[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zosiu, jakie plamy?- Sine - powiedziała Zosia posępnie.- Sine - powtórzyłam do słuchawki.- Przestań zadawać głupie pytania, podobno nie masz czasu.Dzwoń po policję i wracaj zaraz do tej czerwonej oberży!- Rany boskie - powiedziała Alicja rozpaczliwie i rozłączyła się.Przygnębiona i do ostateczności wyczerpana Zosia wstała z fotela, zgasiła papierosa i natychmiast zapaliła następnego.- Śniadanie jest gotowe - powiedziała tragicznie.- Nie wiem jak wy, ale ja chyba nic do ust nie wezmę.Zawahałam się.- Ja bym wzięła, bo od pracy na świeżym powietrzu nabieram apetytu, ale nie wiem, czy Paweł nie ma racji z tym kotem.Paweł!Paweł w zadumie rozkopywał grobowiec na środku.Sypnął na taczki następną łopatę ziemi, oparł się na trzonku i spojrzał na mnie pytająco.- Nie ma tam gdzie tego kota? Bo może byśmy zjedli śniadanie?Paweł rozejrzał się, pokręcił przecząco głową, wbił łopatę w ziemię i ruszył w kierunku domu.- Szczury - powiedział wchodząc.- To są niesympatyczne zwierzęta.- Gdzie są szczury?! - spytała Zosia, odwracając się gwałtownie.- Jeżeli jeszcze okaże się, że tu są szczury, to ja się bezwzględnie wyprowadzam!- Sprzedają w klatkach białe myszki - powiedziałam, od razu zrozumiawszy, o co chodzi Pawłowi.- Edek i tak nie żyje, więc na białe myszki możemy sobie pozwalać.Też dobre.- Białych myszek mi szkoda - odparł Paweł stanowczo.- Kiedyś hodowałem.Można się z nimi zaprzyjaźnić.- Czy wyście oszaleli? - spytała Zosia w panice.- Nie, rozważamy możliwość wydostania skądś zwierząt doświadczalnych.Zjedlibyśmy śniadanie, ale po sprawdzeniu, w jakim stopniu jest jadalne.- Ale mnie się wydaje, że tu coś jest - ciągnął Paweł, siadając przy stole.- W chlebie i margarynie chyba nic nie ma.? W tym grobie jest nora i możliwe, że tam jest szczur albo łasica, albo coś takiego.Zamierzam się do tego dokopać i złapać.W większym też jest dziura, która mi wygląda na norę.Można by to złapać i karmić.- Nie wiadomo, jak długo by wyżyło - powiedziałam złowieszczo.- Może lepiej jedzmy na wszelki wypadek tylko takie pewne rzeczy.Co sama otwierałaś i w jakim to było stanie?Zosia ocknęła się z ponurego zamyślenia.- Co? Nie wiem.Nic nie otwierałam.Po namyśle zdecydowaliśmy się na nie napoczętą pastę rybną i sałatkę.Od oglądania obu tych artykułów przez lupę filatelistyczną oderwał mnie telefon.Oddałam lupę Pawłowi, który jął śledzić powierzchnię sałatki centymetr po centymetrze, i podniosłam słuchawkę, bo Zosia odżegnała się od rozmów telefonicznych stanowczym gestem.- Słuchaj - powiedziała w telefonie Anita z wyraęnym przejćciem - przyszůo mi na myúl, ýe chyba teraz w Aller¸d bćdzie straszyůo.Jak myúlisz?Pomyślałam sobie, że ona jest chyba rzeczywiście konkursowe lekkomyślna i nadludzko odporna na wstrząsy.- Moim zdaniem już straszy, i to całkiem porządnie - odparłam ponuro.- Co ty powiesz? Jak straszy? A w ogóle co słychać?- Słychać niewiele, gorzej z widokami.Mamy nowe zwłoki.- Nie żartuj! Gdzie?!- Tu obok, w pokoju, koło atelier.- No proszę! Ta Alicja ma tam jednak straszny nieporządek, wszędzie jakieś zwłoki, to w ogródku, to w pokoju.A kto tym razem?- Dwie osoby.Słyszałaś o nich, Włodzio i Marianne.- Jak to?! Równocześnie?!- Łeb w łeb.- Co za rozrzutność! I jak się czujecie?- Średnio.Powoli zaczynamy przywykać.