[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W siodle garbiÅ‚ siÄ™ i pojÄ™kiwaÅ‚ nie tylko Woldan z Osin z twarzÄ… silnie poranionÄ… przez wgnieciony heÅ‚m.Obrażenia pozostaÅ‚ych, choć nie tak spektakuÂlarne, dawaÅ‚y siÄ™ jednak wyraźnie we znaki.StÄ™kaÅ‚ Notker Weyrach, przyciskaÅ‚ do brzucha Å‚okieć i szukaÅ‚ wyÂgodnej pozycji w kulbace Tassilo de Tresckow.PółgÅ‚osem wzywaÅ‚ Å›wiÄ™tych Kuno Wittram, skrzywiony jak po occie siedmiu zÅ‚odziei.Paszko Rymbaba macaÅ‚ bok, klÄ…Å‚, pluÅ‚ na dÅ‚oÅ„ i oglÄ…daÅ‚ plwocinÄ™.Z raubritterów jedynie po von Krossigu nie byÅ‚o nic wiÂdać, albo nie oberwaÅ‚ tak mocno jak inni, albo lepiej umiaÅ‚ znosić ból.WidzÄ…c wreszcie, ze wciąż musi zatrzymywać siÄ™ i czekać na zostajÄ…cych w tyle kamratów, Buko zdecydowaÅ‚ porzucić drogÄ™ i jechać lasami.Ukryci mogli jechać wolno - a bez ryzyka, ze dojdzie ich poÅ›cig.Nikoletta - Katarzyna Biberstein - nie wydaÅ‚a podczas jazdy najmniejszego dźwiÄ™ku.Choć zwiÄ…zane rÄ™ce i pozyÂcja na Å‚Ä™ku Hubercika musiaÅ‚y dokuczać i ciążyć, dziewÂczyna nie jÄ™knęła, nie uroniÅ‚a sÅ‚owa skargi.PatrzyÅ‚a przed siebie apatycznie, widać byÅ‚o, że jest zupeÅ‚nie zreÂzygnowana.Reynevan podjÄ…Å‚ kilka skrytych prób kontaÂktu, ale bez widocznego efektu - unikaÅ‚a jego wzroku, odÂwracaÅ‚a oczy, nie reagowaÅ‚a na gesty, nie zauważaÅ‚a ich - lub udawaÅ‚a, ze nie zauważa.Tak byÅ‚o aż do przeprawy.Przez NysÄ™ przeprawili siÄ™ na odwieczerz, w niezbyt rozsÄ…dnie wybranym miejscu, pozornie tylko pÅ‚ytkim, prÄ…d za to byÅ‚ znacznie silniejszy od spodziewanego.WÅ›ród zamÄ™tu, chlupotu, klÄ…tw i rżenia koni Nikoletta zsunęła siÄ™ z Å‚Ä™ku i byÅ‚aby skÄ…paÅ‚a, gdyby nie czujnie trzymajÄ…cy siÄ™ w pobliżu Reynevan.- Odwagi - szepnÄ…Å‚ jej do ucha, unoszÄ…c i tulÄ…c do sieÂbie.- Odwagi, Nikoletto.WyciÄ…gnÄ™ ciÄ™ z tego.OdnalazÅ‚ jej maÅ‚Ä… i wÄ…skÄ… dÅ‚oÅ„, Å›cisnÄ…Å‚.Mocno odwzaÂjemniÅ‚a uÅ›cisk.PachniaÅ‚a miÄ™tÄ… i tatarakiem.- Hej! - krzyknÄ…Å‚ Buko.- Ty! Hagenau! Zostaw jÄ…! Hubercik!Samson podjechaÅ‚ do Reynevana, wyjÄ…Å‚ mu NikolettÄ™ z ramion, uniósÅ‚ jak piórko i posadziÅ‚ przed sobÄ….- UstaÅ‚em jÄ… wieźć, panie! - uprzedziÅ‚ Buka Hubercik.- Niechaj waligóra mnie maÅ‚ość zmieni!Buko zaklÄ…Å‚, ale machnÄ…Å‚ rÄ™kÄ….Reynevan przyglÄ…daÅ‚ mu siÄ™ z rosnÄ…cÄ… nienawiÅ›ciÄ….Nie bardzo wierzyÅ‚ w ludoÂżercze potwory wodne, bytujÄ…ce ponoć w odmÄ™tach Nysy w okolicach Barda, ale teraz wiele by daÅ‚, by jeden z taÂkich potworów wynurzyÅ‚ siÄ™ ze zmÄ…conej rzeki i zeżarÅ‚ raubrittera razem z jego ryzogniadym ogierem.