[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ed siedział długo patrząc na Piotra bezwładnie leżącego nakanapie.Wreszcie zapadł w sen.Gdy się obudził, było około dziesiątej.Wstał i spojrzał na sofę.Piotr siedział wlepiając wniego wzrok.Ed wyciągnął rękę po flaszeczkę z bromem, ale Piotr potrząsnął głową.- Nie dawaj mi niczego, Ed, nie trzeba.Zdaje się, że doktor porządnie mnie ogłuszył, co?Teraz czuję się całkiem dobrze, tylko mi szumi we łbie.- Gdybyś wziął jedną dawkę, mógłbyś usnąć.- Nie chcę spać.- Przygładził potarganą brodę i wstał.- Wyjdę i umyję twarz, to mi dobrzezrobi.Ed słyszał, jak Piotr odkręca kran w kuchni.Za chwilę wrócił wycierając się ręcznikiem.Uśmiechał się zagadkowo.Tego tajemniczego, dziwnego uśmiechu Ed nie zauważył u niego nigdyprzedtem.- Zdaje się, że wariowałem trochę, jak umarła? - zapytał Piotr.- No, tak, trochę.- Miałem wrażenie, jakby coś we mnie pękło - wyjaśnił Piotr.- Coś jak zużyty rzemień.Tomnie całkiem wytrąciło z równowagi.Ale teraz czuję się zupełnie dobrze.Ed spojrzał na podłogę - zobaczył małego brązowego pająka.Wyciągnął nogę i rozdeptałgo.Nagle Piotr spytał:- Czy ty wierzysz w życie pozagrobowe?Ed Chappell poruszył się niespokojnie.Nie lubił mówić o tych rzeczach, gdyż mówić onich, znaczyło przywoływać je na myśl i nabijać sobie nimi głowę.- 73 -John Steinbeck Kasztanek i inne opowiadania- No, tak.Sądzę.jeśli ci o to chodzi.że tak.- Czy wierzysz, że ktoś, kto.odszedł.może spoglądać z góry i patrzeć na to, co my tu ro-bimy?- Och, nie wiem.tak dalece.nie wiem.Piotr mówił dalej, jakby sam do siebie:- Nawet, gdyby mogła mnie widzieć, a ja nie robiłbym tego, czego by chciała, powinna byćzadowolona, ponieważ robiłem to, gdy była tutaj.Powinno ją to cieszyć, że uczyniła ze mnie do-brego człowieka.Gdybym stał się złym człowiekiem, teraz, kiedy jej tu nie ma, byłby to dowód, żeto ona uczyniła mnie dobrym, prawda? Byłem dobrym człowiekiem, prawda, Ed?- Jak to rozumiesz: byłem ?- Tak, byłem dobry, z wyjątkiem jednego tygodnia w roku.Nie wiem, co teraz zrobię.-Twarz Piotra przybrała zły wyraz.- Z wyjątkiem jednej rzeczy.Wstał i zdjął z siebie marynarkę i koszulę.Pod bielizną ukazał się płócienny gorset, któryściągał mu w tył ramiona.Odpiął haczyki gorsetu i odrzucił go.Potem opuścił spodnie, odsłaniającszeroki gumowy pas.Zciągnął go przez nogi, a zanim ubrał się z powrotem, szeroko podrapał się pobrzuchu.Znów uśmiechnął się do Eda dziwnym uśmiechem.- Nie wiem, jak potrafiła sprawić, że byłem jej uległy, ale udało się jej to.Nie wyglądało nato, że mną komenderuje, ale robiła ze mną, co chciała.Wiesz co, nie wierzę, żeby istniało życiepozagrobowe.Gdy żyła, nawet wtedy gdy chorowała, musiałem robić to, na co miała ochotę, ale wtej samej minucie, w której umarła, spadło to ze mnie jak.jak ten gorset.Nie mogłem tego wy-trzymać.Wszystko się skończyło.Będę musiał przyzwyczaić się chodzić bez tego gorsetu.Wyciągnął palec w kierunku Eda:- Mój brzuch będzie sterczeć - powiedział stanowczo.- Niech sobie sterczy.Mam przecieżpięćdziesiąt lat.Ed był zgorszony.Chciał odejść.To było nieprzyzwoite.- Jednak, gdybyś wziął dawkę bromu, usnąłbyś - powiedział niepewnie.Piotr nie włożył marynarki.Siedział na sofie w rozchełstanej koszuli.- Nie chcę spać.Chcę mówić.Przypuszczam, że będę musiał włożyć ten pas i gorset na po-grzeb, ale potem - spalę to.Słuchaj, mam flaszkę whisky w stodole.Pójdę i przyniosę.- O, nie - szybko zaprotestował Ed.- Nie teraz.Nie mógłbym pić w takiej chwili.Piotrwstał.- No, ja mogę.A ty siedz i patrz na mnie, jak chcesz.Mówię ci, wszystko się skończyło.