[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdaje się, że jej musiała odczytywać swoje wiersze, bo dziecko miało czasem wyraz twarzy mocno znudzony; przez tę miłość dla Haneczki zdobyła sobie jednakże całkowitą sympatję Szczygła.— Dobra baba — rzekł mi.— Ożeń się, ona jeszcze dobrze wygląda.— Łykowata, — odpowiedział, czyniąc dziwne ruchy rękoma — zjełczała.I o nią jednak był zazdrosny ze względu na Haneczkę, jak zresztą o wszystkich, uważał bowiem, że sam jeden ma prawo do jej wyłącznej miłości i że on jeden może ją wychować.Tak był zaślepiony w tem dziecku, że ze zgrozą myślałem, co Szczygieł uczyni, kiedy mu je odbiorą, bo że odbiorą, to pewne.Pani Zasielska pozałatwia swoje tajemnicze sprawy i zgłosi się bezwątpienia po córkę wszystko bowiem najgorsze można powiedzieć o kobiecie bez wielkiego ryzyka, nie wolno jednakże w wątpliwość podawać jej macierzyńskiej miłości.Jaka ona tam jest ta mistyczna przyjaciółka Szczygła, to jest, zrobiła głupstwo, lecz pewnie nie na długo, musiała zaś dobrze poznać Szczygła i wiedziała, że rodzony ojciec takby dziecka tego nie kochał, jak on je kochał.To ją nieco tłumaczy, jeśli musiała w istocie wyjechać na dłużej.Wróci i zabierze Hankę, a wtedy będzie katastrofa.Szczygieł biedaczyna miał teraz jakieś jaśniejsze życie, zniósłby największą nędzę dla tego dziecka, wszystkoby dla niego porzucił; przywiązanym był do Haneczki zupełnie chorobliwie, miłość zaś była obopólna.Dziewczynka zapomniała o matce i chowała się zdrowo i radośnie wśród trzech wielkich przyjaciół, których jej było wolno targać za włosy i za uszy, wśród zgromadzenia wielbicieli swoich zapamiętałych, do nas dwóch bowiem przyłączył się skwapliwie ksiądz Łoś.Szczygieł szeroko projektował na temat wychowania Haneczki i potrafił z nią o tem gadać przez cały dzień, oboje więc dokładnie i z największą pewnością wiedzieli, że za dwadzieścia lat Szczygieł kupi willę we Florencji, że będą hodowali tylko żółte, pnące się róże, że ja dostanę w tej willi pokój na piętrze i że za dwadzieścia jeden lat Haneczka wyjdzie zamąż.Szczygieł określił dokładnie, jak ten mąż powinien wyglądać i jak się ma zachowywać, bo jeśliby nie chciał, to pal go licho, bo czyż mało na świecie książąt? Każdy zaś do nóg padnie Szczygłowi i będzie prosił i będzie błagał, ale Szczygieł jako teściowa będzie twardy i najpierw wszystko mądrze wybada i wprzódy pojedzie do kraju, aby się naradzić z księdzem Łosiem, bo nikt inny przecież ślubu Haneczce nie da, tylko on.Haneczka zgadzała się zasadniczo na wszystko i oboje byli serdecznie zadowoleni w każdym wypadku, bo czasem Szczygieł po głębokim namyśle zmieniał zamiary i zamiast kupować willę we Florencji, chciał dla swej dziewczynki kupić śliczną wieś w kraju.Zapytana o zdanie, Haneczka chmurzyła się tak właśnie, jak Szczygieł, bo to nie była sprawa byle jaka, trzeba się.było nad tem zastanowić.Po namyśle aprobowała więcej patrjotyczny nowy projekt, więc się serdecznie całowali przez pół godziny w celu udokumentowania nieodmiennych już do następnego dnia zamiarów.Na każdy wypadek trzeba było Haneczkę rozwijać i kształcić w niej duszę, aby się nie zapatrzyła na swego przybranego ojca, bo ze ślicznego dziecka mogła wyróść niemowa, z czem on mógł żyć od biedy, kobiecie