[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz najpilniejsza jest kwestia znaczków.Okazuje się, że Janeczka dobrze zgadła, przeszły w ręce Okularnika, a potem w ręce tego upiornego Barańskiego…— Czy Czesio nie mógłby przynajmniej powiedzieć, jak on wygląda? — spytała z namysłem Janeczka.— Ten Barański.Spotyka się z nim, więc chyba wie?— A wy nie wiecie? — zdziwił się Zbinio.— Nie mamy do niego fartu — mruknął z niejakim rozgoryczeniem Pawełek.Zbinio prawie się ucieszył.Dotychczasowe informacje opłacały tamten koński breloczek, otrzymany honorowo.Trzy nowe, leżące na stole, wymagały dalszych zabiegów, a już zdążył się do nich przyzwyczaić i nie wyrzeknie się ich za skarby świata! Tajemniczy Barański stwarzał możliwości.— Musimy wiedzieć te rzeczy, bo części znaczków brakuje i wychodzi, że zabrał je ten parszywiec Okularnik — powiedziała Janeczka.— Musimy wiedzieć na pewno, czy są u Barańskiego.Już odnieśliśmy kawałek wielkiego sukcesu, bo odnaleźliśmy trochę tych znaczków, przez które nasz dziadek w ogóle nie poszedł spać i popłakał się ze szczęścia i chcemy odnieść cały sukces.— Te breloczki… — zaczął Zbinio, kładąc rękę na trzech wisiorkach.— Te breloczki będą twoje, jak się dowiesz wszystkiego o Barańskim — przerwała Janeczka — i jakie Czesio ma zamiary.I w ogóle wszystko o Czesiu.Na razie możesz je zabrać jako wypożyczone.Zbinio był zdecydowany w razie potrzeby wywlec z Czesia nawet wnętrzności.Przygarnął breloczki ze środka stołu ku sobie.— Dobra, umowa stoi…— A ty go zwyczajnie pilnuj — zwrócił się Pawełek do Stefka.— Co zobaczysz, to nasze.A jak mu się co nie uda, to jeszcze lepiej.Gdzie on jest na przykład w tej chwili?Stefek nie zhańbił się niewiedzą.Zbity kłąb zielska wepchnął do kieszeni, bo oddalenie się po szczotkę i śmietniczkę przekraczało jego siły.— W domu — oznajmił z satysfakcją.— Siedzi i wycina znaczki, bo mu pozwoliłem zabrać całą torbę tej pani, co to czyta.I trzeba jej oddać, więc jest pilne.Nie poszedł tam, gdzie miał iść, bo go przedtem trochę wytrzymałem, nogami w nerwach przebierał, aż w końcu machnął ręką i przełożył na jutro.Zły był, że mu się zrobiło za późno, ale trudno, przepadło.Jutro znów się go uczepię.Zaniósł torbę do domu, byłem przy tym i zaczął latać po mieszkaniu za nożyczkami.Na dziś jest z głowy.— Bardzo dobrze — pochwaliła Janeczka.Stefek w ataku szczęścia nie zdążył niczego stłuc, równocześnie bowiem Pawełek szurnął krzesłem.— Możesz nas odprowadzić — przyzwolił rozkazującym tonem, podnosząc się z miejsca.— Obgadamy rozmaite detale…Obgadywane po drodze detale wprawiły Stefka w istną euforię.Włamania do jakichś pomieszczeń, obojętnie jakich, dokonywane w szlachetnym celu i w towarzystwie nadziemskiej istoty, to było szczęście, przekraczające ludzką miarę.— Dobra, koniec gadania, idę na to — rzekł twardo.— Kiedy?— Trzeba natychmiast, ale rzecz w tym, że nie wiemy, gdzie ta działka, żeby ją szlag trafił — odparł gniewnie Pawełek.— Spróbuj i ty popytać kogo popadnie, jak z tymi działkami jest.Z tym, że Czesio ma pierwszeństwo.— Dobra, rozumiem.Moja ciotka ma działkę.— Co?— Moja ciotka, mówię ma działkę… Janeczka aż się zatrzymała.— W takim razie pójdziesz do tej ciotki jeszcze dziś.