[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krótko mówiąc, widzę to tak: w owej ewolucji zwyciężyły ustroje, po pierwsze, miniaturyzujące się najskuteczniej, po drugie zaś — osiadłe.Te pierwsze dały początek tak zwanym czarnym chmurom.Osobiście myślę, że to są bardzo małe pseudoowady, mogące łączyć się w razie potrzeby, we wspólnym niejako interesie, w duże systemy nadrzędne.Właśnie pod postacią chmur.Tak poszła ewolucja mechanizmów ruchomych.Osiadłe natomiast zapoczątkowały ten dziwaczny gatunek metalowej wegetacji, które przedstawiają ruiny tak zwanych miast…— A więc, według pana, to nie miasta?— Naturalnie.To nie są żadne miasta, a jedynie wielkie skupiska osiadłych mechanizmów, martwych tworów, zdolnych do rozmnażania się, a czerpiących energię słoneczną za pośrednictwem swoistych organów… są nimi, jak przypuszczam, te trójkątne płytki…— Więc pan uważa to „miasto” za wegetujące w dalszym ciągu?— Nie.Mam wrażenie, że z jakiegoś, nie znanego nam powodu to „miasto”, a właściwie ten „las metalowy” przegrał walkę o byt i teraz stanowi jedynie rdzewiejące szczątki.Ocalała jedna tylko forma: ustrojów ruchomych, które opanowały wszystkie lądy planety.— Dlaczego?— Nie wiem.Imałem się różnych obliczeń.Być może w ciągu ostatnich trzech milionów lat słońce Regis III stygło szybciej niż poprzednio, tak że owe wielkie osiadłe „organizmy” nie mogły już czerpać z niego dostatecznej ilości energii.Ale to tylko mgliste przypuszczenia.— Powiedzmy, że jest, jak pan mówi.Czy przypuszcza pan, że te „chmury” mają jakiś ośrodek dyspozycyjny, na powierzchni albo w podziemiach planety?— Myślę, że nic takiego nie istnieje.Być może te mikromechanizmy same stają się takim ośrodkiem, jakimś „martwym mózgiem”, kiedy łączą się w określony sposób.Rozdzielanie się może być dla nich korzystne.Stanowią luźne roje, mogą dzięki temu przebywać stale pod słońcem, albo też podążać w ślad za chmurami burzowymi, bo nie jest wykluczone, że czerpią energię z wyładowań atmosferycznych.Ale w momencie niebezpieczeństwa, czy — szerzej — nagłej zmiany, która grozi ich istnieniu, łączą się…— Coś musi jednak wyzwolić tę reakcję łączenia się, zresztą gdzie znajduje się podczas „rójki” niesłychanie skomplikowana pamięć o całym układzie? Przecież mózg elektryczny jest „mądrzejszy” od wszystkich swoich elementów, Lauda.Jakże te elementy mogłyby, po rozebraniu go, same powskakiwać na właściwe miejsca? Pierwej musiałby powstać plan całego mózgu…— Niekoniecznie.Wystarczyłoby, gdyby każdy element zawierał pamięć tego, z jakimi innymi łączył się bezpośrednio.Dajmy na to, element numer jeden ma zetknąć się określonymi powierzchniami z szóstką innych; każdy z nich „wie” to samo o sobie.W ten sposób ilość informacji zawartej w poszczególnym elemencie może być bardzo nikła, ale poza nią potrzebny jest tylko pewien wyzwalacz, pewien sygnał typu: „uwaga! niebezpieczeństwo”, na który wszystkie wchodzą we właściwe konfiguracje i powstaje momentalnie „mózg”.Ale to tylko prymitywny schemat, astrogatorze.Przypuszczam, że sprawa jest bardziej zawiła, choćby dlatego, ponieważ takie elementy na pewno dość często ulegają zniszczeniu, co jednak nie może się odbić na działaniu całości…— Dobrze.Nie mamy czasu, aby dłużej rozważać takie szczegóły.Czy widzi pan jakieś konkretne wnioski dla nas —w swojej hipotezie?