[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy się wyprostował, usłyszał na górze krótki trzask.Wystrzał?Zaczął się wpatrywać w półmrok.Nie, to nie był wystrzał.To trzasnęła furtka.Ktoś wyszedł na ulicę i zaczął iść obok trzech muszkieterów,Udałow jeszcze przez chwilę patrzył.I popędził za przyjaciółmi, którzy już skryli się za grzbietemgóry.Gdy ich dogonił, zobaczył, że razem z nimi idzie co najmniej dziesięć osób.A drzwi i furtki ciągle się otwierały.1988WIELCE SZANOWNY MIKROBIEROZDZ1AŁ 1W którym Korneliusz Udałow otrzymuje zaproszenie na ZIZ i podejmuje decyzję.Z poranną pocztą Korneliusz Udałow otrzymał przesyłkę lotniczą.Był w niej list następującej treści:„Szanowny Korneliuszu!Zostałeś zaproszony na pierwszy ZIZ jako delegat z Ziemi z prawem głosu decydującego.Obecność obowiązkowa.W przypadku niestawienia się konsekwencje poniesie cała Ziemia, która zostanie deszyfiszyrowana do 34 pro-ku-ła.Pierwszy ZIZ odbędzie się w dniach 21-36 lipca bieżącego roku, na 14xxXX-5:%=?34.Transport, przewodnik, posiłki, pogrzeb (w razie konieczności), odpowiednią temperaturę i wilgotność zapewnia Komitet Organizacyjny ZIZ.Sekretarz KO ZIZ G-G".Korneliusz dwukrotnie przeczytał zaproszenie, potem podszedł do okna i ze smutkiem popatrzył na podwórko.Podwórko było zielone i swojskie, stara Łożkina wieszała pranie, z białych prześcieradeł kapały na trawę ciężkie krople wody, rudy kogut wleciał na otwarte drzwi komórki i głośno łopotał skrzydłami, z okna Gawryłowów dobiegała muzyka jazzowa, a po błękicie porannego nieba płynęły różowe chmurki, nad którymi z przenikliwym krzykiem latały jerzyki.I teraz ten spokojny, znajomy, kochany świat trzeba będzie porzucić dla nieznanego ZIZ, dla wątpliwych radości i realnych niebezpieczeństw podróży kosmicznej.- Trzeba będzie jechać - powiedział Udałow, odwracając się od okna i patrząc z czułością na Ksenię, która nakrywała stół do śniadania.- Jaki mamy dzisiaj dzień?Ksenia rzuciła okiem na ścienny kalendarz.- Osiemnasty.Gdzie ty się wybierasz? Znowu na ryby?- Zostało już tylko trzy dni - rzekł w zadumie Udałow.- Nie na ryby, tylko na pierwszy ZIZ.- Nawet o tym nie myśl! - oburzyła się Ksenia.- Dosyć tego.Pewnie znowu kosmici? Znowu masz poświęcić swój czas i nerwy w imię galaktycznej przyjaźni?- Trzeba, Ksiusza - powiedział Udałow i usiadł przy stole.Po śniadaniu poszedł do Mikołaja Białosielskiego.ROZDZIAŁ 2W którym Udałow rozmawia z Mikołajem Białosielskim i wysłuchuje protestówMikołaj Białosielski chodził do jednej klasy z Korneliuszem Udałowem.Po zakończeniu szkoły z wyróżnieniem, wyjechał do województwa.Tam otrzymał wyższe wykształcenie, po czym swoimi zdolnościami i umiłowaniem pracy zdobył powszechny szacunek przełożonych i został skierowany do swojego rodzinnego miasta na stanowisko dyrektora.Niechętnie wracał do Wielkiego Guslaru.Był człowiekiem z zasadami, poważnym i obiektywnym, dlatego też przeczuwał nieuchronność konfliktów.Bujna wyobraźnia podpowiadała mu, że na wiadomość o jego rychłym przyjeździe wielu mieszkańców miasta zacznie mówić: „No jakże, oczywiście, że pamiętam Kolę Białosielskiego! Chodziliśmy do jednego przedszkola!".Albo: „Kola? Białosielski? Swój człowiek! Moja cioteczna siostra Leokadia była żoną jego wujka Kostii".Problem małych miasteczek polega na tym, że wszyscy wszystkich znają.Przeczucia Białosielskiego się sprawdziły.Na ulicach podchodzili do niego nieznajomi ludzie, wspominali wspólne szczęśliwe dzieciństwo, po czym zapraszali go na obiad albo prosili o protekcję.Do gabinetu przenikały cioteczno-stryjeczne