[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czarownik złapał długi nóż, skoczył ku niemu i chwycił go za włosy. Zamknij się, szakalu! krzyknął przystawiając mu ostrze do gardła.Elryk wiedział jednak, że ten desperacki plan jest ostatnią nadzieją, więc szep-tał dalej.Modlił się, aby pragnienie powolnej zemsty przeważyło w myślach The-leb K aarna, nad możliwością natychmiastowego zabicia jeńca.39Czarownik zaklął starając się otworzyć mu usta. Na początek utnę ci ten przeklęty język!Elryk ugryzł go w rękę.Poczuł krew czarownika i wypluł ją. Na Chardrosa! wrzasnął Theleb K aarn. Gdybym nie poprzysiągłsobie, że twoja śmierć trwać będzie miesiącami.W szeregach Kelmainów rozległ się hałas.Był to jęk zaskoczenia wypływają-cy z setek gardzieli.Theleb K aarn odwrócił się i gwizdnął.Czarny kształt przemieszczał się w powietrzu.Był to miecz runiczny.Elrykzawołał go głośno: Do mnie, Zwiastunie Burzy!Czarownik popchnął Elryka i uciekł między szeregi Hordy. Zwiastunie Burzy!Miecz wisiał teraz nad Melnibonaninem.Kelmainowie jeszcze raz krzyknęli na widok czegoś podnoszącego się znadmurów Kaneloon.Przerażony Theleb K aarn wyjąkał do Umbdy: Książę! Przygotuj swoich ludzi do ataku! Czuję, że jesteśmy w niebezpie-czeństwie.Umbda nie zrozumiał i czarownik musiał powtórzyć mu swoje słowa w językuKelmainów. Nie pozwólcie odzyskać mu miecza! dodał.Zaczął wrzeszczeć w mo-wie Kelmainów i wielu wojowników opuściło szeregi starając się złapać runicznymiecz.Zwiastun Burzy przeciwstawił się im i wszyscy zginęli.Już nikt więcej niemiał odwagi podejść do niego.Miecz powoli zbliżał się do Elryka. Elryku! krzyknął Theleb K aarn. Jeśli mi umkniesz, to i tak cię od-najdę. A jeśli to ty mnie umkniesz odparł Melnibonanin też bądz pewien,że cię odnajdę.Rzecz, która opuściła zamek, wykonana była ze srebrnych i złotych piór.Szy-bowała przez chwilę wysoko nad Hordą z Kelmain, po czym skierowała się kuniej.Elryk, mimo iż nie widział jej dokładnie, wiedział, czym jest.Dlatego we-zwał Zwiastuna Burzy.Był pewien, że to Moonglum dosiada wielkiego metalo-wego ptaka i że będzie się starał uratować go. Nie pozwólcie mu wylądować! darł się Theleb K aarn. On przybyłna pomoc albinosowi!Ale Kelmainowie nie zrozumieli go.Pod rozkazami swego wodza szykowalisię do ataku na Kaneloon.Theleb K aara na próżno powtarzał instrukcję w ichjęzyku.Widać było, że nie ufali mu i nie rozumieli, dlaczego przejmuje się sa-motnym człowiekiem i metalowym ptakiem.Nic nie mogło zatrzymać ich machinwojennych, ani człowiek, ani latający dziwoląg.40Tymczasem miecz przeciął więzy Elryka i ułożył się w jego dłoni.Albinos byłwolny, ale Kelmainowie, mimo że nie zwracali na niego uwagi jak Theleb K aarn,nie mieli zamiaru pozwolić mu ucięć.Teraz, gdy miecz nie latał już za sprawąmagii, ale leżał w ręku człowieka, ich strach trochę się zmniejszył.Książę Umbda wydał jakiś rozkaz.Kohorta wojowników rzuciła się w kie-runku Elryka.Nie zaatakował ich, bowiem postanowił bronić się do czasu, gdyMoonglum przyleci mu na pomoc.Ptak był jeszcze dosyć daleko i wydawało się,że lata dookoła armii, a nie interesuje się albinosem.Czyżby się pomylił?Odparował wiele ciosów trzymając Kelmainów na dystans.Teraz ptak ze sre-bra i złota znajdował się prawie poza zasięgiem jego wzroku.Ale gdzie był Theleb K aarn? Elryk starał się dostrzec go, lecz czarownikmusiał już być gdzieś daleko, pomiędzy wojownikami.Elryk przeciął gardło jednemu z żołnierzy o złocistej skórze