[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Walizka była wproszku po wydobyciu z ziemi, a papiery, te bezcenne skarby Julka zbutwiałe, w opłakanymstanie.Poszłam do prof.Lorentza z prośbą o poinformowanie mnie, jak najlepiej przechowaćpapiery.Prof.Lorentz był tak uprzejmy, że przyszedł do mnie, ze smutkiem popatrzył, obejrzałniektóre papiery i poradził wietrzyć przy otwartych oknach, aby w ten sposób wysuszyć jei zapobiec dalszemu ich zniszczeniu.Walizka, na prośbę Julka, pozostała u mnie aż do jegopowrotu z zagranicy.Na Wiejskiej, w dzień przyjazdu do Warszawy, Tuwim pyta ją: A teraz, moja droga, kiedy przywieziesz mi moją walizę? Następnego dnia przywiozłammu walizkę owiniętą w pled, bo wszystko to zmurszało w ziemi i rozsypywało się.Przeglądaniepapierów wymagało wielkiej ostrożności.Julek, gdy je zobaczył, zaczął mnie całować, niewiedział, jak wyrazić swoją wdzięczność, jak mi dziękować, bo przywiązywał ogromną wagę nietylko do zawartości walizki, ale i do strony symbolicznej ocalenia tych szpargałów. Przez cały czas pobytu na obczyznie nie przestawałem myśleć o tym archiwum,a z nadziejami na uratowanie go łączyły się różne przesądne myśli.Pomyślny wynik, dzięki tobieosiągnięty, jest dla mnie dobrą wróżbą.Z tych to szpargałów powstał pózniej Pegaz dęba iczęść wierszy z cyklu Z wierszy ocalałych105.List do siostry z 7 VII 1946:Niezwykłym wydarzeniem stała się odkopana waliza.Blisko 3/4 papierów stało siębezkształtną zgniłą papką.To, co się uratowało, trzeba odcyfrowywać, przepisywać, składać pokawałeczku.Zbutwiało mnóstwo cennych pamiątek, listów, dokumentów, rękopisów.Wyglądtego jest potworny a śmierdzi wszystko grobem, zgnilizną.Białe arkusze zapisanego niegdyśpapieru nabrały jakichś fantastycznych barwnych plam.Metalowe spinacze przeżarła rdza dotego stopnia, że się rozsypują na proszek, a rozlana stal wygląda jak spalenizna.Azy miałemw oczach, gdy wziąłem do ręki moje pierwsze łódzkie zeszyty z wierszami (pamiętasz? ze złotympiórem na okładce), a one zaczęły kawałami opadać mi z palców, zmurszałe, spleśniałe.A potemrzewnymi łzami płakałem nad setkami zgniłych listów moich do Stefy i Stefy do mnie.Cudemocalał mój pierwszy (1912) list do niej.%7łeby ci dać przykład, jak się przedstawiała lwia częśćzawartości tej walizy, posyłam ci szczątki jakiejś karty Rodziców z dopiskiem biednegoMareczka. Głęboka ziemia okazała się łaskawsza dla pewnych moich rękopisów, m.i& uda misię prawie w całości zrekonstruować książkę Pegaz dęba.- Właściwie trudno mi sięzorientować, co w walizie przepadło, bo nie pamiętam, co w nią wpakowałem, a z wycinanychzlepków i bochenków papieru nic nie mogłem rozpoznać.Wiem np., że znikł list Gogola,koperta z liściem z grobu Shelleya, zerwanym przez %7łeromskiego (dostałem to kiedyś odMoniki), większość przekładów z poetów rosyjskich w.XIX, materiały do Dziejów pijaństwaw Polsce (ogromne!), wielkie archiwum wycinków z prasy (usystematyzowane), różnemateriały filologiczne, egzemplarze sztuk teatralnych (w mojej przeróbce) etc& etc.(& )Jeszcze na chwilę wracam do wykopanej walizy.Makabryczny szczegół: w tej samejpiwnicy znaleziono pod gruzami szkielety matki i dziecka, a także szkielet w pozycji stojącej,oparty o ścianę.W takim towarzystwie przebywały przez 6 lat moje rękopisy i listy miłosne&Może w odpowiednim&Będę się teraz starał o odkopanie biblioteki.Leży podobno pod gruzami domuMazowiecka 7.Dziś była tam p.Bujnicka (moja sekretarka) i wyciągnęła spod cegiełjakieśstrzępy paru moich książek i& Kalendarz terminowy na rok 1946 , na którym zapisywałemcodzienne agenda.Doprowadzony jest do 1 sierpnia t.j.do dnia wyjazdu do Zakopanego.Przez śmierć symbolicznie przeszło więc jego młodzieńcze zakochanie. A do asysty zwłok dołączyła pamięć o zaginionym Kaziku.Tuwim w sposób oczywistypomylił się w dacie terminarza chodziło o rok 1939.Ale ten mimowolny przerzut do 1946roku jest znamienny: klamra wojennej śmierci objęła powojenną terazniejszość.Tylko śmierćmoże nawiązać czasową nić ponad próżnią wojny i emigracji.Przedmowa Tuwima do tomuPegaz dęba:Rękopis książki Pegaz dęba sześć lat przeleżał w wypchanej papierami walizie,zakopanej w piwnicy jednego z domów warszawskich.W ostatnich dniach sierpnia roku 1939,usłuchawszy dobrej rady domowego Anioła Opiekuńczego, pozbierałem rozrzucone poszufladach i półkach rękopisy wierszy i przekładów, duże ilości materiałów do zamierzonychprac, ogromne archiwum, przez 25 lat gromadzone, oraz cenniejsze pamiątki osobiste międzyinnymi setki listów do powyższego Anioła i dwa albumy, w których panna Adela Krukowska ipanna Ewelina Aapowska, matka i babka, przepisywały wiersze - wpakowałem to wszystko dofibrowej walizy, z trudem, napierając kolanami, zatrzasnąłem ją i postanowiłem solennie, że wrazie czego zabiorę ten skarb ze sobą.Ale gdy 5 września wczesnym rankiem przyszło wiaćz Warszawy przed nadciągającymi kohortami teutońskich faszystów, trzeba było z zabraniawalizy zrezygnować.Nie znalazło się dla niej miejsca w przepełnionym ludzmi samochodzie.Zakopano w ziemi tę trumnę z długoletnim dorobkiem pisarskim i najtkliwszymi pamiątkamiprzeszłości.Nie było dnia na uchodzstwie, aby myśli nie biegły ku niej.Gdy po powrocie do kraju odzyskałem ekshumowaną walizę nie walizę, sześciennąbryłę prochów raczej - znalazłem w niej beznadziejne zbitki, zlepki, bochenki przemoczonego,zbutwiałego papieru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]