[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.! Może ci się zdaje, że tu mowa o jakiej marmurowej,starożytnej Greczynce.? Wcale nie! jest to królowa baletu arabskiego.Wschodnia Taglioni,młodsza i piękniejsza.Najsławniejsza kobieta w Egipcie po Kleopatrze.! O niej samej i ojej przygodach można by cały tom napisać.Ani wyrównać może jej piękności Wenus Medy-cejska.Nie będę ci jej opisywał, bo warto, żebyś sam pojechał ją zobaczyć.a spiesz się, żeby siętymczasem nie zestarzała.O dzień drogi od Esneh jest starożytne miasto Edfu.Zwiątynie starożytne, tak egipskie, jakgreckie, bożków Hara-Hata, Hathor i Haraut-Tho (Apollina, Wenery i Kupidyna).Największez nich kapitele, w kształcie palmowych liści, bardzo dobrze są zachowane.Lud tu coraz czarniejszy; skały z ciemniejszego granitu.Znać, że się zapuszczamy w głąbAfryki.Ale spieszmy do Assuan, ostatniego punktu niegdyś przez Rzymian zajmowanego, a któ-ren już jest krańcem Egiptu.Bez wątpienia jednym z najbardziej malowniczych widoków, na które oko natrafia wEgipcie, jest cały ten obręb, w którym się znajduje pierwsza katarakta.W ogólności w Egipciepodróżny ma zawsze przed sobą wspaniały widokres,.gdyż niebo zawsze ciemnobłękitne, Nilróżowy i nieścignięty okiem, a nadbrzeża jego uwieńczone w majową zieloność.Ale w Dol-nym Egipcie ten widok jest nieco jednostajnym, choć i ta jednostajność nie jest bez melan-cholicznego powabu i tak się wbija mocno w pamięć człowieka, iż na zawsze mu jest przy-tomną.Ale w tym tu miejscu daleko żywsza panorama.Trzeba sobie wyobrazić obszernąprzestrzeń wody, rozlaną w kształcie jeziora.Po lewej stronie jakby mur skalisty kolorufioletowego.Na tych fioletowych skałach odcieniają się na błękicie nieba malownicze, ciem-ne ruiny miasta Syene (Assuan), potężnego za Rzymian, w którym było wiele wspaniałychgmachów, i ta pamiętna studnia, w której 21 czerwca w południe słońce się przeglądało.Poprawej stronie tego obszaru łany złocistego piasku, skały szarawe i wioski arabskie.Przezcałą przestrzeń wodną spiczaste skały gdzieniegdzie porozsypywane, o które Nil się z szu-mem rozbija, co wyglądają jak bukiety róż białych.Za nami z tyłu spora Wyspa Słoniowa(Elephantine) zamyka krajobraz ciemną zielonością.A tuż koło nas, we środku tego rzeczne-go jeziora, maleńka wysepka File, okryta bukietami z drzew najrzadszych, pomiędzy którymibieleją kolumny marmurowe sześciu świątyń lekkiej architektury korynckiej.Ten widok o której bądz godzinie jest zachwycającym.ale aby sprawił prawdziwe wraże-nie, trzeba go widzieć wieczorem lub rano.Tu jest granica Egiptu.Dalej zaczyna się Nubia Niższa, która także należy do Mehmeda-Ali, jak i Sennar, i Kordufan.Tu zatrzymamy nasze kroki, chociaż mógłbym cię zaprowadzićjeszcze dalej i pokazać świątynie Dabod, Kalabsze, wspaniały Ipsambuł (w Nubii pod drugąkataraktą), gdzie byś zobaczył świątynie i posągi wykute w granitowej górze i z nią złączone.Tam byś zobaczył ludzi jeszcze czarniejszych, mówiących odmiennym językiem, noszącychdługie włosy, które smarują tłustością i niczym nie nakrywają, i ludzi całych nagich, z małymiróżnofarbnymi fartuszkami, z lancami, z łukami i z puklerzami.