- Pewnie, do wszystkiego można się przyzwyczaić.Czy w tym bałaganie Alicja w ogóle może coś znaleźć?- Przeciwnie, gubi następne.- I tego listu, którego szukała, też nie znalazła?- No przecież ci mówię, że nie.Zgubiła nowy.Możliwe, że znajdzie tamten, jak będzie szukała tego.- Ale korzyść z tego może być - powiedziała Anita z wyraźnym ożywieniem.- Bo ja nie dokończyłam myśli.Jeśli będzie straszyło, to ona może brać za wstęp.Niedrogo, po pięć koron od głowy, a za nocleg, na przykład, piętnaście.Bez pościeli.Mimo woli zastanowiłam się nad tym.- Wiesz, że to jest niegłupie.W razie gdyby straszyło w ogródku, może tylko wpuszczać na noc do środka bez dodatkowych zachodów.Tylko trzeba będzie porządniej ogrodzić, żeby nie wchodzili na gapę przez tę dziurę w żywopłocie.Na razie po ogródku plącze się morderca.- Jak to?Opowiedziałam jej pokrótce o wczorajszych spostrzeżeniach Pawła.Anita się bardzo zainteresowała.- I co? Nie rozpoznał go? Nie zauważył czegoś charakterystycznego? Ta młodzież teraz jest do niczego.Same niedojdy! Nie wiem, czy wiesz, że my chyba o tym napiszemy obszerniej.Ja tu mam artykuł.Zaniepokoiłam się.Anita pracowała jako sekretarz redakcji jednej z największych kopenhaskich gazet.Nie byłam pewna, czy Alicji zależy na rozgłosie.- Słuchaj, wstrzymaj się z tym.Alicja może mieć pretensje.A jeśli nie możesz, to przynajmniej dopilnuj, żeby nie wymieniali nazwisk i szczegółów.- Spróbuję - obiecała Anita.- Zrobię, co się da.Ale za to rezerwuję dla nas wszystkie świeże wiadomości.Nie udzielajcie żadnych wywiadów nikomu!Zapewniłam ją, że będziemy milczeć jak zmurszałe głazy, i odłożyłam słuchawkę.Paweł zakończył badanie artykułów spożywczych przez lupę, uznał je za jadalne i na wszelki wypadek skoczył do sklepu po nowe mleko, bo wczorajsze było otwarte.Kupioną przez niego kawę uznaliśmy za nieszkodliwą, zważywszy, że piliśmy ją wczoraj i jeszcze żyjemy.Nowy wstrząs pozbawił apetytu tylko Zosię, Paweł Włodzia nie lubił, a Marianne właściwie nie dostrzegał, ja zaś prawie nie znałam ich obydwojga.Trzeźwo stwierdziłam, że gdybyśmy mieli tracić apetyt przy każdym zbrodniczym zamachu, wkrótce zapewne zaczęłaby nam grozić śmierć głodowa.Alicja przyjechała samochodem razem z panem Muldgaardem, okropnie zdenerwowana i pełna wyrzutów sumienia, że chociaż raz nie przyznała Włodziowi za życia racji w kwestii guzików.Tuż przed nimi przyjechało pogotowie, które wezwała na wszelki wypadek w trakcie oczekiwania na samochód policji.Lekarz policyjny i lekarz pogotowia, wśród wzajemnych uprzejmości, przystąpili do badania.Byliśmy wszyscy tak głęboko przekonani, że tym razem mordercy udało się lepiej i Włodzio z Marianne definitywnie padli ofiarą jego uporu, że nagłe ożywienie obu eskulapów wstrząsnęło nami nie mniej niż łypnięcie Kazia.- Żyją!!! - wrzasnęła Alicja ze łzami szczęścia w oczach.- Słuchajcie, oni żyją!!! Dadzą się odratować!!! To samo co z Kaziem!!!Ulga, jakiej doznaliśmy, pozwoliła nam dopiero teraz ocenić ogrom panującego dotychczas przygnębienia.- Nie do wiary - jęknęła w radosnym oszołomieniu Zosia.- A tak wyglądali.! Do głowy by mi nie przyszło!- Cud! - oznajmiłam pobożnie.- Jaki tam cud, ten morderca to jakiś idiota, on nie ma pojęcia o truciznach - zawyrokował Paweł.- Co to był za kretyński pomysł od razu mówić, że nie żyją! Trzeba było najpierw dzwonić do pogotowia, a potem do mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]