[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twierdziła, że odziedziczyła po niej tę cechę.Ten zmysł mówił jej, że wkrótce umrze.Bała się o przyszłość syna.O to, co się z nim stanie, jeśli ona umrze.Był jeszcze małym chłopcem.Michael Keogh i jego żona nie mogli mieć dzieci.Wiedzieli o tym przed ślubem, a jednak pobrali się.Uznali, że nie jest to najważniejsze, skoro najbardziej liczy się uczucie.Czasami rozważali adopcję.W tych okolicznościach brat przyrzekł zaopiekować się dzieckiem, choć nie dawał wiary przeczuciom siostry.Ta „obietnica” miała przede wszystkim uspokoić ją.W tym czasie Mary spotkała i została „omotana” przez mężczyznę niewiele od siebie starszego.Nazywał się Wiktor Szukszin.Był to rosyjski dysydent, który uciekł na Zachód w poszukiwaniu azylu politycznego.Pobrali się w 1960 roku i zamieszkali w Bonnyrigg.Ojczym Harry’ego był lingwistą, dawał prywatne lekcje rosyjskiego i niemieckiego w Edynburgu.Nowe małżeństwo nie miało problemów finansowych.Oboje oddali się życiu bez trosk, zaspokajali swoje pragnienia, robili to, co lubili.Szukszin także był zainteresowany „paranormalnością”, podobnie jak Mary.Michael Keogh poznał go dopiero na ślubie siostry, potem jeszcze raz widzieli się na wakacjach, a potem na jej pogrzebie.Zimą 1963 roku Mary Keogh zmarła - jak przepowiedziała - w wieku 32 lat.Jej rodzina nie lubiła Sukszina.Coś ich od niego odrzucało, może to, co przyciągało Mary Keogh?Jej śmierć była czymś dziwnym.Mary utonęła pod lodem, pochłonięta przez rzekę.Wiktor był razem z nią, ale nie mógł pomóc.Oszalały pobiegł po ratunek - na próżno.Płynąca pod lodem rzeka miała wiele spokojnych miejsc na brzegach, gdzie mogła wynieść ciało.Czekano do roztopów.Bezskutecznie.Woda nanosiła dużo mułu z okolicznych wzgórz.Sądzono, że przykrył ciało.Mary Keogh nigdy nie odnaleziono.Michael wypełnił obietnicę.Harry zamieszkał u niego w Harden.Szukszin musiał na to przystać, zresztą nie lubił dzieci i nie był zdolny do samodzielnego wychowywania chłopca.Z woli matki Harry otrzymał spory spadek, dom w Bonnyrigg dostał się Rosjaninowi, który powrócił do swoich lekcji.Ani razu nie wyraził chęci zobaczenia Harry’ego, ani o niego nie pytał.Historia rodzinna, mimo że dramatyczna nie mówiła nic specjalnego o Harrym Keoghu.Jedyną rzeczą, która bardziej zainteresowała Hannanta były szczególne skłonności jego babki i matki do zjawisk paranormalnych.Mary była przekonana, że odziedziczyła „moc” po matce, Nataszy Keogh.Jakiś czas potem, gdy Harry opuścił szkołę dla chłopców w Harden i przeszedł do college’u w Hartlepool, Hannant natknął się na ostatnią „odmienność” dotyczącą chłopca.Na strychu stała stara, drewniana skrzynia pełna książek, papierów, zapisków ojca z nauczycielskich czasów.Hannant natknął się na nią, gdy poszedł naprawiać dach.Była solidnie zbudowana.Ciemne drewno, mosiężne okucia i zawiasy nadawały jej staroświecki wygląd.Obejrzał stare fotografie, odłożył rzeczy, które ewentualnie przydałyby się do pracy w szkole.Znalazł stary, oprawiony w skórę notes, pełen notatek.Układ i styl prac ojca zastanowił go.W jednej chwili ów znany, niewytłumaczalny chłód otoczył go.Zadrżał, usiadł gwałtownie.Ciało zesztywniało.Jak w transie.Zamknął notes ojca i szybko zbiegł na dół.Wpadł zdyszany do salonu, gdzie w kominku buchał ogień.Bez zastanowienia rzucił zeszyt w płomienie.Tego samego dnia zebrał notatki i książki Keogha, by przesłać je do college’u.Wziął najnowszy zeszyt i przejrzał przelotnie kilka stron.Zamknął go i także wrzucił do ognia.ROZDZIAŁ CZWARTYLatem 1972 Dragosani wrócił do Rumunii.Wyglądał świetnie w modnej, spranej koszuli bez kołnierzyka, w dobrze skrojonych spodniach.Miał na sobie połyskujące, czarne buty o ostrych, spiczastych czubach, marynarkę w kratę z dużymi kieszeniami.Było upalne popołudnie.Dragosani znajdował się teraz na obrzeżach wioski, nieopodal drogi łączącej miejscowości Corabia i Calinesti.Stał nieruchomo oparty o samochód.Patrzył na bezładnie rozrzucone wiejskie chałupy.Dookoła rozciągały się pola uprawne.Wyglądał jak bogaty turysta z Zachodu, może z Turcji czy Grecji.Z drugiej strony, wołga czarna jak jego buty, nasuwała inne skojarzenia.Turyści jednak są wszystkiego ciekawi, kręcą się bezustannie, a on patrzył spokojnie, jakby okolica była mu dobrze znana.Właściciel zagrody, Hzak Kinkovsi, nadszedł od strony budynku gospodarczego, gdzie właśnie skończył karmić kurczaki.Zdziwił się, bo oczekiwał turystów dopiero pod koniec tygodnia.„Co to za jeden?” - pomyślał podejrzliwie.„Może to urzędnik z Ministerstwa Gospodarki Terenowej, jakiś zasrany sługus tych bolszewickich przemysłowców.Muszę na niego uważać”.- Kinkovsi? - zapytał przybysz - Hzak Kinkovsi? Powiedzieli mi w Ionestasi, że masz pokoje.Rozumiem, że ten budynek - wskazał na chwiejący się kamienny dom przy brukowanej drodze - to pokoje gościnne.Kinkovsi pobladł i udawał, że nic nie rozumie.Zmarszczył brwi i przyglądał się Dragosaniemu, zbierając myśli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]