[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Jeżeli on tam ciągle jest - powiedział nagle Pawełek z irytacją - wszystkojedno, żywy czy zamordowany, to ten Rafał potrzebny nam jak powietrze! Wszystkociągle dzieje się nie wtedy, kiedy trzeba! -Być, to on jest, bo Chaber niepoprowadził dalej, tylko chce szukać tutaj - odparła Janeczka.- A co dowywożenia i Rafała, to chyba zgłupiałeś.Obiecałam, co prawda, porucznikowi, żenie będziemy się wtrącać, ale pan Wolski to co innego.Musimy go uratować i niema gadania.I własnego samochodu przecież nie kradną.- To ja! - wyrwał się Stefek z determinacją.- Mnie jeszcze nie widzieli.Będę kulał i podpierał się tym pagajem.Taki, cokuleje, powoli idzie i ten ich samochód będę obchodził pół roku.- Tobie todobrze, pierwszy raz i już tyle tego!- skrzywił się z zawiścią Bartek.- Bardzo dobry pomysł - pochwaliła równocześnie Janeczka, co sprawiło, że Stefekpoczuł w sobie siły wystarczające do przekłucia balonu na wysokości tysiącametrów.- Ale to nie w tej chwili.Najpierw zobaczymy, co będą robić, bo możeodjadą.Nie należy im utrudniać, nie wiemy jeszcze wszystkiego i wolę, żeby tubył spokój.Czekali cierpliwie, chociaż w zdenerwowaniu.- A oni tam teraz pana Wolskiego właśnie mordują - powiedział ponuro Bartek.-Nie denerwuj mnie! - prychnął na niego rozzłoszczony Pawełek.- Co niby mamyzrobić? Dzwonić do drzwi na alarm, czy rzucać kamieniami w okna?- Zapamiętać ich - poradziła sucho Janeczka.- W razie czego będziemy świadkami.Szkoda, że nie wzięliśmy aparatu fotograficznego.- Obojętne, co wyniosą, koszna brudy czy zrolowany dywan, idę! - zdecydował energicznie Stefek.- I jużruszam, bo jako kulawy, prędko leciał nie będę! Podpierając się Szwedką, ruszyłw kierunku zaparkowanego samochodu.Po kilku krokach zmienił widocznie poglądyna swoje inwalidztwo, bo przełożył szwedkę do prawej ręki i zaczął kuleć nadrugą nogę.-Niech on się na coś zdecyduje - mruknął krytycznie Pawełek.Ci samidwaj ludzie wybiegli nagle z budynku.Zpieszyli się wyraznie, jeden niósł w ręku aktówkę.- No, w tym by się pan Wolski nie zmieścił- ocenił z pewną ulgą Bartek.Stefek zapewne był tego samego zdania, bo zatrzymał się.Obaj złoczyńcy wsiedlido samochodu, nie zwracając żadnej uwagi na wspartego na szwedce chłopca.Ruszyli ostro i odjechali.- Nikt na nas nie patrzył z żadnego okna -zawyrokowała Janeczka, wychodząc z ukrycia.- Gdyby patrzył, coś by impowiedział i przynajmniej by rzucili okiem.Udawaliby, że kluczyk im się zaciąłi wsiadaliby jak pokraki.- No to do roboty! - zarządził Bartek.- Ja tego panaWolskiego w gruncie rzeczy zacząłem nawet lubić i nie zależy mi na jegopoderżniętym gardle.- Nikomu nie zależy - powiedział gwałtownie Pawełek.- Wręcz przeciwnie.My doniego mamy interesy.Janeczka.Janeczka już konferowała z Chabrem.Piesjeszcze raz poinformował, że odwiedzili ten dom wrogowie, powęszył pod wrotamigarażu, po czym ruszył na drugą stronę domu.Obeszli za nim budynek,przedzierając się przez krzaki.Chaber wciągał nosem powietrze, węszył wyżej,węszył tuż przy ziemi, przesunął się wzdłuż muru i nagle zastygł przy małym,piwnicznym okienku, nisko umieszczonym.Trwał tak dwie sekundy, następnie cofnąłsię i triumfalnie wystawił zwierzynę.