- W jednym - rzekÅ‚ półgÅ‚osem rozbryzgujÄ…cy obok woÂdÄ™ Szarlej - muszÄ™ oddać ci honor.W twojej kompanii nie można siÄ™ nudzić.- Szarleju.Winien ci jestem.- Winien mi jesteÅ› wiele, nie przeczÄ™ - demeryt Å›ciÄ…gnÄ…Å‚ wodze.- Ale jeÅ›li miaÅ‚eÅ› na myÅ›li wyjaÅ›nienia, to te sobie daruj.PoznaÅ‚em jÄ….Na turnieju w ZiÄ™bicach gapiÅ‚eÅ› siÄ™ na niÄ… jak cielÄ™, później to ona nas ostrzegÅ‚a, że na Stolzu bÄ™dÄ… na ciebie dybać.ZakÅ‚adam, że masz u niej wiÄ™cej dÅ‚ugów wdziÄ™cznoÅ›ci.Czy już ci ktoÅ› prorokowaÅ‚, że zgubiÄ… ciÄ™ kobiety? Czy też ja bÄ™dÄ™ pierwszy?- Szarleju.- Nie trudź siÄ™ - przerwaÅ‚ demeryt.- Rozumiem.DÅ‚ug wdziÄ™cznoÅ›ci plus afekt wielki, ergo znowu przyjdzie nadstawić karku, a WÄ™gry wciąż dalej i dalej.Trudna raÂda.ProszÄ™ ciÄ™ tylko o jedno: pomyÅ›l, zanim zaczniesz czyÂnić.Możesz mi to obiecać?- Szarleju.Ja.- WiedziaÅ‚em.Uważaj, milcz.PatrzÄ… na nas.I pogaÂniaj konia, poganiaj! Bo ciÄ™ nurt uniesie!Pod wieczór dotarli do podnóża Reichensteinu, Gór ZÅ‚otostockich, północno-zachodniego kraÅ„ca granicznych pasm Rychlebów i Jesionika.W leżącej nad pÅ‚ynÄ…cÄ… z gór rzeczkÄ… BystrÄ… osadzie zamierzali popasać i posilić siÄ™, jednak tamtejsi chÅ‚opi okazali siÄ™ niegoÅ›cinni - nie dali siÄ™ ograbić.Zza broniÄ…cego wjazdu zasieku w stronÄ™ raubritterów sypnęły siÄ™ strzaÅ‚y, a zaciÄ™te oblicza uzbrojonych w widÅ‚y i oksze kmieciów nie zachÄ™caÅ‚y do wymuszania goÅ›cinnoÅ›ci.Kto wie, do czego doszÅ‚oby w zwykÅ‚ej sytuÂacji, teraz jednak szwank i zmÄ™czenie zrobiÅ‚y swoje.PierÂwszy obróciÅ‚ konia Tassilo de Tresckow, za nim pospieszyÅ‚ zapalczywy zwykle Rymbaba, zawróciÅ‚, nawet nie rzuciÂwszy w stronÄ™ wsi sÅ‚owem brzydkim, Notker von Weyrach.- Chamy przeklÄ™te - dogoniÅ‚ ich Buko Krossig.- TrzeÂba, jak czyniÅ‚ mój ociec, przynajmniej raz na pięć lat buÂrzyć im te budy, palić im to wszystko do goÅ‚ej ziemi.InaÂczej bieszÄ… siÄ™.Dostatek w gÅ‚owach im przewraca.W pyÂchÄ™ wbija.ChmurzyÅ‚o siÄ™.Od wsi niosÅ‚o dymem.SzczekaÅ‚y psy.- Przed nami Czarny Las - ostrzegÅ‚ od czoÅ‚a Buko.