[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz był złośliwy i zuchwały.Jego osobowość uległa radykal-nej zmianie.Esk doszedł do wniosku, że nie napije się z tego zródła.Wracał powoli ścieżką, roz-glądając się za inną trasą.Wypróbował trzy dobrze utrzymane ścieżki i każda prowadziła go donikąd.Czas tozmienić.A może wypróbować ukrytą, odległą ścieżkę?Niemal ją minął.Zcieżka była tak niepozorna, że dosłownie gubili się w gąszczu.Może to wcale nie była ścieżka.Postanowił jednak spróbować.Ostrożnie wszedł nanią.Perspektywa zmieniła się jeszcze raz i ścieżka stała się lepiej widoczna.Była jednakw kiepskim stanie i tak poskręcana, że miejscami wydawało się, iż zatacza koła.Krza-ki wrastały w nią, a kamienie wystawały.Musiał uważać na każdy swój krok.Czy byłatego warta?Zdecydował, że tak.Poza tym, jeżeli nikt nie używał ostatnio tej ścieżki, to nie byłaona prawdopodobnie wykorzystywana przez jakiegoś potwora do złego snu.Trudno127o bezpieczniejszą.Posuwał się do przodu z rosnącą pewnością siebie.Wtedy nagle zobaczył ludzki szkielet.Leżał w poprzek drogi, czaszka z jednej strony,kości nóg z drugiej strony.Nie pozostał na nim ani kawałek ciała.Esk westchnął.Ta ścieżka również nie jest bezpieczna.Ten biedny człowiek.Trąciłkość miednicy czubkiem buta.Szkielet poruszył się.Esk odskoczył, chociaż wiedział, że to on spowodował, iż kościuniosły się i opadły.Przecież kości nie mogą poruszać się samodzielnie.Szkielet obrócił się i usiadł.Esk w strachu zrejterował.On się porusza!Szkielet wstał, ale jakoś niepewnie. W porządku! krzyknął Esk. Opuszczam twoją ścieżkę.Nie chcę walczyćz następnym złym snem!Czaszka obróciła się na kościanej szyi i skierowała na niego puste oczodoły. Szukałeś mnie? zapytała kościana szczęka. Znalazłem cię i teraz opuszczam zgodził się Esk. Naprawdę nie szukam kło-potów, rozglądam się tylko za drogą wyjścia.Nie musisz mnie ścigać. Chce pójść z tobą, bardzo proszę mówiła czaszka, poruszając dolną szczęką.Esk nie rozumiał, jak można mówić bez ciała wprowadzającego powietrze, ale takbyło. Pójść ze mną? powtórzył bezmyślnie Esk. Po co? %7łebym nie zgubił się więcej. Zgubiłeś się? A ja myślałem, że jesteś martwy! Nie.Zgubiłem się powtórzył stanowczo szkielet. To jest zgubna Zcieżka Za-tracenia. Jak ścieżka może się zgubić? Kiedy nikt jej nie odnajduje odparł szkielet. Proszę cię.Muszę znalezć po-wrotną drogę do Nawiedzanego Ogrodu, ale nie mogę sam się odgubić.Wez mnie zarękę i pomóż się odnalezć.Początkowy strach przed szkieletem zaczął zanikać.Przecież to było miejsce złychsnów, a szkielet nie był gorszy od innych. Ale ja też jestem zgubiony. Nie.Widzę, że jesteś śmiertelnym stworzeniem.Musisz zaglądać w tej chwili dodziurki. Taak potwierdził Esk. Spadłem, a moje oko znalazło się naprzeciw tykwy.Próbuję odszukać nocną marę, żeby wyniosła wiadomość na zewnątrz i żeby linia łą-cząca moje oko z tykwą mogła zostać przerwana.Dopóki to nie nastąpi, będę tkwił tu-taj. Tak, ty jesteś jedynie czasowo uwięziony, ale ja jestem zgubiony właściwie.Dlate-128go muszę błagać cię o pomoc.Jeżeli mnie nie odgubisz, nigdy nie będę mógł odzyskaćswojej pozycji. Twojej pozycji? Jestem częścią zespołu szkieletów z Ogrodu sąsiadującego z Nawiedzanym Do-mostwem.Pewien straszny ogr przeszedł przez niego i. To był mój ojciec! wykrzyknął Esk, przypominając sobie opowiadanie Sma-sha.Szkielet odsunął się od niego przestraszony. O nie! Sądziłem, że możesz być moim