[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A tym bardziej o tym, co usiłuje robić.Skąd więc nagłe zainteresowanie druida tak żałosną postacią? Przecież nie stanowi żadnej konkurencji.Ani zagrożenia.Opat, jak wielu zresztą jemu podobnych, święcie wierzył w istnienie magii.Wyłącznie tej złej, destrukcyjnej.Miał jednak małe szansę na zetknięcie się z kimkolwiek, kto przejawiałby choćby blade pojęcie o używaniu mocy.Z prostej przyczyny, nikt taki nie zechciałby nawet z nim porozmawiać, nie miałby o czym.Jednak w przekonaniu opata zła, czarna magia i jej wyznawcy czyhali za każdym węgłem, w każdym ciemnym kącie.Odpowiedzialna za większość zła, które działo się na świecie.I prawie całe zło w jego najbliższym otoczeniu.Walczył z tym złem ze wszystkich sił i nawet odnosił sukcesy.Przy dużym udziale swego osobistego mistrza katowskiego, doświadczonego i cenionego fachowca.Lecz nawet świątobliwe osoby muszą czasem zniżyć się do kontaktów ze złem.W ogólnym, szeroko pojętym interesie.Opat nie sądził, by było w tym coś bardzo nagannego.Przecież zło, użyte w celu uzyskania dobrych celów działa samo przeciw sobie.Jest, można to tak nazwać, oszukane i wykorzystane.A gdy spełni już swe zadanie, to zawsze można z nim później postąpić w zwykły sposób.Przecież nawet sam dobry Bóg, który jest miłością, kochający wszystkich, ze szczególnym uwzględnieniem grzeszników, rzecz jasna nawróconych, nie zajmuje się osobiście karaniem potępionych w piekle.Od tego jest szatan, któremu Bóg powierzył kierowanie tym zajęciem.Teraz też sprawa była prosta i czysta, choć na mniejszą, rzecz jasna, skalę.Otóż wojsko szło walczyć z pogaństwem, wykorzeniać zabobony, unicestwiać bluźnierców.Którzy to bluźniercy, jak wiadomo, mają zło na swych usługach.W związku z tym należy wojsko wesprzeć.Wesprzeć wiarą, prawdziwą wiarą.A na wszelki wypadek wysłać z wojskiem kogoś, kto także umie posługiwać się złem.Kto zna to zło, potrafi z nim walczyć.Opat spodziewał się, że będzie to miało zbawienny wpływ na morale.Problemem było znalezienie kogoś takiego.Wszyscy, którymi aktualnie dysponował w swoich lochach, a którzy niewątpliwie mieli konszachty z magią – sami się przecież przyznali – nie nadawali się już do użytku.Przyznawali się na ogół późno, na tyle wcześnie, by próbować ocalić ich dusze, lecz dla ziemskiej powłoki nie było już zwykle nadziei.Został jeden.Copperfield.Także niewątpliwie winny, jak sam zeznał, był magiem siódmego wtajemniczenia, cokolwiek by to znaczyło.Uczynił to na tyle szybko, że nie zdążył doznać większych uszkodzeń.Tak naprawdę wystarczyło, by kat zaszczekał swymi narzędziami w blaszanej miednicy.Copperfield wyznał nie tylko, jaki ma stopień wtajemniczenia.Ku rozczarowaniu kata, cenionego fachowca, rozgadał się tak, że pisarz nie nadążał notować.Opat, gdy odczytano mu zeznania, rozpromienił się.Jeszcze bardziej ucieszył się, gdy zobaczył, że gadatliwy magik jest cały i zdrowy.Pomijając paskudnie podbite oko, co było dziełem zawiedzionego kata, który podchodził do swego zajęcia bardzo serio i sumiennie.Opat nie wiedział, że z Copperfielda magik był żaden.Nigdy nie udało mu się zaczarować nawet muchy.Co nie znaczy, że się nie starał.Miał za to odpowiednią prezencję.I był posłuszny.Gdy opat pokazał Copperfielda szeryfowi, ten skrzywił się tylko.Na pierwszy rzut oka poczuł antypatię do tego chuderlawego człowieczka o rozbieganych oczach.Znając jednak metody swego brata postanowił nie osądzać go zbyt surowo, tym bardziej, że fioletowy siniak pod okiem zdążył wprawdzie zżółknąć, ale nie zniknąć.W jednym opat się nie mylił.Obecność czarodzieja, jak kazał nazywać się Copperfield w widoczny sposób podniosła na duchu zbrojnych.Ucichły powtarzane uporczywie czarne przepowiednie co do losu wyprawy w czeluściach puszczy.Puszczy, w której ostatnio coraz częściej pojawiały się dziwne stwory i inne paskudztwa.Copperfield widząc to zhardział, zaczął nosić się sztywno i z godnością.Zbrojni odnosili się do niego z lękiem i szacunkiem.Nielicznym, bezczelnym ciekawskim, którzy pytali go o podbite oko, wyjaśniał dystyngowanie, że to z przyczyny godnego pożałowania wypadku, do jakiego doszło podczas rzucania wyjątkowo skomplikowanego zaklęcia.Do wypadku zaś doszło z powodu niedbalstwa, wyjaśniał dalej, spoglądając groźnie na chuderlawego chłopczynę o wyglądzie kretyna, swego pomocnika.Chuderlawy chłopczyna nie odpowiadał, od czasu, gdy wraz z pryncypałem wypuszczono go z lochu, konsekwentnie udawał niemowę.Copperfield spełniał więc swe zadanie.Kręcił się po zamku i obozach, robiąc wyniosłą minę i dobre wrażenie.Wziął udział w kilku wyprawach, jeszcze latem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]