jednakże byłoby nijako.Kierunek wychowania objął najgorzej wychowany na świecie człowiek, bo on właśnie, ja byłem tolerowany w tym związku duchowym jako nadworny jej poeta, zmuszony częstokroć do ciężkiej pracy, godzinami bowiem całemi musiałem opowiadać bajki, których jej zawsze było za mało.Siadaliśmy czasem we troje o zmroku, Szczygieł trzymał Hankę w ramionach, przytuloną do niego miłośnie, ja siadałem opodal i opowiadałem niestworzone rzeczy.Wśród tego Hania zasypiała, więc ją Szczygieł układał w wielkiej ciszy w łóżeczku, a ja urywałem opowiadanie szeptem.Po chwili on powracał, siadał naprzeciwko i mrowił cicho:— Gadaj że dalej, no i co się stało? Albowiem znakomity malarz, mój przyjaciel ponury i smutny, artysta boży, był jako dziecko i takie też miał serce.Z niego nauczał Hanię, jak.z książki, złotemi pisanej literami; słodkie to dziecko zadawało pytania, a on odpowiadał po namyśle, cierpliwie i po dziecięcemu i wtedy oboje rozumieli się najlepiej bo odpowiedzi jego były godne jej pytań.Hania pytała:— Z czego się robi słońce?— Ze złota, — odpowiadał jej mistrz, — a księżyc robi się ze srebra.Pan Bóg wziął wielką górę kamienną w rękę i bił nią jak młotem w wielki stos złota, aby się stała okrągła.Tak samo uczynił księżyc, a potem przywiązał je promieniami do nieba.Ha, tak było! Słońce świeci w dzień i niczego się nie boi, dlatego jest wesołe, a księży boi się sam jeden w nocy na niebie i dlatego ma wciąż otwarte oczy, nigdy nie śpi i jest smutny— A dlaczego smutny?— Powiedziałem ci, Hanuś, bo jest sam.— A dlaczego sam?— Bo jest taki piękny, że drugiego takiego niema na świecie.Jeśli księżyc właśnie był na niebie, podnosi wtedy oboje oczy i patrzyli przez górne szyby pracowni i długo milczeli.Haneczka patrzyła długo strwożona, na smutny księżyc, potem mówił szeptem:— On na mnie patrzy.— Tak, dziecino, patrzy,— A co on mówi?— On mówi, że się.nie ma przyczem ogrzać i że siny jest od zimna i że jest najbiedniejszy na świecie.Hania myślała długo, potem szepce:— Powiedz mu, niech tu przyjdzie.— Idzie właśnie.Wtedy księżyc dzwonił cichutko promieniami o szyby i wchodził do nich wielką smugą światła, aby się ogrzać przy tych dwóch sercach, które przytulone do siebie, biły cicho, równo i szczęśliwie.XV.Przez dwa miesiące, dzień w dzień, przychodziłem do Zabłockich o tej samej godzinie; stałem się niemal członkiem rodziny, tak, że po pewnym czasie poczciwa ciocia Isia przestała asystować przy moich rozmowach z panną Zofją.Stary Zabłocki przy każdej sposobności dziękował mi spojrzeniem i czasem, bez powodu, milcząco ściskał moją ręką.Szczygieł przychodził rzadziej, był bowiem w stanie podnieconym.Malował swój wielki witraż.W całym domu panowała cisza i uroczysty, kościelny jakiś spokój.Z początkiem marca jednakże spokojną wodę tej ciszy zmąciłem ja, zupełnie nieoczekiwanie, przyniósłszy jednego dnia kupioną na rogu ulicy mizerną wiązkę bladych, bezkrwistych, przerażonych sobą pierwiosnków.Nie przypuszczałem, że moje nieszczęsne pierwiosnki zaniepokoją cały dom.Ujrzawszy je, pan Zabłocki przybladł.— Jakto? już wiosna? — zapytał.— Jest już za miastem!— Boże, Boże! — szepnął stary mason.Mniej więcej dosłownie powtórzyła dialog ciocia Isia.Uczyniło mi się nijako
[ Pobierz całość w formacie PDF ]