- Jak to? - zdumiała się Janeczka.- Tu?Tu jest pan Wolski? Chaber wyraznie, całym sobą, potwierdził.Tak jest, tam byłpan Wolski.W dodatku żywy, chociaż w niebezpieczeństwie, i z pewnością niecouszkodzony.Gdyby był martwy, pies zachowałby się zupełnie inaczej i niezostawiłby miejsca na żadne wątpliwości.Patrzyli na siebie wzajemnie,zdezorientowani i przez chwilę trochę bezradni.Zwykła piwnica nie dorównywaławprawdzie lochom zamkowym, ani też celi na wieży, niemniej jednak stanowiłajakiś problem.Z całą pewnością pan Wolski był w niej uwięziony.Uwalnianieofiar z przymusowego zamknięcia jeszcze im się dotychczas nie przytrafiło i niemieli w tej dziedzinie żadnych doświadczeń Sytuacja, ogólnie biorąc, byłaokropna i zaskoczyła ich całkowicie, ale zostawić tego wszystkiego odłogiem wżadnym wypadku nie mogli! Bartek przykląkł przy oknie, usiłując wepchnąć w niegłowę i zajrzeć, względnie przyłożyć ucho.Pawełek poszedł w jego ślady, dziękiczemu obaj wpadli do zagłębienia przy okienku, na szczęście dość płytkiego.Byłotam tylko nieco za ciasno dla dwóch osób.Bartek uwolnił przygniecioną rękę ibezskutecznie próbował wydobyć spod Pawełka nogę.- Nic nie widać i nic nie słychać - stwierdził, zmartwiony.- Ty, zejdz ze mnie, jak rany.Szyba przeszkadza, ornamentowa i zbrojona.Tłuczeny.Janeczka zawahała się.Pawełek wygrzebał się z dołu i podjął decyzję beznamysłu.- Małe to okno.Wal.W razie czego wstawimy nową na własny koszt, niezbankrutujemy przez to.- Zaraz! - zaprotestowała Janeczka, bo zdolność myślenia wróciła jej jużcałkowicie.- A jeżeli oni wrócą i zauważą, że przedtem była szyba, a potem jejnie ma? Ona jest brudna i wyrazna.Zgadną, że ktoś tu był, a jeżeli nie wrócą,pan Wolski okropnie zmarznie! Może tylko mały kawałek wyjąć i przyłożyć potem.- Jakim sposobem! - skarcił ją Bartek z dołu.- Do czegoś takiego diamentpotrzebny.Nie mamy.- To ja bym zostawiła.Wiemy, że pan Wolski tam jest, żywy, pewnie związany izakneblowany, a możliwe, że nieprzytomny, więc i tak się z nim nie dogadasz.Musimy go uwolnić.Przez to okienko by nie przeszedł, więc jakoś inaczej.- Jak niby?- Przez drzwi - powiedział stanowczo Pawełek.- Czekajcie no, Chaber pokazał, żewnieśli go do garażu, zgadza się? Nie do domu.Do domu wcale się nie pchał?Skierował pytające spojrzenie na- siostrę.Janeczka kiwnęła głową.Tak jest,droga pana Wolskiego do tego prywatnego więzienia prowadziła wyłącznie przezgaraż.- Znaczy, przez garaż jest przejście do piwnicy.Znaczy, ryzyk-fizyk.Bartek, co ty na to.? Sposób działania i jego cel już się właściwiewyklarowały, wszyscy odzyskali przytomność umysłu, a sensacyjność wydarzeniawcale nie zmalała.Akcja uwalniania więznia nabrała wyraznego oblicza, płomiennyzapał dodał ducha i wzmógł bystrość.Bartek w błyskawicznym tempie przemyślałwszystkie trudności, kiwnął głową, pokręcił nią i zaprezentował zakłopotanie.-Primo po pierwsze gazu, póki ich nie ma, bo mogą wrócić.A po drugie primo, tomusiałbym skoczyć do warsztatu, bo narzędzi do szkoły nie noszę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]