[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaprojektowano go bardziej jak topór bojowy niż narzędzie do rąbania drewna, ale zostałdostatecznie naostrzony i każde z wściekłych uderzeń Herzera odłupywało kawałekgałęzi.Drzewo, którym się zajmował, było takiej samej wielkości co pozostałe, alezamiast szeroko rozpostartych gałęzi, miało je dość krótkie i gęste.Mimo wszystko upodstawy były grube i wymagały sporej dawki rąbania.I Herzer bardzo się z tegocieszył, ponieważ dało mu to możliwość spalenia swojej wściekłości naniesprawiedliwość świata.Nie potrafiąc pozbyć się gniewu, umieszczał cios za ciosemw gałęzi, aż odrywała się od pnia, po czym natychmiast zabierał się do następnej.Wmiarę jak pracował, rytm uderzeń i fizyczne zmęczenie ciężkim wysiłkiem wnarzuconym sobie tempie spalały gniew i stopniowo zaczął odzyskiwać równowagę imyśleć trzezwo o incydencie, zamiast tylko wściekać się na niesprawiedliwość wyroku.- Musisz trochę zwolnić, bo się zabijesz - powiedziała Courtney, podchodząc doniego od tyłu.Kiedy to mówiła, topór odbił się bokiem i o milimetry minął jego nogę, więcustawił go z powrotem na linii i odłożył, dysząc.- Masz rację - przyznał, odwracając się.Niektóre z kobiet zaczęły pomagać przy ścinaniu, ale większa masa mięśniowamężczyzn szybko udowodniła, że potrafili robić to szybciej i dłużej.Z drugiej stronydwie kobiety wciąż pracowały, jakby chcąc dowieść, że były tak samo dobre albo ilepsze niż którykolwiek z mężczyzn.Jedną z nich była Deann Allen, która na wszystkorzucała się z taką furią, jak Herzer na drzewo, a drugą Karlyn Karakas, która musiałaprzejść jakieś poważne przeróbki ciała, miała ponad dwa metry wzrostu i budowę jakmężczyzna kulturysta.Deann była znacznie mniejsza, ale bardziej agresywna w pracy,wydawało się, że jest potężnie przewrażliwiona na tym punkcie, a ponieważ ociosywałagałęzie równie dobrze, jak którykolwiek z mężczyzn, Jody nawet nie próbował sugerować,żeby to zostawiła.Pozostałe trzy kobiety: Courtney, Nergui Slovag i Hsu Shilan wzięły na siebie lżejszeobowiązki.Odciągały na bok odrąbane gałęzie i zbierały je na stos, przynosiłynarzędzia, wciskały kliny i roznosiły wodę.Dlatego właśnie Courtney podała mu gliniany kubek w połowie napełniony wodą.Potrząsnął głową, wypił wodę i zapatrzył się na kubek.Był kiepsko wykonany i widaćbyło na nim odciski palców utrwalone we wnętrzu przez wypalanie.Jego brzeg już byłpęknięty i lekko przeciekał, tak więc trzymającą go dłoń zwilżała sącząca się woda.Dokładnie w tej chwili dotarła do niego rzeczywistość i przez chwilę myślał, że sięzałamie i zacznie płakać.Naprawdę tu był i musiał pracować albo głodować.I nigdy,przenigdy już nie wróci.Nagle, desperacko zapragnął zobaczyć swoją małą chatkę wlesie.Nigdy nie była dla niego niczym więcej niż tylko miejscem, gdzie spał i trzymałkilka cennych rzeczy.Ale zapragnął położyć się w swoim łóżku i żeby dżinn przyniósłmu szklankę piwa i duży stek.Chciał, żeby to wszystko okazało się tylko dziwnymsnem i żeby się skończyło.- Wyglądasz, jakby ktoś zabił ci psa zauważyła Courtney.- Ta woda jest ażtaka zła?- Nie.- Herzer spróbował nie pociągać nosem.- Nie.Po prostu.właśnienagle uświadomiłem sobie, że to wszystko.%7łe to właśnie będę robił przez resztę życia!- No cóż, miejmy nadzieję, że nie to - radośnie odpowiedziała Courtney, potempoważnie kiwnęła głową.- Ale.tak.- Ja tylko.- Herzer przerwał i potrząsnął głową.- Nieważne.Dzięki za wodę.- PRZERWA OBIADOWA! - zawołał Jody, uderzając o siebie dwoma kawałkamimetalu.Machnął w stronę Herzera.- Możesz sobie zrobić przerwę na czas obiadu.- Czemu? - zapytał Herzer, wzruszając ramionami i podnosząc z powrotem topór.- Będę dalej pracował.Jody przyglądał mu się przez chwilę z enigmatycznym wyrazem twarzy, potemkiwnął głową i skierował się do kotła dymiącego nad ogniskiem.- To niesprawiedliwe - żywo zaprotestowała Courtney.- Nie ty to zacząłeś.- Wiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]