! o taki synu! Prawdziwy z ciebie lupus insatiabilis! Nie wiem ja,gdzie ten pas, aleć skorom obiecał, to dam, nie ten, to inny. Dziękuję pokornie jegomości rzekł pacholik obejmując pańskie kolana. Mniejsza z tym! Prawże dalej, coć spotkało. Bóg tedy dał korzyść między rozbójnikami.Jeno tym się trapiłem, żem nie wiedział, cosię z jegomością dzieje, i tym, że Bohun pannę zagarnął.Aż tu dają znać, że on w Czerkasachleży, ledwie żyje, bo przez kniaziów poszczerbion.To ja do Czerkas: jak to jegomość wie, żeumiem plaster przyłożyć i rany opatrzyć.A już mnie z tego znali.Tak mnie tam Doniec puł-kownik wysłał i sam ze mną pojechał, bym onego zbója opatrywał.Dopieroż mi ciężar z sercaspadł, bom się dowiedział, że nasza panna uszła z onym szlachcicem.Poszedłem tedy do Bo-huna.Myślę: pozna, nie pozna? A on w gorączce leżał, więc z początku nie poznał.Pózniejzaś poznał i mówi mi: Tyś z listem do Rozłogów jechał? Rzeknę: Ja. A on znowu: Tomja ciebie w Czehrynie rozszczepił? Tak jest. To ty (prawi) służysz panu Skrzetuskiemu?Dopiero kiedy nie zacznę łgać: Nikomu ja już (mówię) nie służę.Więcej ja krzywd niż do-brego w tej służbie zaznał, więc wolałem na swobodę do Kozaków pójść, a waszmości jużdziesięć dni pilnuję i do zdrowia doprowadzę! Więc on uwierzył i do wielkiej ze mną konfi-dencji przyszedł.Dowiedziałem się też od niego, że Rozłogi spalone, że kniaziów dwóch za-bił, a inni zasłyszawszy o tym chcieli naprzód do naszego księcia iść, ale że nie mogli, więcdo wojska litewskiego uciekli.Ale najgorzej, jak tego grubego szlachcica wspominał, to takzębami, mówię jegomości, zgrzytał, jakby kto orzechy gryzł. Długo chorował? Długo, długo, bo zrazu mu się rany goiły, potem się zaś otwierały, gdyż się z początkunie zaszanował.Mało ja się to nocy przy nim wysiedziałem (żeby go usiekli!), jak przy kimdobrym.A trzeba jegomości wiedzieć, żem ja sobie na zbawienie duszy poprzysiągł, że mu zamoją krzywdę zapłacę, i tego ja, mój jegomość, dotrzymam, choćbym całe życie miał za nimchodzić, bo mnie niewinnego tak sponiewierał i potłukł jako psa, a ja też nie żaden cham je-stem.Już on musi zginąć z mojej ręki, chyba go kto inny wcześniej zabije.To mówię jegomo-ści, że ze sto razy miałem okazję, bo często nikogo przy nim nie było prócz mnie.Myślałemsobie tedy: zali mam go pchnąć czy nie? Ale mi było wstyd tak go żgać w łożu leżącego. To ci się chwali, żeś go aegrotum et inarmem nie mordował.Chłopska byłaby to sprawa,nie szlachecka. Ano, widzi jegomość, ja też tak samo myślałem.Jeszczem sobie wspominał, że jak mniez domu rodziciele wyprawiali, tak mnie dziaduś przeżegnał i powiada: Pamiętaj, kpie, żeśszlachcic i ambicję miej, wiernie służ, ale poniewierać się nie daj. Mówił też, że jak szlach-cic po chłopsku sobie postąpi, to Pan Jezus płacze.A jam spamiętał termin i tego się wystrze-gam.Musiałem więc okazji poniechać.A tu konfidencja coraz to większa! Nieraz pyta mnie: Czym ja tobie nagrodzę? To ja: Czym waszmość będziesz chciał. I nie mogę się skarżyć,opatrzył mnie hojnie, a ja też wziąłem, bo myślę sobie: po co ma w zbójeckich rękach zosta-wać? Przez niego i inni też mi dawali, bo mówię jegomości, że tam żaden tak kochany nie jestjako on, i od Niżowych, i od czerni, chociaż w całej Rzeczypospolitej nie masz szlachcica,któren by taki kontempt dla czerni miał, jak on.245Tu Rzędzian począł głową kręcić, jakby sobie coś przypominał i czemuś się dziwił, a pochwili tak dalej mówić począł: Dziwny to jest człek i trzeba przyznać, że ma wcale szlachecką fantazję.A tę pannę to onmiłuje! miłuje! mocny Boże! Jak tylko trochę ozdrowiał, przychodziła do niego Dońcówna,żeby mu to wróżyć.I wróżyła, ale nic dobrego.Bezecna to olbrzymka, z diabłami w komitywęwchodzi.ale dziewczysko hoże.Jak się zaśmieje, to przysiągłbyś, że kobyła na łące rży.Zę-biska białe pokazuje, taka mocna, że pancerz może rozedrzeć, a jak chodzi, aż się ziemia trzę-sie.I widać z dopuszczenia bożego coś sobie do mnie upatrzyła, że jej się uroda moja podo-bała.To, bywało, nie przejdzie koło mnie, żeby mnie za łeb albo za rękaw nie pociągnąć albonie szturchnąć i nieraz mówi: Chodz! A jam się bał, żeby mi czarny gdzie na osobnościkarku nie skręcił, bo zaraz by wszystko, com zebrał, przepadło.Więc jej odpowiadam: Małoto masz innych! A ona: Udałeś mi się, chociażeś dzieciuch! udałeś mi się. Poszła precz,basetlo! To ona znów: Udałeś mi się! udałeś mi się! I widziałeś wróżby? Widziałem, słyszałem.Dymiska jakieś, syki, piski, jakieś cienie, ażem truchlał.Ona zaśw środku stojąc, brwi czarne w kozła postawi i powtarza: Lach przy niej! Lach przy niej!czyłu! huku czyłu!.Lach przy niej! To znów pszenicy na sito nasypie i patrzy, a ziarnka totak chodzą jak robactwo i : Czyłu! huku! czyłu! Lach przy niej! Ej! mój jegomość! %7łeby tonie taki zbój, to by żal było patrzyć na tę jego desperację po każdej wróżbie.Bywało, zbledniejak giezło, na wznak padnie, ręce nad głową załamie i zawodzi, i skowyta, i prosi się, i prze-prasza panienkę, że jako gwałtownik do Rozłogów przyszedł, że braci jej pobił: Gdzie ty,zazula? gdzie ty, jedyna? (prawi) ja by na ręku ciebie nosił, a teraz nie żyć mnie bez cie-bie!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]