%7łeglując w dalsze jeszcze82kraje byłbyś nieraz w niebezpieczeństwie i musiałbyś się wykupywać chciwym rządcom; zo-baczyłbyś dziwne zwyczaje, co do wolności kobiet szczególnie.Usłyszałbyś tam o p r a w i e i g ł y i o k w a r t a l e w o l n o ś c i k o b i e t.Dalej jeszcze znalazłbyś się w kraju Dongolów, gdzie już nie oliwkowi, ale zupełnie czarniludzie.Ten kraj dawniej był wolnym i patriarchalnym zwyczajem wodzów obierał.Dzisiajjest pod żelaznym berłem Mehmeda-Ali.Twarze mieszkańców tego kraju, chociaż czarne, niesą spłaszczone jak niewolniczego plemienia amerykańskich Murzynów.Włosy ich nie są kę-dzierzawe, ale zupełnie takie jak nasze.Noszą brody i wąsy, są bardzo pojętni, obyczajówskromnych i przyzwoitych i mają swoje historyczne podania.Dalej.już bym ci nie służył za przewodnika.Ale i tak trzeba się wrócić, bo moja obiet-nica dokonaną.Jeszcze przelecim wstecz z biegiem Nilu aż do Keneh; zwiedzimy po prawej stronie ko-palnie granitu, które dostarczały materiałów na wybudowanie tych wszystkich gmachów.Znajdziem tam wyryte nazwiska tych królów, którzy z nich czerpali.Nazwiska, które samprzeczytasz (bo ja się nie podejmuję tłumaczyć hieroglifów), a potem pozdrowim Safię, po-zdrowim Luksor, pozdrowim Keneh i wsiadłszy na grzbiet wielbłądów udamy się z karawaną,jadącą do Mekki przez Koser, nad brzeg Morza Czerwonego, tej miedzy przedzielającej Azjęod Afryki.Pustynia.! Pustynia.! I przez dni cztery tylko niebo i pustynia! I ranna rosa, co nas łudzi,co nam pokazuje i drzewa, i kwiaty, i jeziora, i zaczarowane pałace, a potem znika.I znowutylko pustynia.! Piękny i wspaniały to widok, ale dla jednego i samotnego człowieka smutnyi straszny!W nocy rozkładają szerokie ognie, około których spoczywają wielbłądy, a Araby opowia-dają powieści.Księżyc smętną białością oświeca ten olbrzymi obszar i tę garstkę żyjącychistot.Z daleka słychać wycie szakali lub dziki ryk tygrysa.Wśród dnia upał zabijający.Szczęście nasze, żeśmy już trochę przywykli do afrykańskiegosłońca i że mamy na głowie białe, gęste zawoje.Karawana nasza liczna.brzęczą wdzięcznie dzwonki jej wielbłądów i dromaderów.alebądzmy na ostrożności.! gdyż ci wszyscy, z którymi jedziemy, są zagorzałymi mahometani-nami.Raczej nie gadajmy do siebie europejskim językiem, odmawiajmy, tak jak oni, pięć razy nadzień modlitwy, a że nasze twarze spalone słońcem i nosim dobrze strój wschodni, wezmąnas może za mieszkańców Syrii.Bo choć mamy firman wicekróla w kieszeni, moglibyśmy się nabawić biedy, bo tu pusty-nia!Nasze dromadery i wielbłądy kołyszą nas jednostajnie, jak morskie fale poważny okręt lubniańka dziecko w kolebce.Ponad głowami naszymi przelatują olbrzymie orły; spod naszychnóg wymykają się lotne gazele.To są tych stron mieszkańcy.! Gdzieniegdzie mignie się biały bernus Beduina lub jegowyniosła dzida.Ale i my też mamy Beduinów z sobą, a myśmy h a d ż i (pielgrzymi).Będąmieć dla nas poszanowanie.Jakie szczęście, że wody dostateczny zapas! Bez niej okropna śmierć w pustyni.! bo pra-gnienie nieustanne!Otóż już widać niebieskie Morze Czerwone i smutne miasto Koser.Stąd odpływają doMekki, do Indiów Wschodnich, do Arabii, do Suez.W tutejszym porcie mnóstwo arabskichstatków, płaskich jak tratwy, a które przepływają jednak przez tę burzliwą przestrzeń.Wiele znich przecież już nigdy do portu nie wraca.A Araby, ufne w przeznaczenie, nie uwierzą, żesię topią; chyba wtedy, gdy są już na dnie.83Tędy także od niezbyt dawnego czasu przewozi statek parowy angielski z Suez do Bombajsię udających.Dziwne to zjawisko! statek parowy na morzu Mojżeszów i faraonów.!Gdzież teraz poniesiem nasze kroki.? Udamyż się w pielgrzymkę do Mekki.? Ale zapo-wiadam, że się trzeba wprzódy ochrzcić na Turka.!Może się wrócim przez Suez do zielone-go Kairu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]