[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Włożył kartony do torby i wyszedł na klatkę.Bendorf wciąż siedziałna schodach.Schylony, podpierał głowę rękoma. Napij się wody i wez to pod język. Patryk podsunął mu tabletki. Przypadkiemmiałem w domu nitroglicerynę.Jutro przyjdz do mnie do szpitala.Zrobimy ci badaniakardiologiczne. Jeśli nie potrafisz przeszczepić mi nowej duszy czy cofnąć czasu, to daj sobie spokój.Zsercem sam sobie poradzę. No niestety, tego jeszcze nie potrafię westchnął Patryk, przysiadając obok ojcaAnny. Ale mogę zrobić co innego.W tych pudełkach wskazał na kartony są wszystkie listy,które Anna pisała do ciebie latami.Wiem, ile dla niej znaczyłeś, bo dała mi je przeczytać.Wtedy,kiedy zjawiła się u nas moja córka, o której istnieniu nie miałem pojęcia.Te zapiski bardzo mipomogły zrozumieć Maję i nawiązać z nią kontakt.Choć najbardziej pomogła mi w tym Anna.Myślę, że powinieneś przeczytać jej listy.W końcu pisała je do ciebie.Nie daję ci ich, tylkowypożyczam, w tajemnicy przed nią.Tyle mogę dla ciebie zrobić.Bendorf utkwił wzrok w granatowych kartonach i prawie bezgłośnie zapytał: Dlaczego mi to dajesz? Bo sam jestem ojcem i chyba wiem, co czujesz.Choć zachowałeś się jak ostatniskurwysyn.Ja zresztą nie lepiej.Jeśli mogę ci coś radzić, to daj jej teraz spokój, bardzo gopotrzebuje.A na oddział powinieneś jutro przyjść.Duszy ci nie wymienią, ale serce naprawią.Jeszczechyba ci się przyda.Zostawił go na schodach i wrócił do domu. Ktoś przyszedł? Ledwo przekręcił zamek, usłyszał pytanie Anny. Nie, to tylko& Chciał powiedzieć akwizytor , ale brzęczący w kieszeni telefonuchronił go przed kłamstwem.I tak czuł się głupio, że bez wiedzy żony powierzył jejnajskrytsze myśli człowiekowi, o którym chciała zapomnieć.Rozmawiał z kimś chwilę, a potemzawołał: Dziewczyny, dzwonił Witek.Już są z Małgośką w Olsztynie!*Małgosia leżała na patologii ciąży w kilkuosobowej sali w szpitalu, w którym pracowali Patryk iWitek.Zajmowała łóżko przy oknie.Z ostrzyżonymi na jeżyka włosami, blada, ręce miaławyciągnięte wzdłuż ciała.Wyglądała zupełnie inaczej niż pozostałe pacjentki, które raz po razgładziły się po brzuchach, coś podjadały, szeleściły kolorowymi magazynami, patrzyły wminitelewizorki.Na łóżku pod oknem panował prawie bezruch.Pod różową kołdrą rysował sięniewielki pagórek.Anna stała w progu, przez dłuższy czas przypatrując się przyjaciółce.Gośka,odwrócona w drugą stronę, nie widziała, że ktoś do niej przyszedł.Anna podeszła do łóżka, usiadłana niewygodnym taborecie i ujęła wychudzoną rękę Małgosi.Poczuła w żołądku nieprzyjemnyskurcz, gdy zobaczyła świeże blizny na nadgarstkach. Jesteś szepnęła, przytulając dłoń tamtej do swojego policzka. Wreszcie jesteś. Jestem. Małgosia odwróciła głowę od okna.Oczy miała takie same jak przed wyjazdem,puste i martwe. Wciąż jeszcze& jestem.Nawet zabić się porządnie nie umiałam.Nie wiedziałam, żetrzeba ciąć& wzdłuż. Ciiiii. Anna położyła palec na jej ustach. Nie myśl już o tym.Będziesz mamą.To jest teraz najważniejsze, przecież tak o tym marzyłaś. Wyjdzmy stąd. Małgosia odrzuciła kołdrę i spuściła nogi z łóżka. Za godzinęprzyjdzie twój teść na konsultację.Mamy czas, żeby& pogadać. Możesz wstawać? zapytała Anna, podsuwając jej kapcie. Mogę. Owinęła się szlafrokiem.Niewielka piłka, jaką był jej brzuch, wyglądałajak narośl na tyczce. Przyniosłam ci trochę witamin. Anna postawiła siatkę na podłodze. Owoce, soki. Niepotrzebnie.Witek zapchał tym całą szafkę.Poszukajmy jakiegoś spokojnego miejsca.Przesuwając się krok za krokiem po długim korytarzu, dotarły do w miaręustronnego kąta za zakrętem.Anna przysunęła