[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Reszta pozostała niezmieniona.Pokój wyglądał prawie tak samo jakwtedy, gdy Anna zobaczyła go pierwszy raz.Miał swój klimat, który chciała zatrzymać.Nawetbujany fotel wciąż stał w tym samym miejscu przy kominku.Ale stół musiał być wygodny, bypomieścił całą ich rodzinę, pogrążoną teraz w rozmowie. Na długo zostajecie? zapytał Patryk, gdy objedzeni rosołem i kotletami kończylideser. Niestety, tylko trzy dni odpowiedział Marcin, dokładając sobie ciasta. Dlaczego tak krótko? zmartwiła się Anna. Przecież są wakacje.Myślałam, żezostaniecie tutaj.Chyba że macie jakieś inne plany. Marcin nie ma urlopu, a za trzy dni musimy odebrać z lotniska jego siostrę.Marysiaprzylatuje do Polski na miesiąc wyjaśniła Majka. No to przywiezcie ją do nas zaproponował Patryk. Co za problem? Ile ona ma lat?Chyba z piętnaście, jak mnie pamięć nie myli.Postaramy się, żeby miała tu co robić.Ty, córcia,też powinnaś zostać, skoro Marcin i tak pracuje. Dziękuję za zaproszenie, ale to niemożliwe. Chłopak pokręcił głową. Maryśce ostroodwaliło.To znaczy chciałem powiedzieć, że wpadła w złe towarzystwo i są z nią dużeproblemy.Właściwie to robi, co chce, nikogo nie słucha, dlatego rodzice wysyłają ją na obóz dlatrudnej młodzieży niedaleko Koszalina i mamy ją odwiezć. Gdzie ja będę wychowawcą dopowiedziała Majka. Załatwiłam sobie tam pracęna wakacje.Wiecie, sprawdzę się w praktyce, zanim zostanę tym psychologiem.Ciekawe, jakdam sobie radę z tą trudną młodzieżą. Ja tez chce być tludna młodzies i pojechać z Mają! zawołała Lenka, zajęta dotądksiążeczką, którą dostała. Ja pojade z Mają, bo to ja jestem tludna młodzies, bo jestem stalsy od ciebie! zareagował momentalnie Jędruś. Ale tylko o tsy minuty, a to się nie licy! odparła stanowczo dziewczynka. A właśnie ze licy, bo pielwsy wysłem z bzucha! oświadczył jej brat. O Boże! jęknął Adaś cierpiętniczym tonem i z rezygnacją położył głowę na rękach,opartych na stole. Daj mi do nich cierpliwość.Wyglądało to tak komicznie, że zamiast upomnieć awanturującą się trudną młodzież ,wszyscy wybuchnęli śmiechem.Pózniej, kiedy blizniaki, jako tako pogodzone, układałyz Adasiem puzzle na podłodze, Patryk zapytał: Mówiliście coś o niespodziance czy się przesłyszałem?Zarumieniona Maja spojrzała na Marcina.Ten objął ją przejęty, chrząknął dwa razy,a potem, pocałowawszy dziewczynę, powiedział uroczystym tonem: Mój dowódca zgodził się wyjść za mnie.I jeśli państwo nie mają nic przeciwko temu,to chcemy wziąć ślub w Boże Narodzenie. Tu, w Niepamięci.Taki wyjątkowy, na koniach dodała Maja, błyskajączaręczynowym pierścionkiem.Zapadła cisza jak makiem zasiał.Nawet dzieciaki przestały się kłócić, tylko siedziałyz pootwieranymi buziami, gapiąc się na siostrę i jej narzeczonego.No to rzeczywiścieniespodzianka, pomyślała Anna.I kiedy patrzyła w zakochane oczy córki, wiedziała, że raczejnie mogło być innego finału, pomimo tamtego tąpnięcia.Patryk też chyba to wiedział, bo popierwszym szoku z rozmachem grzmotnął w plecy przyszłego zięcia, aż ten się skulił. Noooo, naaaareszcie. W jego głosie zabrzmiała ulga i radość. Już myślałem, żenigdy się nie zdecydujecie. Obiecałem panu kiedyś, panie doktorze, że z niczym nie będziemy się spieszyć i żebędę dbał o Maję bardziej niż o siebie. I teraz mogę powiedzieć, że mnie nie zawiodłeś i dotrzymałeś słowa.Witaj w rodzinie.I nie mów już do mnie