[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drizzt stał samotnie przez wiele minut, wpatrując się bezradnie.Ledwo mógłuwierzyć, że tam pod spodem znajdował się potężny Wulfgar.Chwila ta wydawała siędla niego nierzeczywista, wykraczała poza jego zdolności pojmowania.176RA.Salvatore - DziedzictwoByła jednak rzeczywista.A Drizzt był bezradny.Osaczyły go szpony winy, przypominające, że to on doprowadził do polowaniaswej siostry, więc on spowodował śmierć Wulfgara.Odrzucił wszystkie te myśli, niechcąc znów się nad tym zastanawiać.Nadszedł czas pożegnania się z zaufanym towarzyszem, z drogim przyjacielem.Chciał być z Wulfgarem, chciał znajdować się u boku młodego barbarzyńcy ipocieszać go, prowadzić go, podzielić z barbarzyńcą jeszcze jedno szelmowskiemrugnięcie i śmiało stawić czoła wszystkiemu, co miała dla nich w zanadrzu śmierć.- %7łegnaj, mój przyjacielu - wyszeptał Drizzt, bezowocnie starając się, by niezałamywał mu się głos.- Tę podróż odbędziesz sam.* * *Powrót do Mithrilowej Hali nie był dla wyczerpanych, znękanych przyjaciółokazją do świętowania.Nie mogli mówić o zwycięstwie po tym, co stało się w niskichtunelach.Każdy z czwórki, Drizzt, Bruenor, Catti-brie oraz Regis, inaczej spoglądał nastratę Wulfgara, bowiem każdy z nich miał inną z nim relację - był synem dlaBruenora, narzeczonym dla Catti-brie, kompanem dla Drizzta, obrońcą dla Regisa.Fizyczne rany Bruenora były najpoważniejsze.Krasnoludzki król stracił jedno okoi do końca swych dni miał nosić od czoła do żuchwy paskudną, czerwonawosinąszramę.Ból fizyczny był jednak najmniejszym ze zmartwień Bruenora.W ciągu następnych kilku dni krzepki krasnolud przypominał sobie nagle, żenależy coś ustalić z głównym kapłanem i uświadamiał sobie, że nie ma już Cobble'a,który pomógłby mu wszystko poukładać, że tej wiosny nie będzie już wesela wMithrilowej Hali.Drizzt widział żal wyryty wyraznie na twarzy krasnoluda.Pierwszy raz wprzeciągu lat, odkąd znał Bruenora, tropiciel uważał, że król wygląda na starego izmęczonego.Drizzt ledwo był w stanie na niego patrzeć, lecz jego serce jeszczebardziej bolało, gdy natknął się na Catti-brie.Była młoda i żywotna, pełna życia i czuła się jakby była nieśmiertelna.Terazwizja świata Catti-brie legła w gruzach.Przyjaciele trzymali się głównie samotnie, gdy mijały nieskończenie długiegodziny.Drizzt, Bruenor i Catti-brie rzadko widywali się nawzajem, a żadne z nich niewidziało Regisa.%7ładne z nich nie wiedziało, że halfling opuścił Mithrilową Halę, wychodząc przezzachodnie wrota do Doliny Strażnika.Regis wszedł powoli na skalistą iglicę, piętnaście metrów ponad poszarpanymdnem południowego krańca długiej i wąskiej doliny.Natknął się na nieruchomąsylwetkę, wiszącą na strzępach porwanego płaszcza.Halfling położył się na skale,trzymając się jej mocno, gdy targał nim wicher.Ku jego zdumieniu, mężczyzna w dolewciąż poruszał się lekko.- %7łyjesz? - halfling wyszeptał z podziwem.Entreri, którego ciało było wyrazniepołamane i poszarpane, wisiał tutaj od ponad dnia.- Wciąż żyjesz? - Zawsze ostrożny,zwłaszcza jeśli w grę wchodził Artemis Entreri, Regis wyciągnął wysadzanyklejnotami sztylet i umieścił jego ostrze pod szwem płaszcza, tak że lekki ruchnadgarstka posłałby niebezpiecznego zabójcę na dno.Entreri zdołał przechylić głowęna bok i jęknął słabo, nie znalazł jednak w sobie dość siły, by sformułować słowa.- Masz coś mojego - powiedział do niego Regis.Zabójca odwrócił się trochę177RA.Salvatore - Dziedzictwobardziej, wyciągając głowę, by móc spojrzeć, a Regis skrzywił się i cofnął lekko nagroteskowy widok, jaki przedstawiała sobą poszarpana twarz mężczyzny.Jego kośćpoliczkowa roztrzaskała się na pył, z boku twarzy wisiała rozdarta skóra
[ Pobierz całość w formacie PDF ]