jedyne wolne krzesło i wózekna kółkach dla Małgosi.Przez chwilę nic nie mówiły.Gośka odezwała się pierwsza,zwijając w palcach pasek od szlafroka. Nie będę& mamą.Urodzę tylko dziecko, którego& nie chcę. Teraz tak mówisz, ale jak wezmiesz ją na ręce. Ty nadal niczego nie rozumiesz. Pokręciła wystrzyżoną głową. Wiesz, jak jasię czuję? Jak ostatnia& szmata. Wykrzywiła z pogardą usta. Miesiąc po śmiercimęża poszłam do łóżka z innym facetem! To przecież tak, jakbym& zdradziła Maćka.Przekreśliła wszystko, co było między nami.I musiało być mi w tym łóżku cholerniedobrze, skoro zaszłam w ciążę.Pojmujesz, jaka to ironia? Po jednym razie, z którego prawienic& nie pamiętam. Widocznie tak musiało być. Nie musiało.Marzyłam o dziecku, ale z Maćkiem.Gdybym miała urodzić jego dziecko,byłabym najszczęśliwsza na świecie, mimo że on już nie żyje.A dla tego dziecka spojrzała naokrągły brzuch nie będę matką.Nie mogę i nie chcę.Pewnie myślisz, że jestem potworem. Nie, myślę tylko, że wciąż jesteś w szoku czy depresji, ale nie jesteś potworem.Dlaczego mi nie powiedziałaś o ciąży? Nigdy nie miałyśmy przed sobą tajemnic. Nie chciałam, żebyś wiedziała.Nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział.Bo liczyłam, że sięgo& pozbędę! Gośka zacisnęła palce na metalowych poręczach wózka. Myślałam, że jak będęciężko pracować, to problem sam się rozwiąże. Ponownie wskazała oczami na brzuch. Tylko żesię nie rozwiązał.Chciałam&usunąć, ale to też nie było wyjście.Zostałabym wtedy ja ze swoim zasranym sumieniem.Dlategowolałam skończyć z sobą i z tym dzieckiem, ale nawet to mi się nie udało mówiła obojętnymtonem, bez jakichkolwiek emocji.Jej ręce ani razu niemusnęły wzgórka pod pasiastym szlafrokiem.Nawet się do niego nie zbliżyły. Dziecko nie jest niczemu winne, Gośka.Widocznie bardzo chce żyć, skoro do tejpory& przetrwało. Masz rację potwierdziła, przenosząc spojrzenie z zielonej posadzki na Annę.Nie będę więcej walczyć z losem.Widocznie ono musi się urodzić.Dlatego będę słuchać lekarzyi dbać, żeby zdrowo się rozwijało.Tyle mogę dla niego zrobić.Jestem mu to winna.Jednak matką&nie będę, bo wiem, że go nie pokocham.Zawsze będzie moim wyrzutem sumienia. To& co zrobisz? zapytała Anna, czując, że robi jej się zimno z powodu tego zdecydowania,które brzmiało w głosie Gośki. Do porodu zostanę w szpitalu.Potem wyjadę.A dziecko albo wezmie Witek, albo& ty. Oszalałaś! Anna zerwała się z krzesła. Oszalałaś i pieprzysz trzy po trzy! Mam ochotęporządnie strzelić cię w łeb, żebyś oprzytomniała. Złapała rękę Małgośki i położyła na jej brzuchu. Nosisz w sobie życie, czujesz? Czujesz, jak się porusza?To twoja córeczka.Amelka, Basia, Kasia, obojętnie.Ona cię potrzebuje.A ty potrzebujesz jej,chociaż teraz się tego wypierasz.Nie pamiętasz, jak przytulałaś Adasia? Jak trzymałaś go na rękach?Jak płakałaś na chrzcie? Kupowałyśmy razem jego wyprawkę! Wybierałaś wszystkie śpioszki,koszulki, smoczki! Niedługo będziesz to robić dla swojej córeczki, a ja razem z tobą! To zupełnie co innego. Tamta cofnęła rękę. Nie da się z okruchów ulepić całejkromki.A tak się właśnie czuję.Jak suchy, pusty& okruch.Nawet jeśli się zgodzę na propozycjęWitka i zamieszkam z dzieckiem u niego, to co dalej? Nie kocham ani jego& ani jego dziecka.Mamjeszcze bardziej zatruć im życie? Patrzeć na dziecko i widzieć w nim swój wyrzut sumienia? Nie,Anka, żadne z nich nie zasłużyło na to, ani Witek, ani tym bardziej ona.Zrozumiałam, że nie jestniczemu winna.Nie pchałasię na świat, to ja ją tu sprowadziłam przez swój& błąd.Skoro już ma żyć, to powinna byćszczęśliwa, kochana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]