panie doktorze.Wystarczy Patryk. Bądzcie szczęśliwi. Anna ucałowała najpierw Majkę, a potem Marcina. A terazchodzmy już puszczać latawca, póki dobrze wieje.Pózniej znów będziemy świętować, bo mamyco.Poszli z latawcem na wzgórze za domem.Wcześniej Patryk dopisał na nim jeszcze jednąliterkę, M.I znów nastąpiły spory, kto w tym roku będzie trzymał sznurek.Dzieciakiprzekrzykiwały się nawzajem, bo każde chciało to robić.Kiedy udręczony jękami Patrykpowiedział, że zrobi to najmłodszy w rodzinie , po czym oddał latawiec Marcinowi, maluchyznieruchomiały.Marcin szepnął coś do ucha Mai, a ta tylko pokiwała głową.Powiedzieli, żebyna nich zaczekać, i pobiegli w stronę domu.Trwało to jakiś czas, zanim wrócili.Zciślej,przygalopowali.Majka na Jenny, a Marcin na Smoluchu. Nie wiem, czy z siodła się uda, bo nigdy nie próbowałem odezwał się chłopak, biorącsznurek od Patryka. Zrobimy próbę przed ślubem.Jazda! Majka szturchnęła boki konia i pomknęła przedsiebie, a za nią Marcin.Latawiec z początku sunął po ziemi.Po chwili uniósł się nieco wyżej, a gdy Marcinprzyspieszył, przechodząc z galopu w cwał, szybował już wysoko.Furkotał na niebie, ciągnącza sobą długi, bibułkowy ogon.Dzieciarnia biegała jak szalona, wrzeszcząc z radościwniebogłosy, bo takiej zabawy jeszcze nie widzieli.Zwłaszcza że jezdzcy też wydawali jakieśdzikie okrzyki, ścigając się po łące.Anna odsunęła się dalej, aby mieć lepszy widok.I miała wrażenie, że w szumie wiatrusłyszy nie tylko śmiech najbliższych, ale i czyjś coraz wyrazniejszy głos.Niósł słowa, które znałana pamięć, a które teraz odbijały się echem od gór i lasu.Bo miłość, córeczko, jest silniejsza niż śmierć.Dane mi było takiej miłości doświadczyć.Nie umarła razem z Twoją mamą, ale wciąż była przy mnie.Słyszałem ją w szumie wiatru,oddechu gór, szelestach nocy, zapachu kwiatów.Myślę, że ty też trzymasz taką miłość w dłoniach.Trzeba o nią dbać, walczyć do ostatka i chronić ją jak najcenniejszy skarb.Nie wolno jejodrzucać, nawet jeśli po drodze zdarzy się zakręt.Czym byłoby zdobywanie szczytów bezmozolnej wspinaczki na górę? Nie w szczycie nasz cel, ale w drodze, którą trzeba pokonać, by goosiągnąć.Czasem bywa wyboista, usiana kamieniami, naszymi błędami, ale warto ją przejść, bypoznać najgłębszy smak miłości.Bo tak samo jak śmierć jest częścią życia, tak poświęcenie jestczęścią miłości.A miłość to najpiękniejszy cud świata.Anna odwróciła się i przez moment, jedno króciutkie mgnienie, wydało jej się, że ojciec,w swoim kowbojskim kapeluszu, stoi wśród drzew i patrzy na nią tak, jak patrzył kiedyś. Wiem, że tu jesteś& szepnęła. Dziękuję ci, tato.Za wszystko. PODZIKOWANIAW pierwszej kolejności kieruję słowa podziękowań do Wydawcy.Kredyt zaufania, którydostałam od pań Anny Derengowskiej i Elżbiety Kwiatkowskiej, był potężny jak na początkującąautorkę.Z całego serca za wszystko dziękuję.Moje powiastki nie miałyby takiego kształtu,gdyby nie mrówcza praca redakcyjna Ewy Witan.Nie ma w tym krzty przesady.To mistrzyniswojego fachu i miałam wielkie szczęście, że trafiłam pod jej opiekę.Słowa uznania kieruję teżdo Marty Kaszuby za pełne zaangażowanie, by jak najlepiej wypromować te powieści.Szczere wyrazy wdzięczności należą się też pani psycholog Agacie Wilskiej, którejsugestie były bezcenne, gdy przeprowadzałam moich bohaterów przez kryzysy, przed którymistanęli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]