-Wyszedł zostawiając Eda przygnębionego i mocno zgorszonego.Wrócił po krótkiej chwili.Niosąc butelkę zaczął mówić już w progu:- Jedną rzecz tylko miałem w życiu: te wyjazdy.Emma była mądrą kobietą.Wiedziała, że- 74 -John Steinbeck Kasztanek i inne opowiadaniagdybym nie wyjechał raz w roku, oszalałbym.O Boże, jakże ona działała na moje sumienie po po-wrocie!Zniżył głos do poufnego szeptu:- Czy wiesz, co robiłem podczas tych wyjazdów?yrenice Eda rozszerzyły się.Oto był człowiek, którego nie znał i który zaczynał go fascy-nować.Wziął podaną mu szklankę whisky.- No, co robiłeś?Piotr przełknął alkohol, zakaszlał i obtarł usta dłonią.- Upijałem się - odparł.- Chodziłem do domów publicznych w San Francisco.Przez całytydzień byłem pijany i każdego wieczora byłem w domu publicznym.- Znów nalał sobie pełnąszklankę.- Jestem pewien, że Emma o tym wiedziała, ale nie mówiła nigdy ani słowa.Dostałbymbzika, gdybym nie mógł wyjeżdżać.Ed Chappell pił whisky małymi łykami.- Ona zawsze mówiła, że wyjeżdżasz w interesach.Piotr obejrzał swą szklankę, wypił do dna i napełnił ją znowu.Oczy zaczęły mu błyszczeć.- Skończ whisky, Ed.Wiem, sądzisz, że na to za wcześnie.Ale oprócz ciebie i mnie nikt otym nie będzie wiedział.Podnieć ogień.Nie jestem smutny.Chappell podszedł do kominka i rozgarnął płonące drzewo, aż chmara iskier jak połyskliweptaki wzbiła się w górę.Piotr napełnił szklanki i wrócił na kanapę.Gdy Ed usiadł znów w fotelu,pociągnął ze szklanki.Udawał, że nie widzi, jak Piotr napełnia ją znowu.Policzki jego pałały.Niewydawało się to już teraz takie straszne - być pijanym.Popołudnie i śmierć cofnęły się w nieskoń-czenie daleką przeszłość.- Chcesz placka? - zapytał Piotr.- W spiżarni jest ich pół tuzina.- Nie, chyba nie.- Wiesz - zwierzał się Piotr - zdaje mi się, że już nigdy nie potrafię jeść ciasta.Od dziesięciulat, ile razy Emma chorowała, ludzie przysyłali mi placki.Oczywiście, to było pięknie z ich strony,ale teraz.placki oznaczają dla mnie chorobę.Pij.Nagle - w pokoju coś się stało.Obydwaj mężczyzni unieśli głowy próbując odgadnąć, co totakiego.Pokój był jakby inny niż jeszcze przed chwilą.Wreszcie Piotr uśmiechnął się nieśmiało:- To stanął ten zegar na kominku.Chyba już nigdy więcej go nie nakręcę.Kupię sobie maływesoły budzik, który szybko tyka.To: tak-tak, tak-tak - jest zbyt żałobne.Przełknął whisky.- Powiesz pewnie ludziom, że zwariowałem, co? Ed spojrzał znad szklanki, uśmiechnął się ipotrząsnął głową.- 75 -John Steinbeck Kasztanek i inne opowiadania- Nie, nie powiem.Dobrze rozumiem teraz, co czujesz.Nie wiedziałem o tym gorsecie i pa-sie.- Mężczyzna powinien trzymać się prosto - rzekł Piotr.- A ja jestem z natury cherlakiem.Potem wybuchnął:- Jestem z natury głupcem! Od dwudziestu lat udawałem mądrego, dobrego człowieka - zwyjątkiem tego jednego tygodnia w roku - mówił podniesionym głosem.- Byłem w kręgu małychspraw.Rozmieniałem swoje życie na drobne! Ech, pozwól, naleję ci.Mam jeszcze jedną butelkę wstodole.Schowałem ją głęboko pod stosem worków.Ed nadstawił szklankę.Piotr mówił dalej:- Myślałem sobie, jakby to było pięknie obsiać całe pole nad rzeką cukrowym grochem.Pomyśl, jakby to było: siedzieć na frontowym ganku i patrzeć na te akry niebieskie i różowe.Agdy powieje nad nimi wiatr, wdychać ten zapach.Silny zapach, który może cię prawie odurzyć.- Wielu ludzi zbankrutowało na cukrowym grochu.Oczywiście, możesz dużo zarobić, alezbyt wiele rzeczy może się przytrafić twoim zbiorom.- Nie dam się, do diabła! - krzyknął Piotr.Chcę wiele.wszystkiego.Chcę czterdziestuakrów barwy i woni! Chcę tłustych kobiet o piersiach wielkich jak poduszki! Pragnę - mówię ci -pragnę wszystkiego, bardzo wiele wszystkiego!Twarz Eda spoważniała, gdy tamten krzyczał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]