[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego dnia też wybuchła kwestia sporna, kto jest skuteczniejszy na boiskuw ataku Pohl czy Lentner, i właśnie wśród wrzawy wszystkich czterdziestumęczenników druga sala zamieniła się w oka mgnieniu w boisko, kiedy rozległsię przerazliwy, ostrzegawczy gwizd.To zagwizdali dwaj wątli, którzy zajmo-wali łóżka przy samych drzwiach: Aebkowski i Rzepka.Niewątpliwie byli onigeniuszami słuchu, gdyż zaiste trzeba mieć nie lada uszy, żeby wśród piekielnegohałasu i wrzasku usłyszeć i odróżnić zbliżające się kroki na korytarzu.Sala od razu umilkła. Panowie, odwalamy sen sprawiedliwych zakomenderował Pafnuc. Koce na uszy i chrapiemy dodał Trąbaczewski.Przez chwilę słychać było jeszcze głuchy tupot bosych stóp, potem skrzy-pienie sprężyn w łóżkach, a na koniec zapanowała śmiertelna cisza.Czterdziestuchłopa momentalnie nakryło się po uszy kocami, a żeby nikt nie miał wątpliwości,że śpią, rozległo się zbiorowe chrapanie.To był naprawdę rzadko spotykany koncert chrapania, na różne głosy i akordy.Pogrążeni we śnie sprawiedliwych nasłuchiwali czujnie.Istotnie i tym razem słuch wątłych nie zawiódł.Kroki na korytarzu stały sięzupełnie wyrazne, w chwilę potem zaskrzypiały drzwi i do sali wszedł rosły blon-das, w którym chłopcy od razu poznali niejakiego wika z pierwszej sali.wik powiódł przymrużonymi oczyma po nakrytych kocami ciałach i wyce-dził oficjalnym głosem: To u was tak wygląda cisza poobiednia?Odpowiedziało mu jeszcze niewinniejsze chrapanie. Nie udawajcie, że śpicie! zamruczał zdenerwowany. Słychać wasbyło w całym domu.I tym razem nikt się nie odezwał, tylko chrapanie stało się o ton wyższe. Dosyć tej zgrywy! krzyknął. Słyszycie, co mówię? Po obiedzie obo-wiązuje cisza.Czy nie znacie regulaminu?Wtedy dopiero Pafnuc wynurzył się spod koca i ziewnął ostentacyjnie: Czy mi się śni.czy słyszę kazanie? Mogę przetkać ci ucho, to usłyszysz lepiej, Pafnuc! warknął wik.142 O rany, co za łajza przeszkadza kimać odezwał się zaspanym głosemTrąbaczewski. To ten lizus, wik powiedział Pafnuc. Jak kocham myć nogi! wykrzyknął Trąbaczewski. Faktycznie, toten lizus wik.Chyba zbłądziłeś, to jest sala pana Majerana, a ty jesteś od panaStrucia. Pan Struć mnie do was przysłał, żebym was uciszył rzekł wik. Co ma do nas Struć wzruszył ramionami Pafnuc my jesteśmy podpanem Majeranem. Już nie jesteście odparł krótko wik.Chłopcy spojrzeli po sobie.Chyba się przesłyszeli. Jak to, nie jesteśmy? podniósł się Pafnuc. Przecież pan Majeranusypiał nas przed kwadransem. To było pożegnalne usypianie, a od godziny trzeciej jesteście pod panemStruciem powiedział wik.Zapanowała chwila nieprzyjemnej ciszy. Co on sepleni, ten wik wykrztusił wreszcie Pafnuc słyszałeś, Trą-baczewski? wiku, co to za mowa? rzekł naprawdę już zaniepokojony Trąbaczew-ski. Nie żartuj tak boleśnie.wik uśmiechnął się wzgardliwie. A co, zrzedła wam mina? Niestety, kochasie, to prawda! Po tej wczorajszejdrace pan kierownik postanowił, że pan Majeran nie będzie już waszym wycho-wawcą.Pan Majeran przejdzie do sali pierwszej, a was wezmie na przeszkoleniepan Struć.Dlatego ja wam radzę, leżeć spokojnie.U pana Strucia nie ma rozró-bek.Kto szura, pakuje manatki i wyjeżdża z kolonii z bardzo miłym listem dorodziców.Sala zdrętwiała.Takiej wiadomości nikt się nie spodziewał.Struć wychowaw-cą sali.No, to byłby koniec świata.I nie wiadomo, jak długo trwałoby to przera-żenie, gdyby nie ten łobuz Bularski, który krzyknął gdzieś z kąta do wika: Te, fagaaas, zamknij gaz!I od razu wszyscy wystąpili przeciw wikowi.Rozległy się głosy: Za drzwi z nim! My ci damy przeszkolenie! Brać go!Bractwo zerwało się z łóżek i rzuciło na wika.Ale wik nie dał się wziąćłatwo. Ja wam pokażę. zasapał. Aobuzy! Masz, draniu! puścił w ruchpięści i pierwszego z nacierających napastników powalił na podłogę. Ajaj! Bije! Trąbaczewski, ratuj! rozległy się jęki. No.no.wik, hamuj się, stary wtrącił się pojednawczo Trąbaczew-ski. Po co od razu z pięścią?143 Czy z wami można inaczej?. dyszał wik. Czekajcie, powiemStruciowi.Uprzedzałem was.Prosiłem chyba grzecznie? Jasne przyświadczył spokojnie Trąbaczewski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]