[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była nie tyle przestraszona, ile zła, a nawet wściekła, lecz spokojnie skoncentrowana.Nie usłyszała żadnych kroków.Do jej uszu dobiegł tylko daleki wiatr, który wył w kominie i sprawiał, że gruba szklane ściany pojękiwały z cicha.Tuż pod sobą widziała bawialnię, zalaną zwykłym niebieskawym światłem księżyca.Kolejna seria kropel uderzyła o szyby Rowan usłyszała tępy odgłos, kiedy „Sweet Christine” uderzała o gumowe opony przymocowane wzdłuż mola od północy.Po cichu, stopień po stopniu, schodziła na dół, za każdym zakrętem schodów przebiegając oczami puste pokoje, aż wreszcie dotarła na parter.W domu nie było żadnego zakamarka, którego nie widziałaby z tego miejsca, z wyjątkiem łazienki znajdującej się za jej plecami.A dostrzegając tylko pustkę, gdziekolwiek spojrzała, i „Sweet Christine” kołyszącą się niezgrabnie, ruszyła ostrożnie w tamtym kierunku.Malutkie pomieszczenie było puste.Nic tu nie ruszono.Filiżanka kawy Michaela na toaletce.Zapach jego wody kolońskiej.Wyjrzawszy raz jeszcze ku frontowym pokojom, oparła się plecami o framugę drzwi.Przeraziła ją zaciekłość wiatru, który bił w szklane ściany.W przeszłości słyszała go często, jednak tylko raz był dość silny, aby zbić szybę.Podobna burza nigdy się nie zdarzyła w sierpniu.To było zawsze zimowe zjawisko, połączone z gwałtownymi deszczami, które siekały wzgórza hrabstwa Marin, zalewając ulice błotem, a czasami również zmywając domy z fundamentów.Teraz patrzyła, niejasno zafascynowana, jak bryzgająca woda opryskuje długie pomosty, pokrywając je ciemnymi plamami.Dostrzegła krople, które niby szron osiadły na przedniej szybie sterówki „Sweet Christine”.Czy to ów nagły sztorm ją oszukał? Nastawiła swe niewidoczne czujniki.Nadsłuchiwała.Poza pojękiwaniem szkła i drewna, nie usłyszała żadnego obcego dźwięku.Coś jednak było nie w porządku.Czuła czyjąś obecność.Zaś intruz nie znajdował się na piętrze, to pewne.Był w pobliżu.Obserwował ją.Ale skąd? Nie potrafiła znaleźć wyjaśnienia dla tego, co wyczuwała.Kwarcowy zegarek w kuchni wydał cichy, niemal niedosłyszalny pstryk, kiedy jedna z cyfr zmieniła się pokazując, że jest pięć po trzeciej.Kątem oka uchwyciła jakieś drgnienie.Nie odwróciła się jednak, aby się dokładnie temu przyjrzeć.Zdecydowała, że w ogóle się nie poruszy.A potem, szybko rzuciwszy okiem w lewo, dostrzegła sylwetkę mężczyzny stojącego na pokładzie po zachodniej stronie.Budowy był raczej wątłej, ciemnowłosy, o bladej twarzy.W jego postawie nie było nic ukradkowego ani wyrażającego groźbę.Stał niezrozumiale wyprostowany, z ramionami naturalnie opuszczonymi wzdłuż boków.Z pewnością nie widziała jego postaci wyraźnie.Ubranie, jakie miał na sobie, zdawało się tak nieodpowiednie, że aż niemożliwe – odświętne, o eleganckim kroju.Jej złość przybrała na sile; ogarnął ją chłodny spokój.Rozumowała natychmiast.On nie zdoła dostać się do domu przez drzwi wiodące na pomost.Nie mógł się również włamać roztrzaskując grube szyby.A jeśli ona użyje broni, co uczyniłaby z radością, przedziurawi szkło.Naturalnie on też może do niej strzelić, skoro tylko ją zobaczy.Ale dlaczego miałby to zrobić? Włamywacze chcą dostać się do środka.Poza tym była nieomal pewna, że już wcześniej ją dostrzegł, że obserwował ją od dłuższego czasu.Bardzo powoli odwróciła głowę.Niezależnie od tego, jak ciemny mógł mu się wydawać pokój, w którym stała, niewątpliwie widzi ją, a wręcz dokładnie się jej przygląda.Jego tupet rozwścieczył Rowan.Na domiar wzrosło w niej poczucie niebezpieczeństwa.Patrzyła chłodno, jak mężczyzna podchodzi do szyby.– Chodź, sukinsynu, z radością cię zabiję – wyszeptała, czując jak włosy jeżą jej się na szyi.Przez całe jej ciało przebiegł rozkoszny dreszcz.Chciała go zabić, kimkolwiek był – intruzem, szaleńcem, złodziejem.Pragnęła zmieść go z pomostu kulą kaliber 38.Albo, żeby wyrazić się jasno, jakąkolwiek mocą, którą miała do dyspozycji.Powoli, obiema rękami, uniosła pistolet.Wymierzyła prosto w niego wyciągając ramiona przed siebie.Intruz, bynajmniej nie przestraszony, nadal nie odrywał od niej wzroku i mimo cichej, zimnej jak żelazo furii, Rowan ze zdziwieniem obserwowała szczegóły jego wyglądu, te które zdołała dostrzec.Miał ciemne, kręcone włosy, ukryta w cieniu twarz była blada i szczupła, zaś w jej wyrazie dostrzegała coś smutnego i proszącego.Głowa mężczyzny obróciła się łagodnie, jakby błagał ją o coś, mówił do niej.Kim ty jesteś, na Boga? – pomyślała.Powoli dotarł do niej cały bezsens tej sytuacji, a wraz z tą świadomością przyszła zupełnie obca myśl.On nie jest tym, czym się wydaje.Patrzę na jakieś złudzenie! Ta nagła wewnętrzna odmiana przerodziła złość w podejrzliwość, a potem w lęk.Ciemne oczy tajemniczej istoty wpatrywały się w nią błagalnie Mężczyzna uniósł teraz blade dłonie i dotknął palcami szyby.Nie była w stanie poruszyć się ani odezwać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]