[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziwili się i potępiali.Zdawałoby się, państwa oświecone winny pracować i uczciwie handlować.Tymczasem nie.Król francuskiwojuje na lądzie i morzu z Anglikami, Holendrami i cesarzem i końca tej wojny nie widać.Turcy z Wenecją iHiszpanią nie podzieliwszy się Morzem Zródziemnym palą sobie floty wzajemnie; jeden Fryderyk, król pruski,do czasu siedzi spokojnie i kręci nosem węsząc, gdzie łatwiej można coś urwać.Saksonia, Zląsk i Polska wraz zLitwą od krańca do krańca płoną wojną i zamieszkami; w pozaprzeszłym miesiącu król Karol kazał Polakomwybrać nowego króla, no i teraz Polska ma dwóch królów Augusta Saskiego i Stanisława Leszczyńskiego; polscy panowie opowiedzieli się jedni za Augustem, inni za Stanisławem,zgorączkowani, rąbią sią szablami na sejmikach uzbroiwszy szlachtą, palą jeden drugiemu wioski i dwory, a królKarol wodzi za sobą po Polsce wojska, fura- żuje, grabi, niszczy miasta i odgraża sią, że gdy ujarzmi całąPolską, obróci sią na cara Piotra i spali Moskwę, państwo rosyjskie obróci w pustynią j wówczas obwoła sią no-wym Aleksandrem Macedońskim.Można rzec: cały świat oszalał.Nagle za czteroszybowym okienkiem, głęboko wpuszczonym w uszczelnioną gliną ścianę, spadł z brzękiemduży sopel lodu.Bracia odwrócili się i ujrzeli niebo bezdenne, granatowe, wilgotne jakie bywa jedynie tu,nad morzem usłyszeli ściekające często z dachu krople i krzątaninę wróbli na gołym krzaku.Wtedy zagadalio powszedniości. Trzech nas oto braci rzekł w zadumie Aleksy trzech żałosnych wędrowców.Ordynans pierze mikoszule, guzik też przy- szYje> jak trzeba, a przecie.Co innego niewieścia ręka.Ale nie w tym rzecz, pal sześćkoszule.Chciałoby się, żeby czekała na mnie przy okienku, na ulicę wyglądała.Bywa, przyjdziesz umączony,zziębnięty, padasz na twarde posłanie, utkniesz nosem w poduszką, sam jeden na świecie, jak pies.Gdzie jąznalezć? Toteż właśnie gdzie? odezwał się Jakub oparłszy łokcie na stole i wypuści!z fajki trzy kłęby dymu jeden po drugim. Jam, bracie, stracony.Z jaką bądz nieuczoną gęsią nie ożenię się, oczymże bym z nią rozmawiał! A bojarówna o białych rączkach, którą obtańcowuję na ansamblu i prawię jejkomplimenty wedle rozkazu Piotra Aleksiejewicza, z dobrej woli za mnie nie wyjdzie.To i radzę sobie jakotako, gdy mnie przyprze,.Szpetne to, wiadomo, plugawe.Zresztą jedna matematyka droższa mi od wszystkichbab na świecie.Aleksy doń cicho: Jedno drugiemu nie zawadzi. Musi zawadzać, skoro ja to mówię.Oto na krzaku siedzi wróbel, nie ma innego zajęcia, obskakujewróbliczkę.A Bóg stworzył człowieka po to, żeby myślał.1 Jakub spojrzał na młodszego i zachrypiał fajką. Chyba jeno nasz Gawriuszka zdatny do tego interesu?Twarz Gawryły zalał rumieniec aż po uszy.Uśmiechnął się opieszale, oczy powlekła wilgoć wzmieszaniu nie wiedział, gdzie je podziać.Jakub szturchnął go łokciem.H Opowiadaj.Lubią takie pogadanki. Co wy znowu, doprawdy.Nie mam co opowiadać.Młodym jeszcze.Lecz Jakub, a potem Aleksy przyparli go do muru: Przecieśmy swoi, głupcze, czegoś się zaląkł.Gawryła długo się opierał, potem jął wzdychać i oto, co wreszcie braciom opowiedział.Przed samym Bożym Narodzeniem nad wieczorem do domu Iwana Artiemicza przybiegł laufer z pałacu ioświadczył: Gawryle Iwa- nowiczowi Browkinowi rozkazano stawić sią w pałacu natychmiast".Z początkuGawryła zaciął sią; choć młody, ale przecież persona, u cara na oku, a prócz tego pociągał tuszem chińskimukończony już plan dwupokładowe- go okrątu sporządzony dla stoczni worone- skiej i chciał rysunek pokazaćswym uczniom w szkole nawigacji, co mieści sią w Sucha- riewskiej Wieży, gdzie z rozkazu Piotra Ale-ksiejewicza wykładał szlacheckim pacholętom sztukę okrętową.Iwan Artiemicz surowo upomniał syna: Przywdziewaj kaftan francuski, Gawriuszka, i ruszaj, gdzie ci kazano, bo to nie żarty".Gawryła wdział biały jedwabny kaftan, przepasał się szarfą, wypuścił pod szyją koronki, napachnił piżmemkruczą perukę, narzucił płaszcz sięgający aż po ostrogi i ojcowską trójką, wzbudzającą zazdrość całej Moskwy,pojechał na Kreml.Posłaniec poprowadził go przez wąziutkie schodki i ciemne galerie na górę do starodawnych kamiennychteremów, które wyszły cało z wielkiego pożaru.Tam wszystkie komnaty były niziutkie, sklepione, wymalowanew rozmaite trawy i kwiaty na tle złotym, jasnoczer- wonym i zielonym; pachniało w nich woskiem i starymkadzidłem, było gorąco od kaflowych pieców, na każdej leżance drzemał leniwy kot angorski, za mikowymiszybkamiserwantek połyskiwały dzbany i puchary, 1 których może pijał Iwan Grozny, ale obecnie już ich nie używano.Gawryła, pełen pogardy dla tej starzyzny, dzwonił ostrogami po rżniętych kamiennych płytach.W ostatnichdrzwiach przekroczył schylając się próg i zachwyt ogarnął go niby żar
[ Pobierz całość w formacie PDF ]