[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W oślizgłej plątaninie ich łodyg łatwo można było schować obydwie puszki, pod warunkiem odpowiedniego zaznaczenia tego miejsca.Profesor ufał Salamandrusowi w zupełności.Nikt tak jak on nie znał wód jeziora i tajemnic jego bagnistych wybrzeży.Opłynąwszy cypel półwyspu, porośnięty wysokimi olchami, wpłynęli na spokojne wody zatoki.Kajak z trudem prześlizgiwał się przez gąszcz mięsistych łodyg i liści.Wystraszone żaby milkły jedna po drugiej i uciekały, aby przycupnąć w mule.W pewnym miejscu, nie opodal brzegu, Salamandrus przestał wiosłować i powiedział:— To tu.Proszę o puszki.Baltazar podał mu swój skarb.W tych landrynkowych puszkach mieścił się przecież trud pięciu lat, owoc wytężonej pracy, suma wiedzy o obyczajach żab Krainy Deszczowców.Dozorca jeziora związał obydwie puszki mocną linką i powoli opuścił je na dno.Na końcu linki umocował pęcherz rybi, aby oznaczyć miejsce, gdzie zatopiono naukowy dorobek profesora Gąbki.Dokonawszy tego, zwrócił się do Baltazara:— Jesteśmy dokładnie w odległości pięćdziesięciu dorosłych węgorzy od najwyższej olchy na półwyspie.Ażeby znaleźć to miejsce, wystarczy stanąć tuż przy drzewie i spojrzeć na zatokę.Tu, gdzie teraz jesteśmy, rośnie kępa trzcin, w dzień bardzo dobrze widoczna.Pęcherz dokładnie wskaże miejsce zatopienia puszek.Niech pan to zapamięta, profesorze, bo może się zdarzyć, że będzie pan musiał sam przyjechać po swoje notatki i sam je odnaleźć.Baltazar Gąbka był wzruszony.Poczciwy Salamandrus ważył się dla niego na postępek, za który mogła go spotkać okrutna kara.Nie mogąc wymówić ani jednego słowa, chwycił dłoń dozorcy i mocno ją uścisnął, wyrażając w ten sposób swe serdeczne podziękowanie.Salamandrus odwzajemnił uścisk, ale nadal był smutny i małomówny.— Mów, co ci dolega — prosił profesor.— Może będę ci mógł w czymś pomóc.— Chyba nie — rzekł dozorca — martwię się, bo czuję, że nasz władca coraz poważniej myśli o wojnie ze wszystkimi sąsiadami.— Co mówisz? — krzyknął profesor.— Niestety, to prawda.Dziś znów pod byle pretekstem zaszedłem do pałacu Tajnego Strażnika Niezwykle Mokrej Pieczęci, aby posłuchać, co mówią jego dworzanie.Dowiedziałem się rzeczy wstrząsających.— Przerażasz mnie — wyszeptał profesor.— Czy nie wydawałoby się panu dziwne, gdyby książę Krak kazał pewnego dnia zrobić w całym kraju spis wszystkich krów, owiec, kur i gęsi? I to pod karą śmierci dla każdego, kto by tego rozkazu nie posłuchał?— Rzeczywiście.— Otóż dziś Największy Deszczowiec wydał zarządzenie dokonania spisu wszystkich żab, ślimaków, jaszczurek, salamander, traszek, węży, małży, ryb i raków, znajdujących się w naszej krainie.— W jakim celu?— Rzecz jasna, że chodzi o przygotowania wojenne.Nadworny kucharz otrzymał rozkaz sporządzenia przepisu na najlepsze zakonserwowanie tych zwierząt dla celów jadalnych.Magazyny wojskowe wypełniają się od dłuższego czasu bronią.Największy Deszczowiec całymi dniami studiuje mapy sąsiednich krajów i.— I co?Dozorca smutno spojrzał na profesora.— Przykro mi, że muszę to panu powiedzieć.Ale jako pański przyjaciel nie mogę tego zataić.Największy Deszczowiec specjalnie dokładnie studiuje mapy waszego kraju.— A to łajdak — syknął profesor.— Zdradziłem panu tajemnicę państwową — wyszeptał Salamandrus, nachylając się do ucha Baltazara Gąbki — ale chciałbym za wszelką cenę poplątać plany tego okrutnika.Wojna jest strasznym nieszczęściem zarówno dla napadniętego, jak i napadającego.Nagle do uszu ludzi siedzących w kajaku doleciały stłumione odgłosy, przypominające kucie żelaza na olbrzymich kowadłach.— Słyszy pan? — zapytał Salamandrus.— Słyszę.Co to takiego?— Na północnym krańcu jeziora znajdują się wielkie zakłady zbrojeniowe — wyjaśnił dozorca.— Od szeregu dni słychać z nich odgłosy kucia.Nikt nie wie, co się tam robi.W każdym razie nic dobrego.Baltazara Gąbkę przebiegł nieprzyjemny dreszcz.Co ja tu jeszcze robię? — zadał sobie pytanie.Po co tu jeszcze jestem? Powinienem bezzwłocznie wracać do kraju, aby ostrzec księcia Kraka przed grożącym nam niebezpieczeństwem.Myśl o księciu Kraku nasunęła mu przed oczy także postać jego najlepszego przyjaciela — Smoka Wawelskiego.Przypomniał sobie, że poprzedniego dnia Salamandrus mówił mu coś o wyprawie prowadzonej przez Smoka.— Czy słyszałeś jakieś nowiny o wyprawie Smoka Wawelskiego? — zwrócił się do Salamandrusa.— Owszem.Dziś wieczorem mówili na dworze, że Smok i jego towarzysze wjechali na terytorium Psiogłowców.Podobno wyprawa ma charakter czysto naukowy.— Ach — westchnął Baltazar Gąbka — żeby tak zechcieli tu przyjechać.Nie byłbym taki samotny i łatwo mógłbym wraz z nimi wrócić do kraju.Ale w jaki sposób porozumieć się z nimi? Oto pytanie.I zamyślił się głęboko.Salamandrus lekkimi ruchami wiosła wyprowadził kajak na środek jeziora, a następnie skierował jego dziób w stronę Xibi-Kibi.Głuche odgłosy z tajemniczej kuźni towarzyszyły im w tej nocnej wędrówce po czarnych wodach Jeziora Tysiąca Nenufarów.Baltazar przymknął oczy i począł snuć marzenia o spotkaniu ze Smokiem.Och, jakże by się ucieszył zobaczywszy ten kochany pysk z parą zawsze wesołych d roziskrzonych oczu, te potężne uszy przypominające liście łopianu, ten imponujący ogon pełen ostrych kolców, zawsze zatknięty z fantazja, za pas nabijany mosiężnymi ozdobami.Ile by dał za to, żeby poczuć zapach dymu z fajeczki Smoka i usłyszeć jego ulubione powiedzenie: “Jeszcze jak.” Smok znalazłby radę na wszystko, ponieważ był to stwór pełen niezwykłych pomysłów, odwagi i sprytu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]