wybawcą! Poczekaj, szkielecie powiedział szybko Esk. Myślę, że jeżeli mój ojciec byłprzyczyną twojego zgubienia, ja powinienem sprawić, żebyś się odnalazł.Jak się nazy-wasz? Kościej Marrow odparł szkielet. Ja mam na imię Esk.Trochę się ociągając, wyciągnął rękę.Szkielet chwycił ją. Och, dziękuję ci Esk! Ja też ci pomogę! Jestem zgubiony, ale wiem coś o otoczeniu.Jeżeli istnieje jakaś droga, mogę być użyteczny. Myślę, że już mi pomogłeś powiedział Esk, wyciągając dłoń z kościstego uści-sku, ale nie za szybko, żeby nie urazić szkieletu. Szukam nawiedzonego, hmm, zespo-łu, ponieważ ojciec wspomniał mi o tym.Jeśli możesz go odnalezć, to może idąc tą tra-są dotrę do pastwiska nocnych mar. To z pewnością jest możliwe! powiedział Marrow z kościanym entuzjazmem. Nie mogę pokazać ci drogi, ponieważ jestem zgubiony, ale mogę powiedzieć cio wszystkim.Jestem pewien, że moi kumple też posiadają te informacje. Dobrze, ruszajmy więc.Szkielet jednak znowu oklapł. Musisz wziąć mnie za rękę.Ja sam nie mogę się odgubić.Esk znowu wziął go zarękę, rozumiejąc, że musi się poddać dziwnym regułom tego miejsca.Kości były jednaktwarde i suche, a nie oślizłe, jak się obawiał. Czy znasz właściwy kierunek? Niestety, nie odparł Marrow. Wtedy, kiedy ogr zaczął rozrzucać kości niezamierzam cię urazić uciekłem i straciłem orientację.Próbowałem znalezć drogę po-wrotną, ale przez przypadek wdepnąłem na tę ścieżkę i to wszystko.Od tego czasu po-zostaję zgubiony.W końcu położyłem się na drodze, żeby dać odpocząć swoim zmęczo-nym kościom i wtedy ty nadszedłeś. Kiedy znalazłeś się na ścieżce, nie powinna być już zgubiona powiedział Esk. To nie jest tak.Kiedy raz się na niej znalazłem, stałem się jej częścią, ponieważ jajej nie znalazłem.Przypadkowo ją spotkałem. Nie jestem pewien, czy ja zrobiłem to lepiej.Próbowałem trzech innych ścieżek129i wszystkie były złe, więc rozejrzałem się za niepodobną do tamtych. I znalazłeś ją! krzyknął Marrow. Nie jesteś więc zgubiony.Mimo że nie mo-żesz bezpośrednio uciec z tego świata, możesz znalezć drogę wyjścia z tej ścieżki. Jesteś pewien? Nie przyznał Marrow.Esk wzruszył ramionami.Te hipotezy były tak samo dobre, jak inne.Wolał też wie-rzyć w szansę ucieczki stąd niż w brak jakiejkolwiek szansy.Dżungla rozrzedziła się, bardziej przypominała teraz las.To była ulga.Esk czuł sięw lesie jak w domu.Może znajdzie drogę wyjścia.Gdyby doprowadził Marrowa doogrodu chodzących szkieletów i gdyby któryś z nich wiedział, jak dojść do pastwiskanocnych mar.Coś posuwało się skokami po ścieżce.Esk przestraszył się.To przypominało mun-dańskiego jelenia, ale było jasnoczerwone. Co to jest? To tylko sarna powiedział Marrow. Czy widziałeś ten kolor? Tak.To dlatego nie byłem pewien, co to jest. Sarny są czerwone powiedział Marrow. Myślałem, że każdy to wie. Tak się składa, że ja jestem tutaj obcy stwierdził krótko Esk.Napotkali zasadzoną w doniczce roślinę.Była jasnoniebieska, a na końcach łodyżekmiała wypukłości.Kiedy się zbliżyli, uniosła ostrzegawczo te gałki.Nie było wątpliwo-ści, że zamierzała nimi uderzyć każdego, kto podejdzie za blisko. Co to jest? Fiołek powiedział Marrow. Nie zauważyłeś koloru? Tak, widziałem odparł zirytowany Esk. Sarny są czerwone, fiołki niebieskie. Myślę, że on to ma! wykrzyknął Marrow. Z kim ty rozmawiałeś? Z fiołkiem, oczywiście.Nie słyszałeś? Myślę, że nie umiem mówić miejscowym dialektem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]