— W pewnym sensie tak, ale negatywne.Miliony lat ewolucji mechanicznej to zjawisko, z jakim się człowiek dotąd w Galaktyce nie spotkał.Proszę zwrócić uwagę na fundamentalną kwestię.Wszystkie znane nam maszyny służą nie sobie samym, lecz komuś.Tak więc z ludzkiego punktu widzenia bezsensowne jest istnienie metalowych, pieniących się gąszczy Regis czy jej żelaznych chmur — co prawda tak samo „bezsensownymi” można nazwać na przykład kaktusy na pustyni ziemskiej.Istota rzeczy tkwi w tym, że one same doskonale przysposobiły się do walki z żywymi istotami.Mam wrażenie, że one zabijały tylko w samych początkach owej walki, gdy ląd roił się tu od życia; wydatek energii na zabójstwa okazał się nieekonomiczny.Dlatego stosują inne metody, których skutkiem była katastrofa „Kondora”, i wypadek Kertelena, i wreszcie — zagłada grupy Regnara…— Jakie to metody?— Nie wiem dokładnie, na czym polegają.Mogę tylko wyrazić osobisty sąd: casus Kertelena — to zagłada całej niemal informacji, jaką zawiera mózg człowieka.Zwierzęcia zapewne też.Tak okaleczone żywe istoty muszą naturalnie zginąć.Jest to sposób zarazem prostszy, szybszy, oszczędniejszy od zabijania… Mój wniosek z tego jest niestety pesymistyczny.Może to jeszcze za słabo powiedziane… Jesteśmy w sytuacji bez porównania gorszej od nich, i to dla kilku naraz powodów.Najpierw, żywą istotę można zniszczyć daleko łatwiej niż mechanizm czy urządzenie techniczne.Dalej, one ewoluowały w takich warunkach, że równocześnie walczyły z istotami żywymi — i ze swoimi metalowymi „braćmi” z rozumnymi automatami.Prowadziły więc wojnę na dwa fronty równocześnie, zwalczając wszelkie mechanizmy adaptacyjne ustrojów żywych oraz każdy przejaw inteligencji rozumnych maszyn.Wynikiem takich milionoletnich zmagań musi być niezwykły uniwersalizm i doskonałość działania niszczącego.Obawiam się, że aby je pokonać, musielibyśmy unicestwić właściwie wszystkie, a to jest prawie niemożliwe.— Tak pan sądzi?— Tak.To znaczy, oczywiście, przy odpowiedniej koncentracji środków można by zniszczyć całą planetę… ale to nie jest przecież naszym zadaniem, nie mówiąc już o tym, że nie starczy nam sił.Sytuacja jest rzeczywiście jedyna w swoim rodzaju, ponieważ — tak ją widzę — my właściwie jesteśmy intelektualnie górą.Te mechanizmy nie reprezentują bynajmniej jakiejś potęgi umysłowej, po prostu są doskonale przystosowane do warunków planety… do niszczenia wszystkiego, co żywe.One same natomiast są martwe.Dlatego to, co dla nich jeszcze nieszkodliwe, dla nas może być zabójcze.— Ale skąd pana pewność, że nie posiadają rozumu?— Mógłbym tu zrobić unik, zasłonić się niewiedzą, ale powiem panu, że jeśli w ogóle czegokolwiek, to tego właśnie jestem pewny.Dlaczego nie przedstawiają intelektualnej potęgi? Ba! Gdyby ją miały, już by się z nami rozprawiły.Jeśli pan przejdzie myślą przez wszystkie kolejne wydarzenia na Regis od czasu naszego lądowania, zauważy pan, że działają bez jakiegoś strategicznego planu.Atakują od wypadku do wypadku.— No… sposób, w jaki pozbawiły Regnara łączności z nami, a potem atak na maszyny zwiadowcze…— Ależ po prostu robią to, co robiły przed tysiącleciami.Przecież te wyższe automaty, które one wygubiły, na pewno porozumiewały się ze sobą właśnie falami radiowymi.Udaremnianie takiej wymiany informacji, rozkawałkowywanie łączności, to było jedno z pierwszych ich zadań.Rozwiązanie narzucało się niejako samo, bo chmura metalowa ekranuje tak dobrze jak nic innego na świecie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]