[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziób składaka wyłonił się z mroku znienacka, kiwał się i drgałlekko, rufa tkwiła głęboko w trzcinach.Okrętka zsunęła się z materaca do wo-dy, chwyciła ręką wystający dziób i wlazła do środka.Tereska oddała jej latarkę,sięgnęła po zwisający ze składaka sznurek, przywiązała do niego przytomnie obamaterace i poszła za jej przykładem.Znalazłszy się wreszcie we wnętrzu składaka odetchnęły z ulgą.Już im niemógł uciec.Czuły lekkie szarpanie, koniec wędki wyginał się mocno, owo cośna haczyku znajdowało się daleko w trzcinach i trzymało je niejako na uwięzi.113Myśl o ucięciu żyłki nawet nie zaświtała Teresce w głowie, zdecydowana była nanajtrudniejsze akrobacje, żeby tylko wyciągnąć to coś, będące zapewne rybą. Jeśli to węgorz oznajmiła ponuro to od razu możemy się z nim poże-gnać.Nie mamy go w co włożyć, a luzem na pewno go nie utrzymam.O poderwaniu wędki w ogóle nie było mowy, żyłka oplatała się dokładnie wo-kół kępy szuwarów.Można się było jednak do niej przybliżyć, po czym wreszciedosięgnąć. Gdybym miała nóż, ucięłabym te trzciny powiedziała Tereska z pasją.Jeszcze trochę, a dostałabym się do drania. Mamy nóż przerwała przejęta Okrętka. Ten do patroszenia ryb, wła-śnie na nim usiadłam.Zaciskając zęby, pełna emocji, świeciła latarką, kiedy Tereska szamotała sięz czymś opornym, leżąc niemal na rufie.To była ryba.Nie węgorz, jakaś inna,olbrzymia, potworna, prawdopodobnie rekin albo zgoła wieloryb.Zaplątała siębardzo płytko, Tereska czuła ją prawie pod ręką, ale nie mogła ruszyć, bo cośprzeszkadzało.Przyszła jej do głowy szczęśliwa myśl, ciachnęła nożem trzcinyponiżej żyłki i po następnych paru minutach galerniczych wysiłków kłąb trzcin,jakieś korzenie, kawał patyka, reszta żyłki i wieloryb wylądowały razem w skła-daku, splątane na mur.Okrętka wrzasnęła, kiedy nagle spadło jej to na nogi. Szczupak! wykrzyknęła Tereska. Boże, jaki wspaniały!!Szczupak był imponujący, miał blisko pół metra długości.Holowanie składakawidocznie wyczerpało go nieco, bo nie wyskoczył i nie uciekł od razu.Miotał siępo dnie razem z żyłką i zielskiem, utrudniając i tak już niełatwą sytuację. Przytrzymaj go jakoś zażądała Tereska. Usiądz na nim albo co, bomuszę wyplątać resztę żyłki.W ogóle nie rozumiem, jakim cudem się złapał, tonie pora na niego.Widocznie cierpiał na bezsenność.I poświeć mi, i w ogólecofnijmy się, ona jest chyba z drugiej strony.Wycięcie większości trzcin wokół składaka zdecydowanie pomogło, żyłka da-ła się wreszcie uwolnić.W środku znajdowało się coraz więcej śmieci, a światłolatarki zaczęło odrobinę blednąc. Bateria wysiada zawiadomiła Okrętka. Co robimy?Zasapana Tereska otarła pot z czoła. Nie mam pojęcia.Spróbujmy tu gdzieś wylądować, póki jeszcze świeci.Muszę z tym wszystkim zrobić jakiś porządek, bo nie mam miejsca na nogi.Cią-gnij za trzciny.Albo świeć, a ja będę ciągnęła.Metoda opływania wyspy za pomocą ciągnięcia ostrych łodyg była nie naj-łatwiejsza i raczej mało wygodna, niemniej jednak dała jakieś rezultaty.Po kil-kunastu zaledwie metrach pojawił się kawałek brzegu dogodny do wylądowania.%7łółknące światło latarki wyłowiło na nim niewielki stos kamieni nie dalej niżjakieś trzy metry od brzegu.114 Zwariować można mruknęła Okrętka, pomagając Teresce wyciągnąćskładak częściowo na ląd i wydobyć z wody materace. Zdawałoby się, że tobydlę płynęło już całkiem na oślep i gdzie trafiło? Oczywiście na te cholernekamienie! Nie narzekaj, może się przydadzą.I zgaś latarkę, też się przyda.Niedługowzejdzie księżyc, a na razie wzrok się przyzwyczai.Pojęcia nie mam, co teraz.Okrętka zgasiła latarkę i spojrzała w ciemność. Co teraz? spytała, a w głosie jej zadzwięczał ton niepokoju. Właśnie nie wiem.Musimy się zastanowić. Wracamy? Wracamy? Jakim sposobem? Nie mamy wioseł, nic nie widać i ja osobi-ście pojęcia nie mam, gdzie jest namiot.Zdaje się, że musimy tu zostać, aż sięrozwidni.Nastaw się na to. Całą noc?!Tereska bez słowa wzruszyła z niechęcią ramionami, zapominając, że Okrętkajej nie widzi.W ciszy słychać było tylko delikatne pluskanie wody i gdzieś bardzodaleko krzyki jakiegoś nocnego ptaka.Szczupak niemrawo szeleścił zielskiemw składaku.Dopiero teraz obie poczuły się nagle kompletnie wyczerpane i poczuły, żejest im zimno.Były mokre i miały na sobie tylko kostiumy kąpielowe.Do tejpory rozgrzewał je wysiłek i emocja, teraz pojawiło się zmęczenie, chłód i głód,wzmożone perspektywą spędzenia w tych warunkach ładnych paru godzin.Okręt-ka zatrzęsła się i zaszczekała zębami. Głodna jestem oświadczyła ponuro. I zimno mi jak diabli.Tobie nie? Cholera pwiedziała Tereska z irytacją. I pomyśleć, że tam mamygotowego węgorza i w ogóle całą kolację.Jak sobie wspomnę!.Pewnie, że mizimno.Ogień, gdybyśmy miały ogień! Nie możemy? Nie wiem.Zdaje się, że w składaku są zapałki, ale nie jestem pewna.Oba-wiam się, że widziałam puste pudełko.Poświeć, powinno być pod dziobem.Latarka świeciła już zupełnie na żółto.Pod dziobem istotnie znalazło się pu-dełko, w nim zaś, wciśnięta pod denko, jedna jedyna zapałka.Pudełko leżało bar-dzo głęboko, tak że pomimo całej walki ze szczupakiem i zielskiem wcale niezamokło.W Tereskę wstąpił nowy duch. No, nareszcie się okaże, że umiejętność zapalania ogniska jedną zapałkąma jakiś sens.Zbieraj suche patyki, najlepiej igły sosnowe.Nie świeć, macaj ręką,ona już zdycha.Widzisz, jak to dobrze, że tu są te kamienie, rozpalimy na nich,akurat sterczą tyle, ile potrzeba! Tylko te dwa z wierzchu się zdejmie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]