[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy szli na górę, Sternau zwrócił się do Sępiego Dzioba:— Słyszałem, że przybył senior ze stolicy, gdzie jest teraz główna kwatera Juareza?— W Zacatecas.Wszystkie miejscowości, położone na północ od tego miasta, są również obsadzone przez jego wojska.— A jak się nazywa najbliższa, w której stacjonują?— Nombre de Dios.Dobry jeździec może tam dotrzeć w ciągu nocy.— A pan?— Do licha! Sępi Dziób miałby nie dojechać? Zupełnie tak, jak gdyby tytoń, który żuję, nie umiał znaleźć mojej gęby, gdy poczuję nań ochotę!— Pojedzie więc pan?— Z najwyższą przyjemnością.Chodzi zapewne o tych dwustu ananasów, których zamierzamy uwięzić w podziemiach?— Tak.Złoży pan komendantowi raport i poprosi o przesłanie odpowiedniej liczby żołnierzy.— Dobrze.Przed południem wrócę.— Martwię się tylko czy panu uwierzą.— wtrącił Grandeprise.— Niech pana o to głowa nie boli.Przejeżdżałem przez to miasteczko z seniorem Kurtem i odwiedziliśmy komendanta.A zresztą zna mnie osobiście.Byliśmy razem nad Rio Grandę podczas spotkania Juareza z lordem Drydenem.Miał wówczas stopień podporucznika, dziś jest majorem.W tym kraju ludzie awansują błyskawicznie.A więc idę do venty po konia.Za dziesięć minut ruszam w drogę!Była już noc, gdy Sternau wrócił do towarzyszy, odpoczywających w szpitalnej sali.Zdał im pokrótce relację z tego, co razem z Kurtem odkrył w klasztorze i co zamierzają robić.Niemal wszyscy zaoferowali natychmiastową pomoc.Podziękował serdecznie, ale stanowczo odmówił.— Nasz plan unieszkodliwienia owych dwustu zbirów — uzasadnił — wymaga tylko dwóch osób.W przeciwnym razie, mógłby się nie powieść.Będziecie mi natomiast potrzebni w końcowej fazie akcji.Nad ranem.Wtedy na pewno zwrócę się do was.Niedawni więźniowie — z wyjątkiem hrabiego Fernanda, który leżał w łóżku — czuli się stosunkowo nieźle, byli pogodni i weseli.Do ich beztroskiego nastroju przyczynił się niewątpliwie personel szpitalny, okazujący im uprzejmość i życzliwość.Nikt z tego zespołu nie mógł wprost uwierzyć, że to, co opowiadali byli jeńcy, jest prawdą.Dla Sternaua i jego towarzyszy nie ulegało natomiast wątpliwości, że lekarze i pielęgniarze, a także służba klasztorna nie mają nic wspólnego ze zbrodniczą działalnością doktora Hilaria.Sternau niewiele spał tej nocy.Około czwartej zszedł do podziemi.Miał dosyć czasu, by rozsypać proszek na korytarzu.W pół godziny później opuścił klasztor Kurt.Wyszedł przez otwartą bramę i schodził w dół szosą prowadzącą do miasteczka.Gdy znalazł się u podnóża góry, zaczął nasłuchiwać.Nagle ktoś krzyknął mu nad uchem tak głośno, że niemal podskoczył:— Halo! Kto tam?— Przyjaciel! — odrzekł.— Hasło?— „Miramar”— W porządku.Czekamy na ciebie.Chodź ze mną.Ujął porucznika pod ramię i poprowadził.Przeszli spory szmat drogi.Mimo ciemności Kurt zaczął rozpoznawać sylwetki ludzi i koni.W pewnym momencie zatrzymali się.Ktoś podszedł do nich i zapytał:— Macie go?— Tak, jest tutaj, pułkowniku.Ten, którego tak tytułowano, zwrócił się do Kurta:— Kim jesteś?— Nazywam się Manfredo, jestem bratankiem doktora Hilaria.— To mi wystarczy.Czy brama klasztoru otwarta?— Nie.Zmyto by mi głowę, gdybym otworzył.— Zmyto by? Kto miałby to zrobić?— Komendant.— Jaki komendant? Nic mi o tym nie wiadomo!— Tak też myślałem.Te łotry zagnieździły się na górze dopiero o północy.— Jakie łotry?— No, ludzie Juareza.Jest ich pięćdziesięciu.Zdaje się, że zwąchali pismo nosem, bo dowódca pytał z ironią w głosie, czy dzisiejszej nocy nie spodziewamy się jeszcze jakiejś wizyty.— Aha! Domyślają się czegoś.Ale kpinami nic nie wskórają.Przetrzepiemy tym łotrom skórę!— Oby się powiodło, senior.Ale jak sforsujecie mury i bramy klasztoru?— Bramę można wysadzić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]