[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam też nie cierpię ludzi z Innsmouth i nie mam ochoty nawet wybrać się do tego miasta.Myślę, że się pan orientuje - choć po pańskim akcencie wnioskuję, że pochodzi pan z Zachodu - jak częste kontakty miały nasze statki z Nowej Anglii z rozmaitymi najdziwniejszymi portami w Afryce, Azji, na południowych morzach i w różnych innych częściach świata i jak dziwnych ludzi czasami stamtąd przywożono.Może słyszał pan o Salemie, który przywiózł sobie Chinkę za żonę, a także i tym, że w okolicy Cape Cod wciąż jeszcze żyje cała gromada ludzi pochodzących z wysp Fidżi.Mieszkańcy Innsmouth muszą mieć coś wspólnego z taką przeszłością.To miasto było zawsze odcięte od reszty okolicy z powodu otaczających go bagien i rzek, nie znamy więc wszystkich szczegółów tej sprawy.Jest jednak oczywiste, że stary kapitan Marsh przywiózł jakieś dziwne istoty, kiedy trzy jego statki powracały w latach dwudziestych i trzydziestych.Nie ulega wątpliwości, że nawet teraz jest coś dziwnego w ludziach mieszkających w Innsmouth.Nie wiem, jak to wyjaśnić, ale po prostu skóra człowiekowi cierpnie.Przekona się pan po Sargencie, jeżeli pojedzie pan jego autobusem.Niektórzy mają dziwaczne, wąskie głowy, płaskie nosy i wyłupiaste oczy, które wydają się nigdy nie zamykać, a ich skóra też jest jakaś inna.Chropowa i pokryta parchami, szyja pomarszczona i pofałdowana.Bardzo wcześnie łysieją.Najgorzej wyglądają starzy, choć szczeże mówiąc nie zdażyło mi się spotkać naprawdę starego człowieka.Chyba umierają spojrzawszy w lustro! Zwierzęta ich nie znoszą, mieli straszne kłopoty z końmi, zanim nastały samochody.Nikt z tutejszych ludzi ani też z Arkham czy Ipswich nie chce mieć z nimi do czynienia, oni sami też zresztą stronią, kiedy też przybywają do miasta albo jeśli ktoś z zewnątrz próbuje łowić na ich terenach.Dziwne, że taka jest obfitość ryb wokół portu w Innsmouth, a prawie wcale ich nie ma w okolicznych wodach, ale niech pan spróbuje łowić u nich, to zobaczy pan, jaką robią nagonkę na człowieka.Kiedyś przyjeżdzali tutaj pociągiem.Chodzili pieszo do Rowley i tam wsiadali do pociągu, kiedy skasowano boczną linię, ale teraz przyjeżdzają autobusem.Jest w Innsmouth hotel, nazywa się Gilman House, ale nie wydaje mi się, aby był coś wart.Nie radziłabym się w nim zatrzymywać.Lepiej niech pan tutaj przenocuje i pojedzie sobie jutro rano autobusem o dziesiątej.Wieczorem o ósmej jest autobus powrotny do Arkham, Kilka lat temu zatrzymał się w tym hotelu pewien inspektor z fabryki i miał jakieś nieprzyjemne przeżycia.Zdaje się, że gromadzi się tam dziwny tłum, bo słyszał jakieś rozmowy w innych pokojach - choć większość była podobno pusta - co go strasznie przeraziło.Była to cudzoziemska mowa, tak mu się zdawało, ale najgorszy wydawał mu się jeden głos, który słychać było tylko od czasu do czasu.Brzmiał bardzo nienaturalnie - tak jakby się przelewał - a inspektor nie miał odwagi się rozebrać i pójść spać.Przeczekał do świtu i z samego rana umknął stamtąd.Rozmowa toczyła się przez całą noc.Człowiek ten - nazywał się Casey - opowiadał potem, że mieszkańcy Innsmouth bez przerwy go obserwowali, wydwało mu się, że nie spuszczali zeń oka ani na chwilę.Stwierdził, że rafineria Marsha to dziwne miejsce - stara budowla przy niższych wodospadach na rzece Manuxet.Wszystko, co mówił, zgadzało się z tym, co już przedtem słyszałem.Księgi handlowe zaniedbane, żadnych rachunków z przeprowadzonych transakcji.Zawsze otaczano tajemnicą źródło, z którego pochodzi złoto Marsha oczyszczane w tej rafinerii.Nie słychać było, żeby je sprzedawano, ale parę lat temu wywieźli gdzieś ogromną ilość sztab złota.Niegdyś mowiono, że marynarze i pracownicy rafinerii sprzedają po cichu jakieś nieznane obce klejnoty, no i że parę razy widziano kobiety z rodziny Marsha w takich właśnie klejnotach.Ludzie powiadali, że pewien kapitan Obed skupował je w jakimś pogańskim porcie, zwłaszcza że zawsze zamawiał całe stosy szklanych paciorków i różnych świecidełek, takich samych, jakie zabierali zwykle marynarze na handel wymienny.Inni znów przypuszczli, i wciąż tak jeszcze uważają, że znalazł ukryte skarby pirackie na Diabelskiej Rafie.Stary kapitan nie żyje już od sześćdziesięciu lat i nie pojawił się na tych wodach ani jeden większy statek od czasu Wojny Domowej, a jednak Marshowie wciąż skupują różne miejscowe ozdoby - głównie szklane i gumowe ozdóbki, tak słyszałem.Być może mieszkańcy Innsmouth lubią je nosić - są chyba tacy sami jak kanibale znad Południowego Morza albo dzikusy z Gwinei.To zaraza w czrerdziestym szóstym roku zniszczyła chyba najlepszych ludzi w mieście.W każdym razie teraz wszyscy wyglądają podejrzanie, a Marshowie i inni bogacze najgorzej.Jak już wspomniałem, w całym mieście nie ma więcej niż czterysta osób, choć powiadają, że wszystkie ulice istnieją jak dawniej.Wydaje mi się, że na południu takich jak oni nazywa się "białą hołotą" - rozpustnicy, szczwane lisy, robią jakieś potajemne interesy.Łowią mnóstwo ryb i homarów i wywożą ciężarówkami.Niepojęte, dlaczego akurat tam gromadzą się ryby, a nie gdzie indziej.Nikt nie jest w stanie wyśledzić tych ludzi, a dla przedstawicieli szkolnictwa czy też urzędników skarbowych to zupełny koszmar.Mieszkańcy Innsmouth nie lubią, aby obcy wścibiali nos w ich życie.Słyszałem na własne uszy, że paru przedstawicieli rządowych i handlowców całkiem tam przepadło, krąży też wieść, że jeden dostał pomieszania zmysłów i teraz jest w Danvers.Musieli go czymś bardzo nastraszyć.Dlatego właśnie, na pana miejscu, nie wybierałbym się tam na noc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]