[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale równoczeœnie jedyny, na jaki wpad³, wiêc nie mia³ specjalnego wyboru.Obliza³ usta i usiad³ na pod³odze, po czym wolno i ostro¿nie wsta³.Od samego pocz¹tku upar³ siê sypiaæ w skarpetkach, dziêki czemu teraz przemieszcza³ siê po pod³odze zupe³nie bezszelestnie.Widocznoœæ zapewnia³a nocna lampka nad ³ó¿kiem Candlemana, która pali³a siê zawsze.Ani g³êboki, powolny oddech Heinricha Johnsona, ani pochrapywanie Hugh Candlemana nie zmieni³y siê, nim dotar³ do pos³ania pierwszego.Teraz przysz³a pora na to, czego najbardziej nie lubi³.Wzi¹³ g³êboki oddech i zaatakowa³.Lew¹ d³oni¹ z³apa³ œpi¹cego za podbródek i szarpn¹³ w górê, wbijaj¹c ty³ jego g³owy w poduszkê, a kantem prawej uderzy³ w wygiêt¹ i ods³oniêt¹ krtañ.Johnson zd¹¿y³ otworzyæ oczy, ale nie rozbudzi³ siê do koñca, gdy jego krtañ zosta³a zmia¿d¿ona.Zacz¹³ siê dziko rzucaæ, próbuj¹c dokoñczyæ oddech, którego zacz¹³ nabieraæ, ale nie mia³ ju¿ prawa siê tego doczekaæ; to, ¿e gor¹czkowo ³apa³ siê za szyjê, nie mia³o najmniejszego znaczenia.Harkness puœci³ go i skoczy³ ku drugiemu pos³aniu — towarzysz kapral Heinrich Johnson by³ ju¿ bowiem trupem, tylko jeszcze o tym nie wiedzia³.Candleman poruszy³ siê, s³ysz¹c dziwne odg³osy, ale nie by³y one na tyle g³oœne, by go natychmiast postawiæ na nogi, gdy¿ œmieræ Johnsona, choæ gwa³towna, by³a w sumie cicha.Nadal by³ pó³przytomny, gdy Harkness z³apa³ go obur¹cz za g³owê i przekrêci³ j¹ gwa³townie.Rozleg³ siê trzask g³oœniejszy od dŸwiêków wydawanych przez Johnsona i Candleman znieruchomia³ ze z³amanym karkiem.Po paru sekundach Johnson równie¿ znieruchomia³ i ucich³ i Harkness odetchn¹³ z ulg¹.Po czym przymkn¹³ oczy i z pewnym trudem prze³kn¹³ œlinê.Nie pierwszy raz zabi³, ale dawno nie zdarzy³o mu siê zrobiæ tego go³ymi rêkoma.W dodatku komuœ, kogo pozna³ osobiœcie; a do tego jeszcze we œnie.Takie zabójstwo by³o najtrudniejsze — ³atwo by³o je wykonaæ, ale trudno zdecydowaæ siê na nie i ¿yæ póŸniej ze œwiadomoœci¹.Prawdê mówi¹c, nigdy dot¹d nie zabi³ we œnie go³ymi rêkoma kogoœ, kogo zna³.W tym jednak przypadku by³a to jedyna kombinacja gwarantuj¹ca, ¿e zdo³a za³atwiæ obu, a oni nie zd¹¿¹ podnieœæ alarmu.Poza tym jakkolwiek dobrze by siê z nimi pi³o i planowa³o kolejny przekrêt, obaj byli funkcjonariuszami UB, a Johnson kapralem za wdziêk i urok osobisty nie zosta³.Co prawda o tym akurat mowy nie by³o, ale na pewno mieli krew na rêkach, i to nie przelan¹ w walce z uzbrojonym wrogiem.Teraz we wszechœwiecie by³o przynajmniej o dwóch bandziorów mniej.Zdawa³ sobie sprawê, ¿e to w czêœci tak¿e próba znalezienia usprawiedliwienia, ale zna³ siebie doœæ dobrze i wiedzia³, ¿e a¿ tak bardzo nie musi siê staraæ, by coœ wymyœliæ.Otworzy³ oczy i zaj¹³ siê nastêpnym punktem programu, czyli szafkami obu zabitych.By³y naturalnie zamkniête, ale Harkness otwiera³ ju¿ w ¿yciu niejeden zamek elektroniczny, a teraz mia³ dodatkow¹ przewagê, jako ¿e wielokrotnie obserwowa³ w³aœcicieli szafek przy tej czynnoœci i zapamiêta³ obie kombinacje.Drzwi stanê³y otworem