Żadnych telefonów, osobiście, niech ci porządnie wytłumaczy.Niech narysuje te zarządy! I potem do nas zadzwonisz…W piętnaście sekund później Stefka nie było już widać… Późnym wieczorem z dwóch stron nadeszły wiadomości o klęsce.Pan Lewandowski dotarł do osoby, posiadającej działkę na Żoliborzu, Stefek zaś zjadł kolację u ciotki.Obaj donieśli, że owszem, istnieją zarządy, dla każdego skupiska działek oddzielnie i te zarządy bywają dostępne zazwyczaj w niedzielę koło południa, przez jedną, albo dwie godziny.Są to jedyne placówki, mogące udzielić informacji, przy czym żadna z nich nie posiada telefonu.— No to będziemy tej działki szukali przez cały rok — zdenerwowała się Janeczka.— Dwie godziny, a tego jest zatrzęsienie i wszystko na końcach miasta! Do niczego.Załatw przynajmniej piwnicę, bo dziury zaczynają mnie niepokoić, a ja spróbuję rano sama pójść na te działki.Możliwe, że trzeba się poważnie zastanowić…* * *— Jedna robota z głowy! — oznajmił z triumfem Pawełek nazajutrz w samo południe.— Dziury niepotrzebne, wszystko otwarte.Byliśmy w środku.— Nie mów! — wykrzyknęła Janeczka z ożywieniem.— Poważnie? Opowiedz wszystko natychmiast!— Wytrychy jak złoto, otworzyły i kłódkę, i drzwi, panu Lewandowskiemu mowę odjęło.Chaber pilnował, raz tylko przyleciał i powiedział, że ktoś idzie, więc wleźliśmy do piwnicy pana Lewandowskiego i udawaliśmy, że coś robimy.Niepotrzebnie, bo ten ktoś poszedł w drugą stronę.Potem już był spokój.Światło w środku świeci i faktycznie melina to jest taka, że oko bieleje.Reflektory, koła, pompy, szczęki hamulcowe, żeby sklep był tak zaopatrzony…! Najwięcej tych rzeczy z wierzchu, reflektorów i wycieraczek, ale bebechy też są.Dobrze zgadłem, że do fiata się zmieści, ale z bagażnikiem.Nie ruszaliśmy niczego, na wszelki wypadek, żeby złodzieje się nie połapali, że tam ktoś był.— Zamknąłeś z powrotem porządnie?— A jak? Te wytrychy działają w obie strony.W rezultacie słusznie nie chciałaś, żeby od razu wiercić.Na działkach co?— Na działkach beznadziejnie.Byłam przy Odyńca i akurat zastałam kawałek zarządu.Wszystko się zgadza.— Co się zgadza?— To co mówili obaj, pan Lewandowski i Stefek.Zarządy w niedzielę i tak dalej.Tym sposobem możemy tak szukać jeszcze przez dziesięć lat.Pawełek zakłopotał się i zdenerwował.— Rany, nie mamy tyle czasu! Co zrobimy! Janeczka wydawała się dziwnie mało zmartwiona.Usiadła po turecku na swoim tapczanie i wsparła plecy o ścianę.— Wymyśliłam coś — oznajmiła.— Myślałam i myślałam, bo nie możemy tego zostawić odłogiem.I uważam, że nie ma innego wyjścia.Trzeba zapytać panią Nachowską.— Iiiiii…— Nie iii, nie iii, wiem co mówię! Nie tylko zapytać.Trzeba jej o tym w ogóle powiedzieć.— O czym?! — krzyknął Pawełek niemal ze zgrozą.— O tej całej robocie, o włamaniach i tak dalej.Pawełek opadł z impetem na fotel i zagapił się na siostrę.— Kota masz, czy co? — spytał, zgorszony.— Sam masz kota.Najpierw słuchaj, a potem się zastanów.Nie my jej o tym powinniśmy powiedzieć, tylko pan Lewandowski.My o tym nic nie wiemy, a pan Lewandowski zna młodego Nachowskiego i już dawno miał z nim do czynienia.Powinien jej powiedzieć, że wie o tych złodziejskich machinacjach, wie, że ten jej syn jest niewinny i znalazł sposób, żeby to ukrócić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]