- Trzymać siÄ™ w kupie! Z tyÅ‚u nie zostawać! Na konie baczyć!Ostrzeżenie zostaÅ‚o potraktowane poważnie.Bo też i Czarny Las, gÄ™sty, mokry i zamglony kompleks buków, cisów, olch i grabów, bardzo poważnie siÄ™ prezentowaÅ‚.Tak poważnie, że aż ciarki chodziÅ‚y po plecach.CzuÅ‚o siÄ™ od razu drzemiÄ…ce gdzieÅ› tam w gÄ…szczu zÅ‚o.Konie chrapaÅ‚y, rzucaÅ‚y Å‚bami.I jakoÅ› nie wzbudziÅ‚ sensacji zbielaÅ‚y szkielet leżący przy samym skraju drogi.Samson Miodek mruczaÅ‚ cicho.Nel mezzo del cammin di nostra vita mi ritrovai per una selva oscura che la diritta via era smarrita.- Chodzi za mnÄ… - wyjaÅ›niÅ‚, widzÄ…c spojrzenie Reynevana - ten Dante.- I wyjÄ…tkowo pasuje - wzdrygnÄ…Å‚ siÄ™ Szarlej.- MilutÂki lasek, szkoda gadać.Samemu tÄ™dy jechać.Po ciemÂku.- Odradzam - rzekÅ‚, podjeżdżajÄ…c, Huon von Sagar.- Stanowczo odradzam.Jechali w góry, pod coraz to wiÄ™kszÄ… stromiznÄ™.SkoÅ„ÂczyÅ‚ siÄ™ Czarny Las, skoÅ„czyÅ‚y bukowiny, pod kopytami zazgrzytaÅ‚ wapieÅ„ i gnejs, zastukaÅ‚ bazalt.Na zboczach jarów wyrosÅ‚y skaÅ‚ki o fantastycznych ksztaÅ‚tach.ZapaÂdaÅ‚ zmierzch, ciemniaÅ‚o szybko, a to przez chmury, kolejÂnÄ… czarnÄ… falÄ… nadciÄ…gajÄ…ce od północy.Na wyraźny rozkaz Buka Hubercik przejÄ…Å‚ NikolettÄ™ od Samsona.Nadto Buko, jadÄ…cy dotychczas na czele, zdaÅ‚ prowadzenie na Weyracha i de Tresckowa, sam trzyÂmaÅ‚ siÄ™ w pobliżu giermka i branki.- Psiakrew.- mruknÄ…Å‚ Reynevan do jadÄ…cego obok Szarleja.- Przecież ja muszÄ™ jÄ… uwolnić.A ten wyraźnie powziÄ…Å‚ podejrzenia.Strzeże jej, a nas caÅ‚y czas obserÂwuje.Dlaczego?- Może - odrzekÅ‚ cicho Szarlej, a Reynevan z przeraÂżeniem zorientowaÅ‚ siÄ™, że to wcale nie jest Szarlej.- MoÂże przyjrzaÅ‚ siÄ™ twojej twarzy? BÄ™dÄ…cej zwierciadÅ‚em tak uczuć, jak i zamiarów?Reynevan zaklÄ…Å‚ pod nosem.ByÅ‚o już ciemnawo, ale nie tylko szarówkÄ™ winiÅ‚ za pomyÅ‚kÄ™.SiwowÅ‚osy czaroÂdziej ewidentnie użyÅ‚ magii.- Wydasz mnie? - spytaÅ‚ wprost.- Nie wydam - odrzekÅ‚ po, chwili magik.- Ale gdybyÅ› chciaÅ‚ popeÅ‚nić gÅ‚upstwo, sam ciÄ™ powstrzymam.Wiesz, że zdoÅ‚am.Nie rób zatem gÅ‚upstw.A na miejscu siÄ™ zobaÂczy.- Na jakim miejscu?- Teraz moja kolej.- SÅ‚ucham?- Kolej na moje pytanie.Cóż to, nie znasz reguÅ‚ gry? Nie graliÅ›cie w to w uczelni? W quaestiones de quodlibet? ZapytaÅ‚eÅ› pierwszy.Kolej na mnie.Kim jest ten olbrzym, którego nazywacie Samsonem?- Jest moim kompanem i druhem.ZresztÄ…, czemu sam go nie zapytasz? Utaiwszy siÄ™ pod magicznym kamuÂflażem.- PróbowaÅ‚em - przyznaÅ‚ bez skrÄ™powania czarodziej.- Ale to ćwik.PrzejrzaÅ‚ kamuflaż z punktu.SkÄ…d wyÅ›cie go wytrzasnÄ™li?- Z klasztoru benedyktynów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]