i Harkness uœmiechn¹³ siê ze z³oœliw¹ satysfakcj¹ — w obu znajdowa³o siê to, co by³o dla niego najwa¿niejsze: broñ zabitych.Najpierw sprawdzi³ pulser Johnsona — magazynek by³ pe³en, zasilacz ca³kowicie na³adowany.Zapi¹³ pas z kabur¹ na biodrach i sprawdzi³ ³adownice: zapasowe magazynki i zasilacze tak¿e by³y w pe³ni za³adowane.Potem zrobi³ to samo z broni¹ i ³adownicami Candlemana, ale jego pas z kabur¹ przewiesi³ przez pierœ z prawego ramienia, by kabura znalaz³a siê nad lewym biodrem.Na koniec z³apa³ worek na brudy i wsadzi³ doñ kurtkê mundurow¹ oraz spodnie kaprala.Zamkn¹³ obie szafki, wzi¹³ swój minikomp i pod³¹czy³ go do gniazda w œcianie.Teraz nie musia³ ju¿ niczego sprytnego wymyœlaæ — u¿y³ po prostu kodu dostêpu Johnsona i wszed³ w system.Gdyby komputery zwraca³y uwagê na takie rzeczy, komputer pok³adowy Tepesa by³by zaskoczony tym, jak w ci¹gu paru godzin wzros³y zdolnoœci towarzysza kaprala Heinricha Johnsona numer SN UB10020531HV.Poniewa¿ komputery tego nie robi¹, nie zwróci³ uwagi.Harkness szybko dotar³ do œcie¿ki dostêpu, któr¹ za³o¿y³ tego dnia tam, gdzie potrzebowa³, i zrzuci³ z pamiêci minikompa pracowicie napisane przez siebie programy.Wola³ nie ryzykowaæ wczeœniejszego ich wgrania, by przypadkiem nie wzbudziæ podejrzeñ tych paru specjalistów, jacy musieli znajdowaæ siê na pok³adzie, dlatego te¿ teraz straci³ trochê czasu na zgranie komend czasowych z zegarem pok³adowym, gdy¿ kolejnoœæ w paru przypadkach by³a istotna, a zw³oka czasowa wrêcz kluczowa.Odwa¿y³ siê, bo musia³ dziœ wieczorem dokonaæ tylko jednej zmiany, i teraz zacz¹³ od jej sprawdzenia.Wszystko by³o na miejscu, program w³¹czy³ siê osiemnaœcie i pó³ minuty temu, tak jak powinien, i Harkness uœmiechn¹³ siê niczym g³odny tygrys.Tysi¹ce rzeczy mog³o nadal pokrzy¿owaæ mu plany, ale to, czy ten etap siê uda, niepokoi³o go najbardziej.Wys³a³ polecenie aktywacji do wszystkich wpisanych przed chwil¹ programów i czeka³.Pozornie nic siê nie wydarzy³o i nikt na pok³adzie nie mia³ prawa niczego zauwa¿yæ, ale w elektronicznych trzewiach okrêtu kilkanaœcie programów uleg³o pewnym, najczêœciej drobnym i krótkim modyfikacjom.Niektóre w istocie nie by³y drobne czy krótkie, a parê wrêcz podstawowych i d³ugich, ale Harkness mia³ tygodnie na ich przygotowanie i sprawdzenie.Wszystkie zosta³y przyjête i uruchomi³y siê b¹dŸ spokojnie czeka³y na rozkaz, by to zrobiæ, i Harkness odetchn¹³ z ulg¹, widz¹c kolejno wyœwietlaj¹ce siê na ekranie potwierdzenia.Zadowolony wyszed³ z systemu, od³¹czy³ minikomp i wsun¹³ go do kieszeni.Teraz przyszed³ czas na trochê gimnastyki — podszed³ do kratki systemu cyrkulacji powietrza i zaj¹³ siê jej demonta¿em.Wiedzia³, ¿e bêdzie ciasno, ale to akurat najmniej go w tej chwili martwi³o.***Warner Caslet wyprostowa³ plecy i ramiona, gdy winda zatrzyma³a siê i drzwi siê otworzy³y.Ostatnie cztery tygodnie by³y gorsze, ni¿ siê spodziewa³ i to nie tyle z uwagi na jakieœ wyj¹tkowo nieprzyjemne zdarzenia, ile z powodu prawie kompletnej bezsilnoœci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]