i nowa siła na-płynęła do jego żył.Odciął ramię kolejnemu napastnikowi.Jasne jednak było, żejeśli ptak nie przyleci mu na pomoc, to tej walki albinos nie wygra.Srebrno-złoty rumak zmienił kierunek lotu i wydawało się, że zmierza ku Ka-neloon.Czyżby na rozkazy swojej śpiącej pani? A może po prostu nie chciał słu-chać rozkazów Moongluma?Poprzez zakrwawiony śnieg Elryk cofał się powoli ku stosowi trupów.Nadalwalczył, lecz bez większej nadziei.Ptak minął go daleko po lewej stronie.Z gorz-ką ironią albinos pomyślał, że zupełnie pomylił się co do ptaka wzbijającego sięponad Kaneloon.Wołając miecz przyspieszył tylko śmierć swoją, Myshelli i Mo-ongluma.Kaneloon było zgubione, tak samo jak Lormyr i wszystkie inne Młode Króle-stwa.On, Elryk, zresztą też.Wtedy jakiś cień ukazał się nad walczącymi.Kelmainowie, gdy usłyszeli nadgłowami wielki hałas, uciekli w popłochu.Elryk, podniesiony na duchu, rozpo-znał odgłos metalowych skrzydeł.Na ptaku siedziała Myshella, nie Moonglum.Patrzyła na niego, a jej włosy powiewały na wietrze. Szybko, Elryku! Zanim wrócą!Albinos schował miecz do pochwy i wskoczył na siodło za czarownicą z Ka-neloon.Wzbili się w powietrze, a strzały świstały koło ich głów i odbijały się odmetalowych skrzydeł ptaka. Jeszcze raz polecimy wokół ich armii, potem wrócimy do zaniku powie-działa Myshella. Twoje czary i Nanorion pokonały zaklęcie Theleb K aarna,ale zabrało to więcej czasu, niż przypuszczaliśmy.Popatrz, Książę Umbda wła-śnie wydał rozkaz do ataku, a Moonglum jest w zamku zupełnie sam. Dlaczego zatem latamy dookoła armii Umbdy? Zobaczysz, przynajmniej taką mam nadzieję.Myshella zaczęła wypowiadać zaklęcia.Był to dziwny śpiew, w języku, którymiał coś wspólnego ze Szlachetną Mową Melnibon.Różnił się jednak od niej41na tyle, że Elryk nie rozumiał większości słów, zwłaszcza iż Myshella dziwnie jeakcentowała.Tak więc latali nad Hordą z Kelmain, która ustawiała się w szyku bojowym.Umbda i Theleb K aarn ustalili już widocznie plan ataku.Potem wielki ptak powrócił do zamku.Moonglum z pociemniałą twarzą rzu-cił się im na spotkanie.Wszyscy odwrócili się i zobaczyli, że Kelmainowie jużmaszerują. Co zrobiłaś. zaczął Elryk, ale Myshella uciszyła go gestem ręki. Być może nic.Być może moja magia okaże się nieskuteczna.Wysypałamwokół armii zawartość sakwy, którą mi przywiozłeś.Obserwuj. A jeśli czary nie zadziałają. mruknął Moonglum, lecz zaraz przerwałstarając się zobaczyć, co dzieje się w ciemnościach. Co to?Z wyrazem iście wampirycznego zadowolenia na twarzy Myshella odpowie-działa: Płynący Węzeł Ciała.Na śniegu coś rosło, coś różowego i trzęsącego się.Było olbrzymie.Pośródkrzyków ludzi i rżenia koni otoczyło Hordę z Kelmain.Wyglądało jak mięso, alebyło tak wielkie, iż Horda została już nim w części zakryta.Pózniej rozległy sięwrzaski bólu i rozpaczy.Ani jeden jezdziec nie uciekł z Płynącego Węzła Ciała.Substancja zaczęła miażdżyć Kelmainów i Elryk usłyszał najstraszliwszy dzwiękw swoim życiu.Był to krzyk.Głos tysięcy ludzi pogrążonych w tym samym strachu, skaza-nych na tą samą śmierć.Jęk rozpaczy i przerażenia, tak silny, iż zaczęły od niegowibrować mury Kaneloon. To nie jest śmierć godna wojowników powiedział Moonglum odwraca-jąc się. Ale to była jedyna broń, jaką mieliśmy odparła Myshella. Miałam jąod wielu lat, ale użyłam po raz pierwszy. Spośród nich tylko Theleb K aarn zasłużył sobie na taki los powiedziałElryk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]