babcie, pragnące poprawy warunków mieszkaniowych, i przyjaciółki z obozu pionierskiego, kłamiące o trwającej ciągle miłości.Białosielski ze strachu przed okrzykiem „Kola, przyjacielu!" zaczai unikać ludzi, stał się surowy dla rodziny i schudł.Marzył0 przeniesieniu do dalekiego Pietropawłowska Kamczackiego.Ale nadal pozostał wierny swoim zasadom.Udałow wiedział o tragedii Białosielskiego i dlatego, mimo że spędzili razem sześć lat w jednej ławce i wspólnie hodowali gołębie, ani razu nie odwiedził go w domu, a gdy spotykali się na zebraniach, witał się powściągliwie i unikał rozmów.Białosielski tęsknił za starą przyjaźnią, chciałby kiedyś posiedzieć z Udałowem i powspominać odległe dzieciństwo, ale się powstrzymywał.W walce z faworytyzmem nie powinno być żadnych wyjątków.Udałow wszedł do gabinetu Białosielskiego i od razu w progu powiedział:- Dzień dobry.Mam ważną sprawę.- Dzień dobry, Korneliuszu - odrzekł Białosielski.Na widok Udałowa jego wzrok złagodniał i Białosielski poczuł ogromną ochotę powiedzenia byłemu przyjacielowi czegoś serdecznego.-Ładną mamy w tym roku pogodę.Czerwiec nas rozpieszcza.- Tak, gorąco - zgodził się Udałow.- Siadaj.Co tam u ciebie w biurze? Plan wykonacie?- Postaramy się - stwierdził powściągliwie Udałow, usiadłI wyjął z kieszeni zaproszenie.- Kiedy bierzesz urlop? - zapytał Białosielski.- Właśnie nie wiem.Miałem zamiar w sierpniu, ale.Przyszedłem się poradzić.Przesunął po stole zaproszenie Białosielskiemu i czekał.Białosielski uważnie przeczytał list, spojrzał szybko na Udałowa, po czym wyjął z drewnianego wysokiego kubka starannie naostrzony ołówek i zaczął czytać jeszcze raz, zaznaczając błędy i w niezrozumiałych miejscach stawiając znaki zapytania na marginesach.Udałow patrzył w okno, za którym gruchały gołębie, i marzył o rybach.Białosielski skończył czytać list i zamyślił się.W liście czaił się podstęp.Nie trzeba było aż tak demonstracyjnie cieszyć się na widok Udałowa.To przecież przyjaciel z dzieciństwa - a więc człowiek podwójnie niebezpieczny.Nie na darmo przez te wszystkie miesiące trzymał się na dystans i taktownie unikał poufałości.I ty, Brutusie! - zdenerwował się Białosielski.Już lepiej by poprosił o nowe mieszkanie.Myśląc w ten sposób, niechcący napotkał jasne, błękitne spojrzenie Udałowa, zobaczył jego gładkie wypukłe czoło, pulchne różowe policzki i kędziorki dookoła wczesnej łysiny.Nieoczekiwanie dla samego siebie zapytał:- Co to takiego ten ZIZ?- Pojęcia nie mam - przyznał się uczciwie Udałow.- Jasne - powiedział Białosielski.Potem dodał: - Jak wiadomo, lipiec ma trzydzieści jeden dni.- Najwidoczniej oni mają inny kalendarz - zauważył Udałow.- To może nie warto jechać?- Nie warto - zgodził się Białosielski.- I żona się ucieszy.Nie podobają się jej te moje podróże kosmiczne.Zazdrosna.- O rodzinie też trzeba pomyśleć - powiedział Białosielski.-Zbyt często o niej zapominamy.- Czyli zdecydowaliśmy? Musiałem się przecież poradzić.A kogo tu się poradzić w takiej sprawie? Pójdę już, bo się do biura spóźnię.- Idź.Pracuj spokojnie.- Spokojnie nie da rady - Sprzeciwił się Udałow.- Będę się niepokoił o los Ziemi.- A co się stało?- Deszyfiszyrowką grożą.Na trzydzieści cztery prokuły.- Pro-ku-ła - poprawił Białosielski, zaglądając do zaproszenia.-To jakieś brednie.- Pewnie że brednie - zgodził się Udałow.- Może jakoś to będzie.Białosielski pokreślił słowo „deszyfiszyrowana" czerwonym ołówkiem.- Sprawdzałeś w słowniku wyrazów obcych? - zapytał.- Nie ma.To pewnie ich terminologia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]